InformacjePOLSKA I ŚWIAT:

“Zaufali mi i wkręcili w ten swój świat”. Rozmowa z Marcelem Prążyńskim

Spotkanie z młodym basistą, który dźwiękami tworzy swoją historię. Pasja i nieznane jeszcze brzmienia w pierwszym wywiadzie członka zespołu Sary James! Rozmowę prowadzi Kacper Waśkowiak, student dziennikarstwa i komunikacji medialnej UZ.

Kacper Waśkowiak: Marcel, najpierw garść wspomnień. Chodzisz jeszcze do podstawówki w Zbąszynku i chcesz już powoli zacząć spełniać się muzycznie. Co było pierwszym wydarzeniem w stronę realizacji marzeń?

Marcel Prążyński: Wiesz co, w Zbąszynku jakoś za bardzo się nie udzielałem od początku, bo szybko stąd wyjechałem, ale jedno z takich osiągnięć, które pamiętam, zdobyłem właśnie w podstawówce. Pojechałem wtedy na konkurs Pro Arte. Zostałem jego laureatem. To był chyba 2014 rok. Potem zostałem zaproszony, żeby zagrać na głównej scenie w Zielonej Górze z okazji dnia miasta. To było dla mnie ogromne przeżycie.

Co Cię skłoniło do wyjazdu?

Skłoniła mnie myśl “co dalej?”, bo zawsze ta muzyka była jakoś z tyłu głowy. W gimnazjum musiałem podjąć jakieś kroki – zacząć myśleć o tym, co chcę robić, więc stwierdziłem, że do liceum wyjadę do Poznania – do szkoły muzycznej. Pozytywnie zdałem tam egzaminy. Tam tak na dobrą sprawę się wszystko zaczęło.

I wszedłeś na ten rynek ogólnopolski właśnie w Poznaniu?

Branża muzyczna w Polsce jest bardzo mała. Bardzo dużo ludzi się zna ze sobą, kojarzy się. Jak byłem w Poznaniu, to jeszcze to nie było na takim poziomie, jak teraz w Warszawie, ale już  niektóre osoby poznałem. Dzięki nim potem mogłem iść dalej. Nie powiedziałbym, że to były jakieś grube rzeczy, ale pewne osoby mi pomogły pójść dalej rozwijać się w tę stronę.

Okej, a czy są tutaj w okolicy Twoje lokalne inspiracje muzyczne?

Na pewno grupa Lemon z Igorem Herbutem na czele jest zespołem, który zawsze wywierał na mnie większe wrażenie, inspirował od małego. Ja też dzięki nim tak naprawdę wszedłem w to. To, że gram u Sary, to jest właśnie ich zasługa. Zaufali mi i wkręcili mnie w ten świat swój, w ten świat grubszy, na miarę całej Polski.

A jakie były najważniejsze momenty albo przełomowe wydarzenia dla Ciebie?

Przełomem na pewno była wyprowadzka do Poznania, bo wcześniej działałem sam muzycznie – uczyłem się sam tych wszystkich rzeczy. Nie korzystałem lekcji prywatnych, czy szkół muzycznych, a ta wyprowadzka dała mi takiego kopa, że faktycznie musiałem zasięgnąć tej większej wiedzy większej muzycznej i teoretycznej.

Na Twoim Instagramie zauważyłem kilka filmików z ludźmi zza granicy, co mnie trochę zdziwiło. Jak to zrobiłeś, że Cię zauważyli artyści spoza Polski?

Instagram jest teraz w tej branży muzycznej bardzo ważnym podmiotem do egzystencji, bycia i rozwoju. Jak cię nie ma w mediach, to ciężko jest ci po prostu zabłysnąć. To, że jesteś dobrym muzykiem to jedno, ale teraz są takie czasy, że musisz istnieć też w mediach.

Czyli dlatego tak prężnie tam działasz!

