KULTURA:

Stacja Erasmus – Kolokwium? Już?

Nad jezioro w październiku?

W związku z pogodą, wywołaną przez słońce (wciąż jeszcze letnią) niechęcią do nauki w weekendy zwiedzamy okolicę. Byłyśmy niedawno w Aix-les-Bains, dość bogatym miasteczku-kurorcie, z którym swoje pieniądze trwonią na wakacjach zamożni z połowy świata (bynajmniej nie studenci…). Połowa z tych pieniędzy zostaje w restauracjach, salonach SPA, hotelach, natomiast druga połowa – w kasynie. My swoich tam nie zostawiłyśmy…

 
Odwiedziłyśmy też Annecy, ósme pod względem liczby ludności miasto Francji, leżące kilkadziesiąt kilometrów od naszego Chambéry. Co łączy te miejsca? W każdym z nich jest jezioro. To w Annecy, jest drugim pod względem wielkości w całej Francji (27 km²) i jednym z najczystszych w Europie. Tak wyczytałyśmy w Internecie, a że widziałyśmy – potwierdzamy! Nadal jest tak ciepłe, że można w nim pływać, co też robią Polki, mieszkańcy okolicy i… tłumnie najeżdżający Annecy Amerykanie (choć nadal nie wiemy, z jakiego to powodu). Podobno to miasto nazywane jest francuską Wenecją. Dlaczego? Zobaczcie na zdjęciach poniżej.

Zaginiona nauczycielka

Niestety, każde zajęcia tutaj trwają 2 godziny. Nie ma na dobrą sprawę podziału na ćwiczenia i wykłady. Dzień na uniwersytecie tutaj to zajęcia: od 8 do 10, od 10 do 12, później przerwa do 13:30 na obiad i dalej dwugodzinne zajęcia aż do wieczora. Kursy rozrzucone są po różnych budynkach na campusie i to od wykładowcy zależy, czy poczeka kilka minut na tych, którzy gonią z najbardziej oddalonego gmachu. Niektórzy profesorowie robią kilkuminutową przerwę w ciągu zajęć. Bywa, że są też mili do tego stopnia, że sami nie przychodzą na zajęcia od 3 tygodni… Tak, niestety nie wiadomo było, gdzie jest nasza nauczycielka hiszpańskiego i gdzie pozostali studenci z grupy (chyba, że „ktoś wiedział, a nie powiedział”!). W końcu znaleźliśmy się nawzajem, ale nauczycielki nadal brak. Dopiero dziś sekretariat złapał trop i wysłał maila, więc może ją w końcu kiedyś spotkamy.

Szał kart oraz poradnik „jak kupić obiad?”

Francuzi uwielbiają karty! Po trzech tygodniach pobytu we Francji mamy 5 kart: 2 karty do banku, jedną na stołówkę, jedną legitymacyjną, jedną do ksero… Sporo z tym zachodu, bo jakoś panuje tu moda na karty prepaid. Żeby kupić obiad w uczelnianej stołówce trzeba najpierw wyrobić specjalną kartę, do której następnie trzeba kupić kupon doładowujący, znaleźć samoobsługową maszynę do doładowywania kart stołówkowych, stanąć w kilometrowej kolejce na stołówce (bo cała uczelnia ma swoją jedyną przerwę w tych samych godzinach), wybrać jedzenie i na końcu samodzielnie tą kartą zapłacić. Przez ten czas można naprawdę zgłodnieć! Podobnie sprawa się ma z kserokopiami. Zresztą te są tutaj o wiele droższe niż w Polsce. Z sentymentem wspominamy pewien punkt ksero na UZecie, który trzeba było odwiedzać minimum raz dziennie, by utrzymać dobry humor… Obiecujemy już nie marudzić, że 17 groszy za stronę to dużo!

Jak prać?

Niestety, pranie w akademiku kosztuje 3,5 €. Teraz doceniamy darmowe pranie w UZetowych akademikach… Szczęśliwy ten, komu automat do włączania pralek nie „zje” pieniędzy. Jeśli „zje”, trzeba dzwonić na specjalny numer i poprosić o przyjazd panów, którzy cenne dla studentów pieniądze uratują.

Otrzęsiny

W miniony piątek wieczorem miały miejsce otrzęsiny Erasmusów. Jedno jedyne zadanie polegało na tym, by jak najszybciej sfotografować zaznaczone na kartkach obiekty i miejsca w mieście, a rezultat pokazać jury. Nagrodą były plecaczki i worki (jak na buty na WF w podstawówce!) z logo uczelni. Zabawa była udana! Teraz czeka nas druga część – integracyjna impreza Erasmusów

A teraz czas się trochę pouczyć.

Pozdrawiamy wszystkich!

 
 
 
 

 

Autor: Kamila Maciejewska

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00