KULTURA:

Zamierzenie słabe dowcipy

Pytanie numer jeden brzmiało: jak radzą sobie bez Kasi Pakosińskiej, która odeszła w zeszłym roku? Dziś plotkuje się o jej powrocie, nie należy jednak zapominać, że artyści nie szczędzili sobie gorzkich słów w wywiadach. Zastąpiła ją Agata Załęcka. Czy godnie? Cóż, Agata spełnia kompletnie inną rolę niż niegdyś Pakosińska. Jej rola w skeczach jest często katalizatorem akcji, ale o autonomicznej postaci, jak obdarzona niezapomnianym śmiechem Katarzyna, nie może być mowy.
 
Zacznijmy jednak od początku.  Na pierwszym występie, o 17.00, Filharmonia Zielonogórska zapełniona do ostatniego miejsca, z tyłu pod ścianą niewielka grupa osób nawet stoi. Po krótkiej prezentacji multimedialnej, która już wprawiła publiczność w stan wesołości, na scenę wpada Robert Górski. Wita publiczność kilkoma słabymi (zamierzenie!) dowcipami i tak już miało być do końca – między skeczami na scenę wpadał Górski, by uraczyć nas paroma kawałami, w których najzabawniejsza była osoba, która ją opowiada. Ja do pana Roberta mam słabość straszliwą, więc miałem ubaw nawet ze sposobu, w jaki stał na scenie. Zresztą widownia też.
 
Być może właśnie przez tę dominację reszta kabaretu nie prezentowała się aż tak dobrze. Absolutnie rewelacyjnie zaprezentował się Mikołaj Cieślak, którego chyba tylko przez wspomnianą słabość do Górskiego nie nazwę najmocniejszym punktem wtorkowego występu. Reszta, czyli Załęcka, Rafał Zbieć i Przemek Borkowski świecili co najwyżej światłem odbitym. W przypadku Cieślaka i Górskiego możemy mówić o postaciach niezapomnianych od A do Z – bawi zarówno ich aparycja, to, co mówią i jak to mówią. Ale to wystarczyło.
 
Program, jaki zaprezentowali we wtorkowe popołudnie był mieszanką skeczy już znanych i tych nowych. Siłą rzeczy zabrakło numerów z Pakosińską, lecz trudno mówić o odczuwalnym ich braku. Czuć też było, że co nowsze rzeczy w wykonaniu Kabaretu Moralnego Niepokoju „to już nie to samo”, ale to wszystko nieważne. Bo gdy ta maszyna się rozpędziła, nie było mowy o braniu jeńców. Chwilami dosłownie płakałem ze śmiechu, a razem ze mną szczelnie wypełniona sala filharmonii, żywo reagując na każde skinienie występujących.
 
Nie będę mówić o zmęczeniu materiału, o braku Pakosińskiej, o chwilowych spadkach formy, o momentach, które nie bawiły. Nie narodził się jeszcze taki, który by wszystkim dogodził. Kabaret Moralnego Niepokoju wtorkowego popołudnia pozostawił zielonogórską publiczność wręcz obolałą ze śmiechu. Po dwóch godzinach występu i dwóch bisach trudno było prosić o więcej. Ale i dla najbardziej wytrwałych przygotowali coś więcej – stoisko z DVD, które, jak obiecali, chętnie podpiszą. Jeśli zaś chodzi o mnie, to tym występem Kabaret Moralnego Niepokoju, z Katarzyną Pakosińską na pokładzie czy bez, jest najsilniejszą ekipą na naszej scenie kabaretowej. 
 
A już w marcowym numerze „UZetki” przeczytacie wywiad z Kabretem Moralnego Niepokoju, w którym opowiedzą między innymi o tym, komu wśród nich nie można ufać, o kabaretach typu stand up i o tym, jakim zabiegom się poddają, by utrzymać się na topie!
 

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00