KULTURA:

Jak przeżyć za 1200 zł?

Rozważania na temat zawarty w tytule należałoby zacząć od pojęcia słowa "zatrudnienie" –  i tak oto, otwierając chociażby Wikipedię, czytamy, że zatrudnienie (praca w sensie prawnym) to umowa  między pracodawcą, a pracownikiem. Umowę tą reguluje Kodeks Pracy. W ujęciu ekonomicznym pracodawca układa wydajne zajęcie, przeważnie z zamiarem tworzenia zysku, a pracownik wnosi swoją pracę do tego przedsięwzięcia w rewanżu otrzymując pensję.

Czym jest praca

Etymologia polska słowa praca wskazuje na: trud, mozół, wysiłek, utrapienie i staranie, czym zbliża się do słowa zatrudnienie. By zachować logiczny ciąg, należy przypomnieć sobie termin płacy, która stanowi wynagrodzenie ludzi za wykonaną pracę – jest, więc ceną jednostki pracy, kształtowaną na rynku pracy. Poziom płacy zależy z jednej strony od kosztów życia – musi zapewnić utrzymanie pracownikowi i jego rodzinie (tzw. płaca naturalna), z drugiej strony – od gry popytu i podaży na rynku pracy (tzw. płaca rynkowa). W Polsce od lat obserwowane są tendencje zmierzające do zrównania płacy naturalnej z rynkową. Co do słuszności takich poczynań zdania są mocno podzielone.

Przypomnienie podstaw mamy już za sobą. Płaca nie jest stała, ani realnie, ani nominalnie. Najważniejsze teorie w ekonomii mówią, że jeśli wyższe płace nie dadzą wyższego przyrostu naturalnego tylko przełożą się na wyższy standard życia, to ta wysoka płaca stanie się standardem. Jako, że płaca zgodnie z najważniejszymi teoriami w ekonomii jest ceną za pracę, czyli za towar podlegający wymianie na rynku pracy, oznacza to, że podlega tym samym prawom, co inne towary. W związku z tym zmiana popytu bądź podaży pracy przekłada się na zmianę płacy. Poza tym, w przypadku rynku pracy mamy do czynienia także ze zjawiskiem przyrostu naturalnego, który decyduje o podaży pracy. Z kolei przyrost naturalny zależy od warunków życia, a te uzależnione są od poziomu płacy. Przyjmuje się, że wyższe płace stwarzają warunki do wzrostu przyrostu naturalnego, który w przyszłości przyniesie wzrost podaży pracy.

Nie staniemy się drugą Irlandią

Płace i zyski to dochody sobie przeciwstawne. Im wyższe płace, tym mniejsze zyski z tytułu kapitału. Często w przedsiębiorstwach obserwuje się  takie działania kierujących nimi ludzi, które w moim odczuciu mają ograniczyć nasze płace do minimum po to, by rosły zyski. Nie do końca jest to działanie celowe, które mogłoby prowadzić Polskę do poziomu drugiej Irlandii.

Wydawać się może, że nigdy nie dojdziemy do poziomu "drugiej Irlandii" – a to, dlatego, że znaleźliśmy się tak zwanym błędnym kole. Z jednej strony w większości przypadków Polacy zarabiają zbyt mało, by zapewnić sobie chociażby wyższy, niż przeciętny standard życia, a co za tym idzie mieć możliwość do posiadania większej ilości dzieci. Z drugiej strony stawia się rzekomo na rodzinę,  często model "dwa plus trzy" i twierdzi się, że jest ona siłą państwa. Pozwalam sobie stwierdzić, iż byłaby ona rzeczywiście silną komórką dającą podstawy silnemu państwu, gdyby mogła być oparta na silnych fundamentach finansowych.

Prawda jest taka, że nasze zarobki są na bardzo niskim poziomie w porównaniu z poziomem Zachodnim. Czy jest temu winna ustalona dla Polski wysokość pensji minimalnej? Jestem skłonna przypuszczać, że w pewnym sensie tak. Unijne biuro statystyczne, Eurostat porównało ustawowe zapisy państw o pensjach minimalnych. Okazało się, że najwyższe wynagrodzenia minimalne ma: Luksemburg (1610 euro), Irlandia (1462 euro), Holandia (1357 euro), Belgia (1336 euro), Francja (1321 euro) i Wielka Brytania (1148 euro).

Najniższe pensje minimalne ustalone są zaś w: Bułgarii (112 euro), Rumunii (137), na Łotwie (228), na Litwie (232), na Słowacji (267), w Estonii (278), na Węgrzech (285), w Republice Czeskiej (329) i w Polsce (334).

Państwa ze środkowej grupy to Grecja (681), Malta (612), Hiszpania (600), Słowenia (567) i Portugalia (497).

Zaczynamy od stawki głodowej

Powszechnym stało się stosowanie  wyżej wymienionej płacy minimalnej, jako pułapu podstawowego siatki płac w przedsiębiorstwach. Jednak to, że ustalono, jako pensję minimalną w Polsce 334 Euro (zajmujemy tu niezbyt chlubne 7 miejsce od końca) nie znaczy, że pracownik po 20, czy też 30 latach pracy ma zarabiać właśnie tyle! Ten fakt staje się bardzo często wybiegiem dla pracodawców, którzy ogromną rzeszę pracowników starają się traktować, jak osoby zarabiające pensję minimalną! Czy aby na pewno w ten sposób nadążymy za Europą?

