KULTURA:

W seksie nic go nie zdziwi

Wielu ludzi uważa, że przestępców seksualnych nie da się skutecznie wyleczyć.

Ta opinia wynika z niewiedzy. Przecież ci, co tak mówią, nie mają pojęcia o skuteczności programów terapeutycznych. Oczywiście, że przestępców seksualnych można leczyć. Leczenie wymaga pracy profesjonalnej kadry, jest czasochłonne, wieloetapowe, polega na równoczesnym stosowaniu całego szeregu metod – farmakoterapii, psychoterapii grupowej, psychoterapii indywidualnej – ale jest w pełni możliwe. Co więcej, ich trzeba leczyć, bo przecież po odsiedzeniu wyroków opuszczają więzienia i powinni wychodzić na wolność jako ludzie wyleczeni.

Czy przestępczość seksualna w Polsce się zmienia?

Tak, pewne przestępstwa są obecnie częściej spotykane – np. seks z dziećmi. Do prokuratury i sądów trafia więcej takich spraw, z tym że tak naprawdę nie wiemy, czy trafiają tam dlatego, że szerszy jest zakres tego zjawiska, czy po prostu częściej jest ono wykrywane i dlatego dochodzi do wnoszenia kolejnych oskarżeń. Kiedyś podobne zachowania rzadko oglądały światło dzienne, z biografii naszych pacjentów wiemy, że były ukrywane, pokrzywdzeni przez lata cierpieli z tą tajemnicą w milczeniu. Teraz informuje się o nich od razu i nagłaśnia się je. Możemy też podejrzewać, że zachowania pedofilne są coraz częstsze. Molestowanie, które zależnie od tego, jakie przyjmuje formy, może być zaliczone do kategorii przestępstw seksualnych, kiedyś również stanowiło rzadkość. Więcej jest także zgwałceń w małżeństwie – to znaczy, nie uważam, że takie przestępstwa rzeczywiście są częstsze, ale teraz się je ujawnia i zgłasza. Kiedyś jak mąż zgwałcił żonę, uznawała, że to jest cham, brutal, spotkał ją dopust Boży – ale nie w głowie jej było, żeby z tym lecieć na policję. A dzisiaj od razu dochodzenie, obdukcja, sąd.

A jakich przestępstw seksualnych jest wyraźnie mniej?

Mniej zdarza się gwałtów zbiorowych. Seks stał się w Polsce bardziej dostępny. Gwałtów jest zaś więcej, jeśli seks z różnych przyczyn jest trudno dostępny – w wyniku norm, zasad, ograniczeń, gdy nie występuje szeroki zakres prostytucji. Kiedyś nie było tirówek przy drogach, umawiania się na telefon ani miejsc z oficjalnie podawanym adresem, do których można trafić bez problemów. Dawniej trzeba było pójść do hotelu, przekazywano sobie informacje o lepszych prostytutkach, wielu ludzi zresztą nie korzystało z ich usług z obawy, że współpracują one ze służbą bezpieczeństwa. Dziś i prostytucja jest dostępniejsza, i w ogóle znacznie łatwiej o kontakt seksualny, wystarczy skorzystać z internetu i można od razu spotkać się z osobą, która w dniu dzisiejszym również ujawni chęć takiego kontaktu. Żeby więc przy takiej dostępności seksu doszło do gwałtu, zwłaszcza zbiorowego, przyczyny muszą być bardzo specyficzne.

Za taką przyczynę, często podawaną przez oskarżonych o gwałt, uważa się prowokację ze strony kobiety: jej skąpy strój, zachowanie.

Gwałt jest  nie do usprawiedliwienia. To w świecie islamu mężczyźni domagają się czarczafów dla kobiet, bo mówią "kobieta prowokuje". Nie może być tak, że kobiety muszą się zasłaniać, żeby tylko stworzyć mężczyznom komfort psychiczny. Kobiety mają prawo do odkrywania swojego ciała, do chodzenia w minispódniczkach i bez staników, i nie mogą odpowiadać za to, że rzekomo prowokują swoim rozebraniem do ataków seksualnych. Od poczytalnego mężczyzny wymaga się zdolności panowania nad popędem. Jak jest bombardowany przez takie bodźce, to niech spuści wzrok lub myśli o czymś innym. Musi sobie z tym poradzić.

Kiedyś mężczyzna nie miał takich problemów, bo dziewczyny ubierały się inaczej.

To niech jedzie do Arabii Saudyjskiej, tam będzie miał święty spokój. Chyba że będzie się żalił, iż zapach perfum na niego podziałał… Trudno, mężczyzna musi kontrolować swe zachowanie. Gdy kobieta mówi "nie", to "nie". Ma prawo powiedzieć "nie" w każdej chwili, nawet gdy już się rozpoczął kontakt seksualny.

Trochę jednak dziwią mnie te gwałty małżeńskie. Przecież generalnie panie wolałyby, aby ich mężowie byli aktywniejsi. Kiedyś żony mówiły, że boli je głowa, teraz na ból głowy skarżą się panowie.

