POLSKA I ŚWIAT:

Lepiej nie tęsknić [reportaż]

-Це для тебе на пам’ять. – Тому, що не відомо, коли ти до нас повернешся .
Trzymam w ręce biały piórnik. Mały, niepozorny. Stoję z Dariną w parku. Następnego dnia wyjeżdżam z Żytomierza, z Ukrainy. Na zawsze. Jest lato 2014 roku.

NIE MUSIELI POMAGAĆ
Zielona Góra to stutysięczne miasto. Słynie z tradycji winiarskich i mikroklimatu, który powoduje, że jest tu cieplej niż gdzie indziej. Pewnie dlatego uderzyły mnie wyraziste kolory tego miejsca. Mimo gwaru na ulicach było spokojnie. Jakby ciszej, bezpieczniej. Ludzie rozmawiali, a nie krzyczeli. Właśnie tu zamieszkałam.

– Jakiego mieszkanie państwo szukacie? – niby proste pytanie, a wybór trudny. Oferta agencji nieruchomości imponowała możliwościami, ale nam trudno było się zdecydować. No bo tak: ma być jakieś 40-50 m² , być blisko centrum i szkoły. Właśnie! Szkoła. Która jest najbliżej? Którą wybrać? Agentka nieruchomości okazała się prawdziwym aniołem. Nie musiała, a pomogła. Nie tylko wybrać mieszkanie. Poszła ze mną i mamą do gimnazjum, ułatwiła załatwienie wszystkich formalności.

– Zobaczyłem ludzi, którzy przyszli z problemem – mówi dyrektor gimnazjum, Radosław Grązka. – Szczególnie mocno zapamiętałem mamę Kasi. Zagubioną, niepewną. A przecież prawniczkę z wykształcenia. Na szczęście nie było bariery językowej, mogliśmy się spokojnie dogadać. Już po chwili wiedziałem, że mam do czynienia z ludźmi, którzy chcą tu być, szukają swojego miejsca.

Kończył się sierpień. Pierwszego września roku 2014 stałam się uczennicą Gimnazjum nr 3.

KONSULTACJE ZAMIAST KĄTA
Na Ukrainie jest szkoła ogólnokształcąca i przez 11 lat uczniowie są razem. Potem zdają na studia. W szkołach jest też więcej przedmiotów. Na przykład zamiast jednej historii miałam trzy – historię świata, Ukrainy i Żytomierza. Nie uczyłam się matematyki, tylko algebry i geometrii. Zamiast dwóch godzin niemieckiego miałam trzy godziny języka rosyjskiego. Nie było godziny wychowawczej. Najważniejsze za to było, czy nauczyciel zrealizował temat – nie liczyło się, czy uczniowie go zrozumieli.

Tutaj doceniam możliwość decydowania o sobie. Mogę skorzystać z konsultacji. “Dopytać” o jakieś niezrozumiałe wiadomości. Poprawić ocenę. Nie ma też wstawiania do kąta, jeśli uczeń źle się zachowuje.

BEZ KOMPLEKSÓW
Ciągle mówię z akcentem, mam problem z odmianą niektórych wyrazów, mylę „ś” i „sz”. Ale też przez cały rok mam zajęcia dodatkowe, indywidualne lekcje języka polskiego. Od początku postanawiam też sprawdzać się, brać udział w różnych konkursach. Pracuję ciężko, nie odpuszczam. Wiem, że popełniam błędy, ale się ich nie wstydzę. Przychodzą sukcesy. Mam coraz więcej koleżanek. Nauczyciele mnie chwalą. Wygrywam trzy konkursy literackie. W czasie dni otwartych szkoły biorę udział w projekcie interaktywnym – razem z uczniami podstawówki kręcimy filmiki, tworzymy informacje, zapraszamy do uczenia się w naszej szkole. Dzieci proszą mnie o próbkę języka ukraińskiego. Recytuję wiersz ” Гімназіє, наш рідний дім”. Podoba się. Grunt to nie mieć kompleksów.

KOLORY
– Ej Kaśka, widziałaś go? – jest pierwszy września 2015 roku, a koleżanki z klasy pokazują mi nowego ucznia. Pochodzi z Malezji, wychował się w Kuala Lumpur, jest pół-Chinczykiem, pół-Polakiem. Nazywa się Mikołaj Yeow. W stołówce zagaduję do niego. Nie jest zadowolony. Mówi:
– Nasza stołówka była duża – może nawet 10 razy większa od tej, która jest tutaj. Większy był też wybór dań – sam mogłem decydować, co będę jadł na obiad. Z tacą podchodziłem do kasy i płaciłem.

W Malezji jedzenie jest… czerwone. Ma ostry smak i “ostry” kolor.

Pomyślałam wtedy, jak bardzo kolorowa wydała mi się Zielona Góra w dniu mojego przyjazdu. Ile miała słońca, odcieni. Możliwości. Mikołaj ich nie zauważa. Za bardzo tęskni.

Kateryna Bobrovnytska

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00