Gwarantując opiekę socjalną w postaci wypłat rozmaitych zapomóg itp., dodatków, kłócąc się o stawki podatków, które jakoby mogły się stać lekiem na całe zło uważam, że należałoby się lepiej przyjrzeć teorii D. Ricardo, który twierdził, że ustawy socjalne nie usuwają zła społecznego, i że u jego podstaw leży raczej zbyt duży przyrost naturalny, niedostateczna akumulacja kapitału i mechanizacja. Pomoc socjalna zgodnie z tym, co twierdził nie zlikwiduje tych przyczyn, lecz je utrwali. Ustawodawstwo socjalne (podatki), bowiem kosztuje i utrwala przyrost naturalny, a powinno skłaniać jednostkę do działania, a nie do trwania i oczekiwania od państwa coraz to wyższych zapomóg i innych form przysłowiowego hołdu dla "nicnierobienia".

Wydaje się, że gdyby wszyscy, od których zależy tak wiele, właściciele przedsiębiorstw, firm, zakładów pracy rozumieli, iż odpowiednie sterowanie podziałem dochodu może mieć decydujący wpływ na tempo rozwoju gospodarczego dobrobyt naszego społeczeństwa i pozycja naszego państwa na świecie byłaby znacznie wyższa niż 7 miejsce od końca, pod względem wysokości pensji minimalnej.

Jak przeżyć za 1200 zł?

Tymczasem jakże często obserwuje się tendencję zmierzającą do wyeksponowania jednych grup społecznych czynnych zawodowo kosztem innych – mniej licznych, bądź takich, które nie mają wystarczająco dużego poziomu wiedzy i świadomości by potrafić umiejętnie walczyć o swoje prawa. To przecież na tych najbardziej wykształconych i kierujących zespołem innych ludzi, na tych, którzy odpowiadają za podział zysków przedsiębiorstw powinien spoczywać obowiązek nie dopuszczania do sytuacji, w której dochodzi do przeszło 14-krotnych zróżnicowań w wysokościach pensji!

Minimalne wynagrodzenie za pracę w Polsce to niewiele ponad 1200 złotych! To najniższa kwota brutto, jaką pracownik zatrudniony w pełnym wymiarze czasu pracy musi otrzymywać w danym okresie. Osoba zatrudniona po raz pierwszy nie może zarabiać mniej niż 963 złote.

Tymczasem jest multum ludzi, którzy po 20 latach solidnej pracy zarabiają na rękę pensję o kilka złotych zaledwie przekraczającą poziom 1200 zł, a mówimy tu przecież o ludziach posiadających tak cenne doświadczenie zawodowe – przecież gdyby nie wykonywali swojej pracy lub wykonywali ją źle pracodawca nie wahałby się odprawić ich z kwitkiem.

Zdecydowanie najmniej otrzymują osoby zatrudnione w gastronomii, a mediana ich płac wynosi zaledwie 1 241 PLN. Wysokich dochodów nie zapewnia też praca w małych i średnich firmach, w charakterze pracownika ochrony (1 500 PLN), opiekunki do dzieci (1 522 PLN), czy pokojowej (1 550 PLN), rejestratorki medycznej (1450 PLN brutto), że nie wspomnę o pielęgniarkach, które nadal nie należą do przyzwoicie opłacanej grupy społecznej.

Weźmy kolejny przykład – rejestratorka medyczna w roku 2001 zarabiała przeciętnie 1000 złotych na rękę, obecnie zarabia 1300! Różnica 300 – 400 złotych, choć minęło 8 lat! Tymczasem ceny podstawowych artykułów żywnościowych takich jak chleb mleko jaja wzrosły od 2001 roku prawie o 100%! Nie wspomnę oczywiście o innych podwyżkach związanych z naszą codzienną egzystencją. Wydaje się, że istnieją elementy w sposobie wynagradzania, które zasługiwać powinny na korektę i wnikliwą analizę tematu. Należałoby systematycznie wnosić zmiany do systemu wynagradzania za pracę, w celu dostosowania płacy do sytuacji na rynku, która wciąż się zmienia. Płaca zasadnicza powinna się zmieniać, by zrekompensować inflację na rynku. Regulacja płac powinna być stosowana przede wszystkim w stosunku do osób najmniej, a nie najwięcej zarabiających po to, by ochronić najbardziej wrażliwą grupę najmniej zarabiających od  wahań cen i wartości dóbr i usług.

W rzeczywistości żadna taka ochrona nie istnieje, więc musimy radzić sobie sami. Zaciągamy kredyty, zadłużamy się mając nadzieję, że sytuacja się poprawi, a przecież pracując powinno nas być stać chociażby na to, by zapewnić sobie i bliskim bezpieczny, przeciętny standard życia. Magazynier w Holandii po dwóch latach pracy może kupić sobie dom i samochód – w naszym kraju trzeba się zadłużyć, często do końca życia po to, by kupić własne wymarzone M.

Mamy uzasadnione podstawy do narzekania, zwłaszcza ci, którzy pracę stracili, lub ci, którzy nie są w stanie utrzymać swojej rodziny za otrzymywaną zbyt niską pensję oscylującą w granicy minimalnej.

Gorąco jednak chcę wierzyć w to, że coś się jednak z czasem zmieni. Być może taka zmiana nastąpi po wejściu Polski do strefy Euro? Wszystko w rękach ludzi rządzących naszym krajem, na których spoczywa ogromna odpowiedzialność za los Polski, czyli nas wszystkich.

Autor: www.interia.pl – Autor: SKAWINA (zredagowany przez: Magda Głowala-Habel)

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00