W jakimś odsetku związków małżeńskich dochodzi jednak do zgwałceń i takie zachowania przestępcze są zgłaszane. Z drugiej strony, następują zmiany obyczajowości, tradycyjne role obu płci odchodzą w przeszłość. Kiedyś mężczyzna był zakodowany na zdobywanie kobiety, pokonywanie jej oporu – wszystko jedno, rzeczywistego czy udawanego. Teraz role się odwróciły, mężczyzna już nie musi zdobywać, bo to on jest zdobywany.

To dobrze.

No tak, ale on teraz czuje presję ze strony partnerki – że ona potrzebuje seksu, nawołuje go: Chodź do łóżka! Chcę się kochać, jestem rozbudzona, czekam, no chodź wreszcie do tego łóżka!… Ta rosnąca presja z jej strony sprawia, że jemu się nie chce. Bo nic na siłę. A poza tym, w wielu związkach kobieta ma większy temperament od mężczyzny. Jeśli on będzie jednak próbował zaspokajać jej oczekiwania, nie za bardzo mu się to uda – skoro temperament partnerki jest większy i jest bardziej od niego rozbudzona. Gdy więc mężczyzna zacznie w takiej sytuacji unikać współżycia i mówić, że to lubi, jest zdrowy, wszystko w porządku, ale akurat nie ma chęci na seks – to wyjdzie z twarzą. Pozornie.

Często ma pan takie pary u siebie w gabinecie?

Tak, przychodzą coraz częściej. Gdy się zjawiają, kobieta przeważnie mówi: "On unika współżycia, czuję się niezaspokojona, gdy pytam, co się dzieje, odpowiada, że jest sprawny seksualnie i jakby mu się chciało, to seks byłby udany – ale mu się nie chce". Kobiety są teraz bardziej otwarte na seks, wyzwolone, a poza tym dysponują często bogatszymi doświadczeniami seksualnymi, których zresztą nie ukrywają. Opowiadają wszystko partnerowi: co było, jak było, ile razy było. On się wtedy peszy, nie za bardzo ma chęć na seks, boi się, czy dorówna, unika.

Ale przecież mężczyźni prawie zawsze pytają: Powiedz, ilu było przede mną? A one wtedy odpowiadają: kochanie, jesteś drugi…

Oczywiście, pytają, chcieliby jednak właśnie usłyszeć, że mieli niewielu poprzedników. Tyle że coraz częściej słyszą, że było ich wielu. A jak jeszcze nie daj Boże usłyszą, że z poprzednikami było fantastycznie, to już wyraźnie opada im ochota na seks.

W jakim wieku są pary, w których panie przeżywają takie niezaspokojenie?

W bardzo różnym. Rozmawiałem i z dwudziestokilkulatkami, i z parami po czterdziestce. Wiek nie ma tu znaczenia. Inicjatywa wizyty u seksuologa wychodzi od kobiety, bo gdy jej potrzeby są niezaspokojone, a on unika seksu, to ona chce, by zgłosili się razem do specjalisty.

Co można poradzić w sytuacjach, gdy mężczyzna odmawia i nie może sprostać partnerce? Viagra dla niego czy dodatkowy partner dla niej?

Viagra utrzymuje erekcję, a nie pożądanie. Jak nie będzie pożądania, to i viagra nie zadziała. I nie wyobrażam sobie, by można było doradzać kobiecie znalezienie nowego partnera. Żeby zaś przywrócić pożądanie, trzeba czasem zrobić rewolucję w życiu. Jeśli ktoś pracuje do wieczora i przychodzi zmęczony, to nic z tego. Urlop tu nie pomoże, należy zmienić styl życia, przychodzić wcześniej, mieć więcej wolnego. To kwestia dobrej organizacji pracy i gospodarowania czasem.

Łatwo powiedzieć…

Nieraz trzeba także wprowadzić zmiany w życiu miłosnym, by uniknąć rutyny i monotonii. Dziś przecież można realizować wiele rozmaitych pomysłów. Gdy więc badamy daną parę w gabinecie, to wyłapujemy słabe punkty i ustalamy, dlaczego on się mniej podnieca. Bo np. żona mu utyła po porodzie, zaniedbała wygląd i tak już została, nie chciało jej się odchudzić.

No właśnie.

To wtedy zaproponujemy program odchudzania. Oczywiście najpierw musimy się upewnić, że to właśnie jest prawdziwa, a nie pozorowana, przyczyna spadku jego zainteresowania. Czasem bywa też, że pożądanie się wypaliło, koniec, nie ma – to się zdarza, rzadko, ale się zdarza, tak jak wypalenie zawodowe. Wtedy nic już nie można robić. Mogę tylko apelować, żeby nie dopuszczać do takiego stanu – i jeśli płomień namiętności gaśnie, to go podsycać, jak w kominku. Gdy ktoś przychodzi, jak już się wszystko wypaliło, to niestety, nie jestem cudotwórcą. Niektórzy moi pacjenci, obojga płci, marzą o tabletce na pożądanie – łykają i przez dwie godziny pragną drugiej osoby. Na szczęście nieprędko zostanie wynaleziona.

