KULTURA:ZIELONA GÓRA:

Grać „do kotleta” to nie wstyd, a przyjemność. O muzyce z Lechem Dyblikiem

Przystanek Ballady Ulicznej to nowe wydarzenie, które znalazło się w programie Kozzi Film Festiwal. Jego twórcy postanowili nawiązać do wielkiej pasji jednego z częstych festiwalowych gości. Do Zielonej Góry przyjeżdża aktor Lech Dyblik, a jego nieodłącznym atrybutem jest gitara, na której przygrywa, śpiewając na deptaku. Trudno było więc o lepszego patrona dla konkursu piosenki.

Przystanek Ballady Ulicznej jest bowiem właśnie konkursem dla artystów, którym za scenę wystarczy ulica. Nie oznacza to jednak, że nie zasługują na coś lepszego. Aktor pochlebnie wypowiadał się o grupie Prababa, która zwyciężyła w zmaganiach.

Było pięciu uczestników, już wiem, że było to bardzo ciekawe. Poznałem przy okazji świetny zespół z Zielonej Góry, Prababa. Myślę, że mają przed sobą przyszłość.Lech Dyblik

Sam Lech Dyblik przyznaje, że nie jest szczególnie uzdolniony muzycznie. Zdecydował się jednak na śpiewanie, w dodatku w języku rosyjskim.

Spytałem jednego z moich kolegów, Rosjanina, który ma zespół, jak to się śpiewa po rosyjsku. On długo myślał i powiedział: „Wiesz co, Lech, weź gitarę, pójdź na ulicę, to się wszystkiego dowiesz”. I miał rację. Dlatego, że to jest taki trochę przyspieszony kurs, rzucenie na głęboką wodę. Na dzień dobry człowiek zderza się z tym, że po pierwsze strasznie się wstydzi, a po drugie zderza się z tym, że nikogo nie interesuje to, że śpiewa. Dla mnie to było tym bardziej trudne, że byłem już człowiekiem znanym z telewizji i dobrego zdania na swój temat. Zatem gdy spotykałem się z obojętnością przechodniów, jak się domyślacie, bardzo to przeżywałem. Ale nie poddałem się.Lech Dyblik

Występowanie na ulicy uczy nie tylko, jak śpiewać, ale i jak reagować na różne sytuacje. Na ulicy może się wydarzyć wszystko – mówi aktor. Oczywiście nie zawsze są to sytuacje przyjemne, a trzeba sobie z nimi poradzić z klasą, uprzejmością.

To jest też taka, w sensie głęboko filozoficznym, lekcja dla mojej pychy. Na przykład bardzo lubię – teraz to mi się rzadziej zdarza, ale lubię to – grać w knajpie coś, co jest uwłaczające dla muzyka, czyli „do kotleta”. Że nie jestem najważniejszy i że ja śpiewam i gram wyłącznie po to, żeby ludziom lepiej kartofelki wchodziły. To jest taka działalność usługowa, która ma sprawić, że ktoś spędzi miłe popołudnie z żoną czy narzeczoną. Podoba mi się to, bo lubię ludziom sprawiać przyjemność, a poza tym jest to ekstrawaganckie, co zawsze mnie kręci.Lech Dyblik

W całym wywiadzie – również zapowiedź najnowszego filmu, w którym zagrał Lech Dyblik.

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00