Dzięki Instagramowi i innym portalom udało mi się dojść do tych wszystkich ludzi, również zza granic Polski. To mi też otworzyło dużą drogę do bycia tutaj w Polsce na jakimś tam poziomie, bo zauważyli mnie ludzie, którzy po prostu już działają. Poszedłem swoją drogą, ale dzięki nim było mi łatwiej.

Miałeś trudności z przebiciem się muzycznie? Przebiciem do gry na większych festiwalach albo koncertach.

To jest trudne pytanie, bo przebić się było łatwo, tylko ta cała droga, żeby dojść tego momentu, że jedziesz na ten festiwal, była trudniejsza. To, że ja tam grałem, nie było dla mnie ciężkie, bo byłem w składach. Nie byłem tam sam, nie byłem solowym artystą, tylko grałem z kimś. Cięższe było to, żeby znaleźć się przy tych osobach.

Co robiłeś, żeby się przy nich znaleźć?

Bardzo dużo musiałem jeździć do różnych miast w całej Polsce, często zawalając obowiązki. Stwierdzałem, że mogę sobie pojechać gdzieś dzień wcześniej bardzo daleko, żeby kogoś poznać, a następnego dnia miałem np. sprawdzian z matmy.

Czyli wymagało to dosyć dużych poświęceń…

Myślę, że mi się to opłaciło, bo bardzo dużo poświęciłem takiego czasu i intensywnie to jakoś rozplanowałem. Jeździłem na różne Jam Session, imprezy. Wszystko i wyłącznie to są tylko kontakty w Polsce. Wiadomo, umiejętności są bardzo ważne, ale dla mnie ważniejsze jest obcowanie z tymi ludźmi.

Wróćmy do lokalnej społeczności. Otrzymałeś jakieś wsparcie od lokalsów?

Nie chcę mówić, że nie. Nie chcę mówić, że tak. Ja też nigdy sam nie miałem inicjatywy, żeby tutaj zabłysnąć, występować, czy otrzymać jakąś tam pomoc. Głównie tak jak mówiłem wcześniej działałem sam i robiłem swoje rzeczy, potem się to opłaciło i przyszło.

Ale zagrałeś raz w Zbąszynku!

Jak już poważniejsze rzeczy się działy u mnie, to stwierdziłem, że fajnie będzie się tu pokazać. Porozmawiałem z Domem Kultury i zorganizowaliśmy koncert. Ja co prawda nie jestem z niego zadowolony, bo myślę, że jeszcze nie byłem na niego wtedy gotowy. Teraz bym na pewno zagrał lepiej, ale cieszę się, że mogłem się tu pokazać.

Wiem, że grałeś dwa lata z rzędu na Winobraniu. Raz z Zalią, a raz z Sarą. Miałeś propozycje grania na dniach miast tutaj w okolicy?

Pewnie. Ja w ogóle cały ten sezon, całe to lato to większość koncertów grałem właśnie w Lubuskim i Wielkopolskim. Bardzo dużo grałem tu w okolicy.

Widzisz jakieś różnice w podejściu do tworzenia muzyki w mniejszych miejscowościach, a większymi ośrodkami?

Kwestia jest po prostu pracy, bo jeśli działasz i rzeczywiście robisz muzykę, to zawsze ci to popłaci. Nie ma znaczenia czy jesteś z mniejszej miejscowości czy z większej. Zawsze ta muzyka będzie jakaś, bo będzie twoja.

Więc nie ma dużej różnicy, można powiedzieć, że nawet wcale nie ma.

Jeśli jesteś z takiego Zbąszynka, czy innej mniejszej miejscowości, to jakby nie masz opcji pokazania tej swojej muzyki komuś, albo co ważniejsze – robienia jej z kimś. To jest właśnie minus, bo uważam, że zawsze jak jest jakaś większa grupa do tego to wychodzi lepiej, a w małych miasteczkach ciężej znaleźć osoby, które czują to co ty. Ale to nie tak, że trudniej wystartować z małych miast. Ja uważam, że nie, bo wszystko się da jeśli się chce. Potrzebne jest tylko wsparcie.

A widzisz siebie jako reprezentanta tej społeczności?

