ŻUŻEL:

Szykuje się żużlowa „pierestrojka”?

Grand Prix czy Mistrzostwa Europy?

Przed kilkoma dniami szczególnie głośno było o zakazie utworzonym przez FIM. Organizatorzy prestiżowego cyklu GP zabraniają zawodnikom walczącym o Indywidualne Mistrzostwo Świata startowania równocześnie w Speedway European Championships. Decyzja wywołuje bardzo wiele kontrowersji i spekulacji. Obydwie imprezy mają rozmaite wachlarze zalet. Dla samych żużlowców (a konkretnie ich kieszeni) większe przychody obiecuje „europejski” pomysł OneSport. Z kolei ewentualne zdobycie tytułu Mistrza Globu gwarantuje zapisanie swojego nazwiska w kartach historii. Z punktu widzenia zwykłego zjadacza chleba różnic nie ma wielkich. Turnieje oferują możliwość oglądania speedwaya na najwyższym poziomie, a stawka zawodników jest prawie ta sama – w SEC brakuje bowiem tylko kilku znanych nazwisk, chodzi głównie o Australijczyków (Chrisa Holdera czy Darcy’ego Warda) oraz Amerykanina Grega Hancocka. Na takich kontynentach jak Azja czy Ameryka Południowa mało kto pewnie słyszał o sporcie, gdzie jedzie się w lewo, skręcając kierownicę w prawo, a transmisja jakiejkolwiek imprezy żużlowej docierająca do kilkudziesięciu krajów znacząco poprawiłaby popularyzację czarnego sportu.

Z kolei istotnym czynnikiem jest potencjalna oglądalność obydwu cykli. Speedway European Championships może obejrzeć znacznie więcej widzów, jako że transmitowane jest przez stację Eurosport, do której dostęp jest zwyczajnie łatwiejszy i tańszy. Gorzej wygląda to w Grand Prix. Nie każdy wykupi pakiet nSport specjalnie po to, aby oglądać jeden program i to wyłącznie co kilka tygodni.

W związku z zaistniałą sytuacją aktywnie głos zabrało kilku najlepszych rajderów Starego Kontynentu. Polak, Duńczyk, Szwed i Rosjanin – chociaż brzmi to jak początek dobrego dowcipu, to jednak poważna sprawa. Tomasz Gollob, Nicki Pedersen, Andreas Jonsson i Emil Sayfutdinov poczuli się pokrzywdzeni owym zakazem. Każdy z nich otrzymał zaproszenie do cyklu SEC, ale będąc stałymi uczestnikami Grand Prix nie mogą (jak na razie) tego potwierdzić. W formie triumwiratu wystosowali więc oficjalne oświadczenie, wyrażające niezadowolenie z takiego obrotu spraw, sztucznie ograniczającego swobodę startów.

W Polsce też zmiany

8 listopada w Poznaniu odbyło się „spotkanie na szczycie” – Krzysztof Cegielski oraz Jarosław Hampel, reprezentujący interesy zawodników negocjowali z prezesem Ekstraligi Wojciechem Stępniewskim oraz Przewodniczącym GKSŻ, Piotrem Szymańskim. Tematem przewodnim była klaryfikacja zapisów regulaminowych, które działały dość krzywdząco dla zawodników. Na ich mocy, kluby mogły nakładać kary na swoich żużlowców już po zakończeniu sezonu, aby podreperować swój budżet. Oczywiście takie egzekucje miały podstawy prawne, ale wiadomo przecież, że „kto daje i odbiera, ten się w piekle poniewiera”. Kontrowersje wywołuje też wprowadzony Regulamin Finansowy (maksymalnie 200 tysięcy złotych za podpis i 4500 za punkt w meczu), głośno już się mówi bowiem (lecz nieoficjalnie), że znajdzie się masa sposobów na wynagrodzenie zawodników po kryjomu.

Kością niezgody jest też sposób wyznaczania miejsc reklamowych na kevlarach. Żużlowcy często fragmenty powierzchni mają „zarezerwowane” na mocy wieloletnich umów dla swoich sponsorów. Nagle wprowadzone obostrzenia drastycznie zmieniły możliwości planowania i wymusiłyby sporo niekomfortowych zmian, jednak zainteresowani zamierzają dążyć do uzyskania kompromisu z władzami. Kolejne spotkanie w tej kwestii ma się odbyć jeszcze w tym miesiącu, a chęć wzięcia udziału deklaruje więcej liderów drużyn. Celem ma być osiągnięcie znacznie mniej jednostronnych ustaleń, większa swoboda dla zawodników oraz usunięcie zapisów potencjalnie tworzących niejasności na linii zawodnik-klub.

Autor: Marcin Pakulski

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00