Często chodzi tu o znudzenie, efekt prezydenta Coolidge’a. Czyli on z nią już nie bardzo chce, ale gdyby niemal za każdym razem z inną, to jak najbardziej.

Gdy jest efekt znudzenia, mamy poradniki i filmy, mówiące, co i jak można sobie urozmaicić, jeśli oczywiście ktoś nie ma własnych pomysłów. Wystarczy iść do pierwszego lepszego sex shopu, wybór jest wielki, liczba możliwości niemal nieograniczona. Oczywiście ważne, żeby to były pomysły akceptowane przez obie strony. Gdy pani odzieje się w skórzaną bieliznę kupioną w sex shopie, powinna najpierw wiedzieć, czy aby widok kobiety w skórze nie jest dla partnera antybodźcem. Nie można też proponować żonie seksu analnego, jeśli ona uważa tę formę zachowania za dewiacyjną. Trzeba wiedzieć, czy mimo że tego wcześniej nie praktykowali, jest to dla niej akceptowalny rodzaj seksu.

Czy wspomniana przez pana rosnąca dostępność seksu sprawia, że Polacy generalnie coraz częściej ten seks uprawiają?

Per saldo nie uprawiamy więcej seksu. Zmieniły się bowiem formy spędzania wolnego czasu. W minionych latach, jak się teraz mówi, "za komuny", nie było wielu interesujących sposobów spędzania wolnego czasu, tylko dwa kanały telewizyjne, mało form rozrywek. Co więc mieli robić wtedy młodzi ludzie? Teraz? – tylko wybierać, zwłaszcza w miastach. Kluby, kina, galerie handlowe. A jeśli można w inny ciekawy sposób spędzać czas, wpływa to na częstotliwość współżycia. Poza tym, najbardziej aktywni seksualnie są ludzie w młodym i średnim wieku. Kiedyś wszyscy mieli po jednym etacie, z którego w dodatku można się było urywać. Dziś – praca często do wieczora, zlecenia, studia podyplomowe, szkolenia, języki. Oni są bardziej zmęczeni i mają mniej czasu, także na seks. W dodatku seks już nie jest owocem zakazanym, wyzwalającym dodatkowe zainteresowanie. Myślę więc, że aktywność seksualna ludzi w wieku 20-40 lat jest dziś mniejsza.

Dotyczy to jednak chyba przede wszystkim mężczyzn, skoro kobiety są coraz bardziej wyzwolone i otwarte na seks?

Ale one miały też wiele do nadrobienia. Zmiany obyczajowe przebiegają znacznie bardziej dynamicznie w świecie kobiecym. Świat męski zawsze miał dość liberalne normy seksualne – i pod tym względem niewiele się w nim zmieniło. Istniał wprawdzie obyczajowy i religijny zakaz seksu przedmałżeńskiego oraz romansów, ale było oczywiste, że mężczyzna "musi się wyszumieć" przed ślubem. Romanse i zdrady też uchodziły mężczyznom płazem i nie budziły specjalnego szoku, traktowano je liberalnie.

No bo skoro mężczyzna utrzymywał rodzinę, zarabiał, to był panem i władcą, więcej mu było wolno.

Natomiast od kobiet wymagano wierności, rygory wobec nich były surowsze. Gdy przyszło więc szeroko rozumiane wyzwolenie kobiet, to w swych zachowaniach zaczęły się upodabniać do mężczyzn. Widać to we wszystkich ankietach. Odpowiedzi kobiet na pytania o liczbę partnerów, zdrady, współżycie przed ślubem są coraz bardziej podobne do odpowiedzi męskich. Zaczyna się to wyrównywać (…).

Patrzy pan uważnie na życie seksualne Polaków. Czy coś pana jeszcze może zaskoczyć?

Gdy chodzi o wszelkie, najróżniejsze choćby konfiguracje i pomysły seksualne ludzi, nic nie może mnie zaskoczyć. Jeśli coś mnie jeszcze zaskakuje, to chyba to, że w XXI w. może istnieć taka już nie niewiedza, ale głupota. Bo skoro ktoś uprawia seks z tirówką bez zabezpieczenia, płaci za to więcej, a potem jest zdziwiony, że podłapał chorobę weneryczną – no to ja jestem zdziwiony, że on jest zdziwiony…

Prof. Zbigniew Lew-Starowicz – seksuolog, psychiatra, psychoterapeuta, konsultant krajowy ds. seksuologii, profesor Akademii Wychowania Fizycznego, wykładowca w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania, prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologicznego i Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej.

Autor: źródło informacji: “Przegląd”

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00