KULTURA:

Wysokie loty Zielonej Góry

Przygodę, którą przeżywam z siedemnastoma innymi redaktorami z całej Polski, organizuje Komisja Europejska – przedstawicielstwo w Polsce. Po co? Byśmy mogli zobaczyć, jak działa Komisja i jak funkcjonuje Parlament Europejski, wziąć udział w briefingu prasowym, pozazdrościć radiowych i telewizyjnych studiów, które mieszczą się w komisji specjalnie dla użytku dziennikarzy… Podróż do Europy zaczyna się jednak w Babimoście.

Jesteśmy w Europie
Ale czy to na pewno podróż do Europy? Przecież jesteśmy w Europie! Na Lotnisku Babimost-Zielona Góra da się to odczuć, a w samolocie wita mnie uśmiechnięta stewardessa. Swoje miejsce znajduję błyskawicznie, samolot jest nieduży. Wolnych miejsc nie ma. Punktualnie o godz. 7:30 samolot zaczyna startować. Zawsze przy starcie przechodzi mnie dreszcz… a po chwili lecimy już na wysokości 4 tysięcy metrów. Stewardessa częstuje nas słodyczami i kawą. Po godzinie miękko lądujemy na Okęciu. A tutaj…
Nadprogramowe spotkanie
Dzięki uprzejmości posła Bogusława Wontora udaje mi się zwiedzić Sejm i Senat. Plakietka „Gość Posła” upoważnia do wejścia w najbardziej interesujące zakątki budynku. Szalony, fascynujący maraton wzdłuż i wszerz Marszałkowskiej 4/6/8 kończy się na posiedzeniu Sejmu. Żeby obrady mogły się zacząć, marszałek Ewa Kopacz ucisza posłów jak uczniów w gimnazjum. Długo usiedzieć w loży prasowej nie można (zwłaszcza gdy nie trzeba…), więc opuszczam towarzystwo rozbawionych i trochę znudzonych reporterów i po trzech godzinach zwiedzania rządowych posiadłości jadę na konferencję do polskiego przedstawicielstwa Komisji Europejskiej.

Wolność zaczęła się u nas
Dyrektorem przedstawicielstwa KE w Polsce jest Ewa Synowiec, wprowadza nas w tematykę unijną gładko, prezentując główne założenia KE i cele na ten rok, a na koniec chwyta nas za serce teledyskiem, który za zgodą zespołu U2 przygotował zespół KE:
 
 
 
Dyskusja o dziennikarzach w Europie przenosi się po kilku godzinach na pokład samolotu do Brukseli.
Europa, Osiecka i gofry
Pierwszy wieczór w Brukseli – sercu Europy – przypomniał mi książkę Agnieszki Osieckiej pt. „Szpetni czterdziestoletni”… Wspominała w niej o starej, dobrej Europie:
„W tamtych czasach wyjeżdżaliśmy do Europy z paroma zaszytymi w mankiet dolarami: (żeby, choć mieć na bilet do Luwru), a wracaliśmy zmarnowani i wychudzeni, ale świecący światłem wewnętrznym, napromieniowani Goyą i objedzeni rozmaitymi kolażami i witrażami. (…) Słowo „Europa” oznaczało w potocznym języku coś znacznie więcej niż geograficzną nazwę kontynentu. Było to określenie szczególnie eleganckiego i światowego gestu, obyczaju bądź zdarzenia”. Europa – chociaż nowa – wydaje się tutaj tak niezwykła, jak kiedyś dla Osieckiej. Pięciokątny Wielki Plac, strzelisty ratusz (reflektory wokół niego można by spokojnie wyłączyć – jest całymi nocami oświetlany przez lampy błyskowe turystów), zachwycająca Katedra św. Michała i św. Guduli, a to wszystko uwspółcześnione przez ciągnące się w nieskończoność uliczki pełne restauracji, kawiarni i pubów, pachnące czekoladą, kawą, goframi, smażonymi krewetkami – różnorodnością.
 
Z wizytą u Róży Thun
Europa to praca. Setki ludzi, których mijam na korytarzach Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej, próbuje nadążyć za potrzebami obywateli Europy. Szerzej opowiada o tym Róża Thun, polska posłanka Parlamentu Europejskiego. Właściwie nazywa się Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein, ale – jak twierdzi – została tak wychowana, by nie epatować tytułami. Jako członkini Komisji Rynku Wewnętrznego i Ochrony Konsumentów, zajmuje się wszystkim tym, co ma ułatwić Europejczykom kontakty międzynarodowe, wizytę u lekarza za granicą, korzystanie z Internetu, zakupy.

Nadbagaż
Parlament Europejski i Komisja Europejska to fascynujące miejsca, w których wszelkim obradom i decyzjom towarzyszy kilkunastu tłumaczy. Niesamowicie jest oglądać taką Europę, w której wspólne cele i język globalny to jedno, a wszechobecna różnorodność to drugie – nie mniej ważne. Inaczej wraca się później do swojego miejsca w Europie: lądując najpierw w Warszawie, a potem w Babimoście wiem, że wrażenia, które przywiozłam z Brukseli, ważą zdecydowanie więcej niż dozwolone w samolocie 20 kilo.
 
Polecamy www.lotnisko.lubuskie.pl

Autor: Kaja Rostkowska

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00