ZIELONA GÓRA:

Sianokosy jak sprzed lat. W Starym Kisielinie poznaliśmy zwyczaj kośby

Zbliżają się żniwa, a to dobry moment, by przypomnieć rolnicze tradycje, związane nie tylko ze zbiorem zbóż. Zielonogórzanie mieli okazję zobaczyć, jak wyglądała kośba, czyli sianokosy połączone z zabawą przy ludowej muzyce. Pokaz tego zwyczaju zorganizowała filia Zielonogórskiego Ośrodka Kultury wraz ze stowarzyszeniem Akademia Tradycji.

Miejscem koszenia miała być początkowo część parku w Starym Kisielinie. – Mamy piękny park, w którym rośnie trawa. Nie udało nam się co prawda wyhodować tak wysokiej, jaka byłaby potrzebna, ale mamy plan awaryjny, więc sianokosy się odbędą – mówił Leszek Jenek, kierownik filii ZOK.  Ostatecznie wybrano zarośla położone nieco dalej.

W trakcie pokazu o kośbie opowiadał m.in. Michał Kiszowara ze stowarzyszenia Akademia Tradycji.

Jest to zwyczaj stary, ale może nie aż tak bardzo stary, bo myślę, że jeszcze w XX wieku ludzie się spotykali, żeby pomagać sobie w koszeniu trawy, która później była potrzebna do tego, żeby karmić zwierzęta. Jak już kończono kośbę, był to pretekst do zabawy – zamawiano kapelę. Często opłacał ją najmłodszy kosiarz, który po prostu musiał się wkupić do grona starszych kosiarzy.

Młodzieniec, który chciał zostać kosiarzem, musiał też przejść kilka prób – na przykład udowodnić, że umie posługiwać się kosą. Przed koszeniem było ważne również to, by wybrać odpowiednie narzędzie – przypominał Eugeniusz Niparko z Towarzystwa Miłośników Polesia i Białkowa.

Kiedyś jeszcze na targu albo u kowala, a już w czasach bardziej współczesnych – w tak zwanym sklepie żelaznym. Po dźwięku, jak się uderzało tę kosę, można było usłyszeć, z jakiego materiału jest wykonana. Później tę kosę wyklepać malutkim młotkiem i osadzić ją, a jeszcze w trakcie koszenia poprawić ostrzenie osełką, czyli kamiennym przedmiotem, specjalnie wtedy kupowanym. Jeszcze wcześniej osełka była drewniana – umieszczano w drewienku ziarenka piasku, które spełniały rolę ostrzącą.

Dawniej koszenie było zajęciem głównie dla mężczyzn, jednak wśród osób, które spróbowały tej sztuki w Starym Kisielinie, znalazła się także kobieta. Pani Urszula sprostała zadaniu, bo jak przyznała, ma doświadczenie w takiej pracy.

Kiedyś dosyć sporo kosiłam, więc chciałam sobie tylko przypomnieć, jak to wygląda. Myślę, że nie zapomniałam, jak to się robi. Warto sobie przypomnieć, jak dawniej ludzie żyli, pracowali, jak się bawili. Warto przekazywać te informacje z pokolenia na pokolenie.

Dlaczego jeszcze powinniśmy wracać do takich tradycji? Eugeniusz Niparko uważa, że mają one wartość edukacyjną – uczymy się doceniać pracę rolników. – Jak się samemu nie zobaczy i nie spróbuje nawet machnąć kosą, to się nie ma świadomości. Ta czynność nie dość, że wymaga wprawy, to jeszcze siły. Trzeba było machać kosą ileś godzin dziennie i oczywiście także w upalne dni. Niektórzy może to docenią albo będą mieli jakieś chwile refleksji, coś może zostanie na przyszłość – mówi przedstawiciel stowarzyszenia z Białkowa.

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00