FILM:

„Na bank się uda”, czyli Szymon Jakubowski kręci własną wersję „Vabank” [RECENZJA]

Jest tak: bandyci napadają na bank, łamią zabezpieczenie skarbca, wchodzą do środka i się zamykają. Kiedy dzielna policja wpada, bandyci grzecznie siedzą w środku skarbca i czekają na bransoletki. W dodatku okazuje się, że ze skarbca nic nie zgięło! 

Śledztwo przejmuje prokurator Słota (jak zwykle świetny Maciej Stuhr), a rozkaz dostaje genialny informatyk z wydziału kryminalnego Patryk Gajda (Józef Pawłowski). Bandyci okazują się emerytami i kompletnymi amatorami w fachu. Jak więc weszli do środka? I po co?

Prokurator Słota zaczyna przesłuchania i wygląda na to, iż dziadkowie kręcą nim jak Cygan słońcem. Aliści okazuje się, że prokurator też nie w ciemię bity…

„Na bank się uda” to lekka komedia kryminalna, dość frapująca, z zaskakującymi zwrotami akcji i opowieścią  o meandrach życia. Ale jest w niej coś mocnego. To gra aktorska „starej gwardii” – Marian Dziędziel, Lech Dyblik, Adam Ferency i Marian Opania pokazują, co to znaczy aktorski kunszt. Gesty, spojrzenia, mimika twarzy grają. I to jak grają! Młodzież, z wyjątkiem Stuhra, powinna im buty czyścić!

„Na bank się uda” jest bez wątpienia inspirowany wspaniałymi filmami Juliusza Machulskiego, choć reżyser mówi, iż zainspirowała go prawdziwa historia niemieckich emerytów, którzy napadli na bank w Berlinie, „bo chcieli poczuć, ze jeszcze żyją”. I choć młodzież, z wyjątkiem Stuhra, powinna im buty czyścić, daleko tu do porywającej intrygi zawiązanej przez Kwinto i Duńczyka, choć muzyka, w porównaniu, słabiutka, to… się ogląda.

Bo im dłużej oglądamy, tym bardziej okazuje się, że nic tu nie jest takim, jakim wydawało się na początku i tym bardziej jesteśmy ciekawi, co odkryją prokurator Słota i Patryk Gajda i gdzie w końcu wylądują napastnicy – na Montelupich czy na dnie Wisły?

Dobra, lekka komedia, w sam raz na letni wieczór!

I, w przeciwieństwie do Tarantino, nie przysypiałem…

 

Autor: Andrzej Brachmański

 

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00