MUZYKA:

Kinsky powraca po latach [WYWIAD]

Co was skłoniło do powrotu po latach? Co za tajemnicza siła was przyciągnęła do siebie?

Paweł Sulik: Siła to jest dobre określenie, bo nie mieliśmy wrażenia, że przestało to działać, mam na myśli Kinsky. Myślę o tym jako o projekcie, który na chwilę się zatrzymał ale na pewno nie skończył. Na chwilę nie nagrywa płyt, nie gra koncertów, ale to nie znaczy, że nie istnieje. To jest takie kapitalne rozróżnienie, które popularyzował kilkaset lat temu św. Tomasz z Akwinu, że jakieś byty są potencjalne i aktualne. Kinsky ewidentnie jako byt potencjalny funkcjonował cały czas. Ten moment kiedy zaczęliśmy jakiś czas temu jeszcze raz się spotykać, udowodnił nam, że to jest coś silniejszego od nas. Momentalnie okazuje się, że świetnie się zgrywamy. Panuje dokładnie taki sam nastrój jak kilkanaście lat temu. Mało tego, jak zaczęliśmy grać koncerty, to tak jak wtedy przychodzą też ludzie, którzy są kilkunastoletni, więc nie ma takiej możliwości, żeby nas pamiętali. Dla nich to też są doświadczenia źródłowe, co oznacza, że pomysł na robienie muzyki w połączeniu z działaniami parateatralnymi na scenie jest uniwersalnym pomysłem. Szczerze mówiąc abstrahując od tego czy to się mogło wydarzyć w latach 90-tych czy w XXI wieku a może za 5 lat, po prostu ta idea nie może przestać być realizowana. To jest tylko kwestia tego, kto będzie to robił. Tak się składa, że my. 

Tomasz Lewandowski: Nie zdołaliśmy sobie zrobić jakichś świństw, żeby się nienawidzić i nie móc ze sobą współdziałać. Jeśli znalazł się powód a powodem tym była druga płyta, którą nagraliśmy, to okazało się, że to nas wciąga. Tak jak kula śnieżna, elementy zaczęły się dodawać. W tym żadnego tak naprawdę przymusu ani siły zewnętrznej nie było. Nie mieliśmy poczucia, że to nas męczy i cały czas tak jest i osobiście dla mnie to jest ważne. Drugą płytę nagraliśmy w 97 roku czyli 18 lat temu i jeszcze nie jest wydana, ale będzie. To było dosyć niesamowite, że nagraliśmy płytę, zajęliśmy się swoimi rzeczami i zespół przestał koncertować a później mieliśmy ten prezencik z przeszłości, że mamy te numery. Zaczęliśmy grać, wchodzić w to. Wszystko dalej wiąże się z tym jak wielce uda nam się skondensować tę energię. Próbujemy, żeby energia była jak największa.

Eksplorujecie nowe obszary? Czy po tylu latach coś w was się zmieniło czy wchodzicie w dalszy ciąg tego co było?

P.S.: Oczywiście czasy się zmieniają. Inaczej wyglądał kontekst muzyki w latach 90-tych a inaczej teraz. Inne mogły być inspiracje, ale na przykład nie zmieniły się te z przed trzystu lat. Fascynacja formą muzyki barokowej w latach 90-tych i teraz, jest taką samą fascynacją. Jeśli inspirowała nas  pewna konstrukcja z logiką wewnętrzną -na przykład utwory Bacha- która się rozwija i tworzy wszystkie możliwe faktury muzyczne, co się odbija na muzyce Kinskyego, to tak samo teraz nas to fascynuje. Przez ostatnie 20 lat w kwestii muzyki Jana Sebastiana Bacha nie zostało nic istotnego powiedziane, tak, żebyśmy musieli powiedzieć: „Z tym Bachem to jest jednak zły pomysł”. To jest nadal wszystko aktualne. Z drugiej strony jest biegun zupełnie przeciwny czyli brutalizm. Fascynacja uderzeniem orkiestrowym, dźwiękiem stworzonym przez Wagnera, czyli natłokiem energii, która ze sceny może uderzyć w kogoś kto przyjdzie na koncert. Gdzieś pomiędzy nimi, w abstrakcyjnym środku, znajduje się Kinsky. Trzecia rzecz, która zawsze nas napędzała i teraz jest tak samo aktualna, to ciągłe myślenie o tym, jak wyciągnąć rękę do publiczności, po to, żeby zaangażować ją do działań. Albo przynajmniej pokazać jej coś, co nie będzie tylko i wyłącznie sztampowym, standardowym występowaniem zespołu rockowego na scenie. Nasze życie jest skończone i albo musimy robić coś wyjątkowo specjalnego albo Kinsky nie będzie nic robił. To musi być coś, co będzie zaskakiwało nas i publiczność. Elementy parateatralne mają na każdym koncercie częściowo charakter improwizowany. Różne działania mogą się potoczyć w niespodziewaną stronę w zależności od tego, kto przyszedł na koncert i jak zareaguje na to co proponujemy. To się nie zmienia, kilkanaście lat temu to robiliśmy i robimy to również teraz.

Wszyscy macie przeszłość filozoficzną związaną ze studiami i publikacjami. Czy jest jakaś idea nośna dla was wszystkich jako Kinskiego?

P.S.: Tak, zajmowaliśmy się wtedy produkowaniem doktryn i nie zrezygnowaliśmy z tego do teraz. Naszą najnowszą doktryną jest teoria, którą wniósł do zespołu nowy człowiek (Tomecki) który dał nam bardzo dużo dobrej energii. Teoria ta to wariabilizm. Jesteśmy na razie na etapie próby zrozumienia na czym polega.

