FILM:

Żart na cenzurowanym

Der Spiegel: Czy kryzysowe czasy są dobre dla komików?

Michael Palin: Jeszcze jak! Powinni mi właściwie podnieść czynsz za moje biuro w londyńskim Covent Garden. Ale właściciel jest zadowolony, że ma tu mnie, a nie jakiś bank.

Kiedy na początku lat 70. wraz ze swoimi kolegami z Monty Pythona świętował pan pierwsze wielkie sukcesy, gospodarka Wielkiej Brytanii też sięgała dna.

To naprawdę nie była nasza wina!

Niewykluczone, że było odwrotnie: dopiero kryzys sprawił, że wasz anarchistyczny humor stał się możliwy do przełknięcia. A dzisiaj…

…historia się powtarza. Łagodność znów nie jest w cenie. Komedia rozkwita w czasach biedy.

Wtedy w całej Anglii co chwila trzeba było wyłączać prąd. Również kilka odcinków waszego telewizyjnego serialu "Latający cyrk Monty Pythona" padło tego ofiarą.

Stąd też pochodzi określenie "czarny humor". A mówiąc poważnie, w Monty Pythonie zareagowaliśmy wtedy na inny kryzys: koniec brytyjskiego imperium. Wojsko, Kościół, instytucje polityczne paraliżujące kraj straciły nagle dotychczasowe wpływy. Byliśmy tą grupą bezceremonialnych ludzi, która pomogła wystawić na śmieszność cały nasz establishment.

Dziś celem ataku szyderców mogliby stać się bankierzy. Ale ich prześmiewcy jakoś nie atakują.

Tak, znaleźliśmy się wprawdzie w strasznym bagnie, finansowym i moralnym, ale nie jesteśmy wściekli. Każdy z nas czuje się trochę odpowiedzialny za obecny kryzys. Mamy świadomość, że daliśmy się wodzić za nos, ale byliśmy za to bardzo wdzięczni – dopóki rosły ceny nieruchomości.

Czy Brytyjczykom z ich słynnym poczuciem humoru łatwiej przychodzi stawiać czoła kryzysom?

Śmiech to katharsis. Moim zdaniem bardzo ważne jest, by umieć śmiać się z samego siebie, niezależnie od tego, czy chodzi o jednostkę, czy o całe społeczeństwo. My, Brytyjczycy, potrafimy to być może lepiej niż wiele innych narodów.

I skąd się to bierze?

Nie darzymy niczego przesadnym szacunkiem. A szydercom nigdy nie zdarzało się znaleźć w prawdziwym niebezpieczeństwie. Kpimy z siebie samych i z naszego rządu. W Związku Radzieckim ludzie, którzy żartowali ze Stalina, lądowali w gułagach, a w Niemczech przez dwanaście lat trzeba było być bardzo ostrożnym z dowcipami na temat Hitlera. Myślę, że coś takiego odciska swoje piętno. W Anglii za wyjątkowo bezczelne zagrania można było zostać co najwyżej wykluczonym ze swojego klubu.

Brytyjskiemu imperium dowcipu wiedzie się więc doskonale?

Nie. Właśnie zaczynamy tracić nasz luz. Niestety.

Co pan ma na myśli?

Islamski terroryzm. Nie znam zbyt wielu ludzi, którzy opowiadaliby dowcipy o Al-Kaidzie. Po prostu się boją. 

Monty Python na pewno stworzyłby na ten temat parę złośliwych skeczy.

Gdybyśmy usiedli wszyscy razem, z pewnością przyszłoby nam do głowy parę pomysłów. Talib jako uczestnik teleturnieju "Milionerzy". Albo tournee Al Kaidy: "Jaskinie świata".

Dlaczego nie zrobicie takiego show?

No i potem mielibyśmy na karku taką dyskusję, jak Duńczycy po opublikowaniu karykatur Mahometa. Dzisiaj ludzi zastrasza się w imię poprawności politycznej. Nie mam na myśli tylko problemu terroryzmu. Czasami odnoszę wrażenie, że już w ogóle nie wolno nam z niczego żartować, dopóki nie przeczytamy dokładnie tego wszystkiego, co wydrukowane jest zawsze maleńkimi literkami. Ale to nie przejdzie – humor jest czymś spontanicznym. Śmiech bierze się z zasady wolnej woli. I mam nadzieję, że tak zostanie.

Materiały do swojej nowej książki "Podróż po Europie" zbierał pan również we wschodnich Niemczech. Czy odkrył pan tam może coś takiego jak niemieckie poczucie humoru?

To podchwytliwe pytanie, nie? Fakt, istnieje parę różnic między komizmem niemieckim a angielskim. W Berlinie pewien naukowiec powiedział mi, że Niemcy zwykle naśmiewają się z innych patrząc na nich z góry. U nas jest dokładnie odwrotnie: kpimy z ludzi stojących na samym szczycie społeczeństwa. (…)

Czy podczas pańskich podróży wszędzie rozpoznają w panu Anglika?

Nikt w każdym razie nie wziął mnie jeszcze za Fina ani za swojego starego kumpla z Erfurtu.

Co jest w panu tak typowo angielskie?

My, Anglicy, obsesyjnie za wszystko przepraszamy. Ja na przykład bez przerwy to robię. Anglia to jedyny kraj na świecie, w którym mówi się: "sorry", gdy w metrze ktoś nadepnie nam na nogę.

To jakaś specjalna forma ironii? Czy nienawiści do samych siebie?

Jak mam to wyrazić, żeby nie zabrzmiało pretensjonalnie? Wydaje mi się, że bierze się to z naszych manier. Żyjemy na gęsto zaludnionej wyspie, a w takim miejscu trzeba być maksymalnie tolerancyjnym, a jednocześnie chronić własną przestrzeń. Lepiej już nie umiem tego wytłumaczyć. Sorry.

Michael Palin, 66 lat, angielski aktor komediowy, scenarzysta, podróżnik, kompozytor, autor tekstów i producent filmowy. Zdobył sławę jako jeden z członków grupy Monty Pythona. Od 1988 roku kręci reportaże podróżnicze dla BBC.

Wywiad za onet.pl

Autor: Spiegel / Martin Wolf

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00