Jasne! Bardzo dużo o tym też myślę i fajnie jakby była taka opcja kiedyś być przedstawicielem tego naszego regionu muzycznego. Nie mam za bardzo dużo wspólnego ze Zbąszynkiem, bo jakoś szczególnie tu nie działałem muzycznie, ale stąd jestem, tutaj są moi rodzice, tutaj często wracam. Jakieś powiązanie z tym regionem mam, więc byłoby super. Tak jak ten konkurs, gdzie śpiewałem i grałem na gitarze, to pierwsze kroki i dla mnie pierwsze większe osiągnięcie było właśnie w Zbąszynku.

Jak trafiłeś do zespołu Zalii?

Z Zalią dwa lata temu mieliśmy taki etap, gdzie była debiutantką i tak naprawdę zagraliśmy wszystkie chyba możliwe festiwale w Polsce, które są większe. Męskie Granie w Warszawie i w Gdańsku, Orange Warsaw, Opener ten nieszczęsny z burzą.

Właśnie wtedy też sam zacząłem jej słuchać, za co jestem Ci wdzięczny, bo to głównie Twoja zasługa!

Zacząłem z nią współpracować przez wcześniej zdobyte znajomości. Poznałem takiego perkusistę, który poznał mnie ze swoimi znajomymi. Okazało się, że jednym z tych znajomych jest Jasiek Dąbrówka, czyli perkusista, który gra teraz u Zalii. Ta ekipa, która jest zespołem Julki, to są jej przyjaciele. Oni znają się wszyscy od małego. A, że nie mieli kolegi basisty, to ten Jasiek zaproponował mnie.

Jak wcześniej mówiłeś teraz grasz u Sary i wszedłeś tam dzięki zespołowi Lemon. Teraz jesteś na wyłączność tylko u Sary? Czy grasz różnie?

Różnie. Staram się to łączyć, bo oba projekty są dla mnie ważne. Jest to zupełnie inna muzyka i zupełnie inny klimat przybywania, obcowania ze sobą i wszystkiego. To są zupełnie dwa inne światy. Staram się dzielić wszystko po równo, być wszędzie gdzie mogę. Nie zawsze się to udaje, bo terminy się często pokrywają, ale mam swoich zastępców, którym ufam i oni grają za mnie koncerty czy z Sarą czy z Julką wtedy, kiedy ja nie mogę zagrać.

A od kiedy grasz u Sary?

U Sary zacząłem grać w tym roku dzięki Małemu, którego w ogóle poznałem w Zielonej, a poznałem go przez to, że w Poznaniu poznałem taką Magdę, która miała chłopaka saksofonistę, który był z Zielonej Góry. Zaprzyjaźniłem się z tym saksofonistą i zacząłem wtedy jeździć do niego do Zielonej na różne koncerty i tam właśnie poznałem jednego członka ekipy Lemon i dzięki niemu poznałem się z reszta ekipy czyli Igorem, Magdą, Agą i resztą. No i tak jakoś się wkręciłem. Igor zaczął być managerem Sary i ja jako już znajomy, zostałem zapytany, czy nie chciałbym grać w zespole Sary.

Dostawałeś propozycje od większych artystów lub zespołów?

Tak, działam też jako muzyk sesyjny jak już wspominałem. Często mam opcję, żeby dogrywać się do kogoś, czy nagrywać bas albo inne instrumenty do utworów. Dwa lata temu dograłem się do utworu Kasi Moś.

Teraz już na sam koniec. Czy miałbyś jakieś rady dla początkujących artystów?

Na pewno wybrać jakiś kierunek. Muzyka to jest bardzo duże pojęcie. Postawić sobie małe cele. Pamiętam, że ja na początku stawiałem sobie małe cele do których dążyłem i jak je osiągałem, to szedłem dalej. Nie patrzeć za bardzo w przód, stawiać małe cele, iść po prostu tą drogą i wierzyć, że się uda! Ćwiczyć przede wszystkim, poznawać ludzi!

 

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00