Arkadiusz Jermacz: Jedna właściwa doktryna jest taka, że wszystkie są dobre.

T.L.: Ciągle jesteśmy przeciwko bestialstwu, głupocie i okrucieństwu.

P.S.: To co powiedział Tony, jest bardzo ważną konsekwencją czegoś, co nigdy nie nastąpiło a o czym cała ludzkość marzyła, przynajmniej w Europie, czyli triumf racjonalizmu oświeceniowego. Nie może być tak, że ludzie obdarzeni rozumiem robią innym ludziom straszną krzywdę. To jest nie do pomyślenia, a jednocześnie świetnie wiemy, że w XX wieku takie rzeczy miały miejsce. Rozum oświeceniowy posłużył niektórym do tego, żeby w sposób niesamowicie precyzyjny skonstruować cały system masowego zabijania ludzi. To jest coś, o czym powinniśmy krzyczeć bardzo wyraźnie i bardzo głośno. Z drugiej strony Kinsky jest znany poprzez niektóre swoje formy, w jakich się objawia z tego, że uwielbia racjonalizm oświeceniowy i kult rozumu. Nasza najnowsza teoria wariabilizmu jest właściwie powrotem do Platona i nic więcej. Rozum może prowadzić w straszne rejony i trzeba mówić o tym wyraźnie, że jesteśmy przeciwko bestialstwu, przemocy, okrucieństwu i głupocie.

Tomecki: Panuje jeszcze rozbicie pomiędzy oświeceniową, renesansową matematyką, która ogarnia barokowy horror vacui. Fascynacja turpizmem i szokowaniem, a z drugiej strony cały chaos, który to powoduje, jest ogarniany przez matematykę. Dla mnie to jest zespół, który zobaczyłem w telewizji i działy się tam różne rzeczy. Pomyślałem sobie, że są świetni i życie tak się szczęśliwie ułożyło, że gramy teraz razem. To co mnie wtedy uderzyło, to matematyczne pojmowanie chaosu. Wiele nurtów splatających się w jedną rzecz na tyle skomplikowaną, że tak naprawdę każdy, który tego słucha i ogląda tego typu performance ocenia to sobie sam. Pozostawiamy pole do interpretacji. Każdy może odczytać tę formę na swój sposób. Forma jest realizowana przez widza a nie przez artystę.

Ważną cechą waszego zespołu jest oryginalność. Czy macie własnych bohaterów muzycznych, którzy was inspirują?

P.S.: Ja ostatnio ciągle słuchałem Arvo Parta dlatego, że pojechałem na wakacje do Estonii i chciałem się przygotować. Zamiast czytać przewodniki turystyczne, albo kupić sobie dobrą mapę, stwierdziłem, że zacznę słuchać wszystkiego co skomponował najsłynniejszy estoński kompozytor Arvo Part. Wylądowałem w zupełnie obcym kraju bez przewodnika, bez mapy ale za to znając całą twórczość muzyczną Arvo Parta [śmiech]. Co dziwne, kompozytor zaczynał od muzyki barokowej, skonstruowanej, skończył na absolutnie mistycznych, ascetycznych i bardzo duchowych kompozycjach. To niesamowite zaczynać od matematyki a skończyć w ascetycznych konstrukcjach, gdzie nawet w pewnym momencie zaczyna operować samym wybrzmieniem, albo ciszą.

Tomecki: „Tabula rasa” Arvo Parta była płytą, która otwierała mój dzień. Jeżeli jesteś muzykiem, to słuchasz bardzo różnej muzyki. To nie jest tak, że ktoś słucha tylko rocka. Nawet jeśli ktoś zadeklaruje, że słucha tylko jednego gatunku muzycznego, to tak naprawdę słucha wszystkiego. Ja lubię słuchać muzyki, która jest dookoła mnie. Idę przez miasto i ktoś słucha czegoś przez radio, gdzieś indziej jedzie tramwaj i to dla mnie się zlewa w jedną całość, w rytm i puls. Ja cały czas słyszę muzykę. Każdy dźwięk jest inspiracją dla muzyki.

T.L.: Można powiedzieć o starszych inspiracjach typu zespoły, które grały muzykę noisową. Trzeba przyznać, że dzięki temu, że dużo z muzyką mamy do czynienia, to mnie fascynowała potęga i płynność Zbigniewa Karkowskiego, który robił pewne magmy, ale to robiło wrażenie. Z drugiej strony Robert Piotrowicz, Mitch & Mitch, Pharell Williams. Oczywiście ulubione kapele typu Slayer, Phantomas, twórczość i całe okolice Johna Zorna.

Skąd nazwa Kinsky? Do czego nawiązuje, czy to hołd?

P.S.: Część młodego pokolenia nie wie, że w ogóle był taki aktor jak Klaus Kinsky. Może ktoś myśli, że była Anastasia Kinsky, podobno są perfumy, które mają markę Kinsky. Z jednej strony nie ma to dla nas żadnego znaczenia, a z drugiej strony dla bardzo wielu ludzi to może być świetny pomysł na grę wyobraźni. Na przykład: „Aha, Kinsky, to jest ten niesamowity aktor, który grał w filmach Wernera Herzoga, postaci straceńczych bohaterów, którzy walczą z całym światem, żeby najczęściej zrealizować swoją chorą ideę. Zazwyczaj mu się nie udaje. Jest on, kontra świat”. Każdy może mieć własną interpretację.

T.L.: Widocznie ta nazwa jest inspirująca nie tylko dla nas, bo okazuje się, że w Ameryce w tej chwili jest jakiś zespół, który nazywa się Kinsky. Odkryliśmy też, że w Finlandii był zespół Kinsky.

Bardzo dziękujemy za rozmowę.

Autor: Ewelina Pytiak, Artur Kinal

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00