KULTURA:

Obiektywność mediów

Media bywają polityczne albo apolityczne. Niektóre swej polityczności nie ukrywają, jak choćby „Nasz Dziennik", „Gazeta Polska", czy „Radio Maryja". Inne jawią się nam jako apolityczne, chociaż kojarzone są z pewnymi opcjami. Np. „Gazeta wyborcza". Jeszcze inne zapewniają, że są apolityczne i starając się tego dowieść, sprzeniewierzając się (w moim odczuciu, oczywiście) pozostawaniu obiektywnymi i rzetelnymi. Tak postrzegam ostatnio np. TVN24. O TVP nie będę tu pisał, bo… tak mi się podoba (szkoda czasu).

Bojkot mediów, czyli skuteczna metoda walki politycznej

Przypomina mi się takie stare powiedzenie: „Nie ruszaj g***a, bo będzie śmierdzieć". Dlaczego? Ano dlatego, że po ogłoszeniu bojkotu TVN i TVN24 przez PiS, te wyraźnie złagodniały. Wobec PiS, rzecz jasna. Być może wskutek tego bojkotu, echa skandalu w komisji sejmowej bardzo szybko stały się nieobiektywne (moim zdaniem). Podczas relacji z obrad tej komisji, także kilka godzin po, można było zobaczyć i usłyszeć, jak to naprawdę było. A potem zostało już tylko jedno: „nasi posłowie, zarówno z PO jak i z PiS, zachowywali się…" itd. To jest obiektywizm? Rzetelność? I jedno i drugie polega (moim zdaniem, oczywiście) na przedstawieniu nie tylko końcowego wniosku, ale i pokazaniu kto, jak, kiedy, dlaczego.

Podobna reakcja miała miejsce w przypadku spotkania, a właściwie przesłuchania: Prezydent – Minister Spraw Zagranicznych. Po ujawnieniu treści spotkania przez jedną z gazet, raz i drugi, niektóre media przedstawiały jego fragmenty, z pewną nieśmiałością pytając, czy aby Prezydent tak powinien, a czy Minister tak mógł itp. Ale niedługo pozostało już tylko głośno wygłaszane hasło: „Znowu wojna na linii Rząd- Prezydent". Dla przeciętnie inteligentnego człowieka jest to wojna (moim zdaniem, oczywiście) jednego agresora z jednym atakowanym, który nie zamierza nadstawiać drugiego policzka. Media zdają się tego nie zauważać. Wręcz przeciwnie: jakby na ten drugi policzek czekali. Jakby powinien zostać nadstawiony.

Poseł Palikot i inni

Na szczęście media nie muszą zbyt długo trwać w tym rządowo-prezydenckim kłopocie. W sukurs przychodzi im poseł Palikot. Znów obraża Prezydenta. I znów, jak zwykle, już po kilku godzinach nie ma najmniejszego znaczenia powód jego słów, określających Głowę Państwa. Jest tylko: „Palikot obraża Prezydenta". Tym razem media mają prawdziwe używanie. Jak z rękawa sypią się byłe, ekscentryczne i obraźliwe zachowania posła. I nikt już dziś nie pamięta o tym, że słynny penis i pistolet sprawiły, że gwałciciele w policyjnych mundurach trafili w końcu przed oblicze sądu. Zresztą mało kto o tym wie, bo był to bardzo krótki, ledwo zauważalny news. Nikt więc nie wie, albo nie pamięta, że ta ekscentryczność była wynikiem niemocy, bezradności, bezskuteczności innych, cywilizowanych, zgodnych z prawem, dobrym obyczajem, słowem danym wyborcom, wobec bezkarności pewnych układów. Że było to wywiązywanie się z obowiązków wobec swoich wyborców. Nikt tego nie pamięta, bo media o to „zadbały". O Palikocie a’la „penis i pistolet" pamiętać będą wszyscy.

Jakże inaczej sprawa się ma z innym posłem. Opozycyjnym dzisiaj. Oto wkracza na obrady Rady Miasta, rozwala je, wykrzykując różne formułki o prawach posła itp. Nie mam pojęcia, czy miał do tego prawo czy nie, no ale cóż, media mi tego nie wyjaśniły. Za to, zgodnie z intencją posła, jakby na jego życzenie, pani dziennikarka poszła tropem winy lub niewinności głównego obiektu poselskiego ataku. I dalejże, wykonywać za posła całą robotę, zalewając „obiekt" pytaniami. Przed prokuratorem, przed sądem, przed posłem. Będzie pierwsza! Wymawia za gościa całe zdania z myślą: „no powiedz wreszcie – tak", albo „no, kiwnij chociaż głową". A ja ciągle czekam na wyjaśnienie, czy poseł miał, czy nie miał prawa, tak po prostu wywrócić obrady Rady do góry nogami. Bo jeśli miał, to w mediach powinno aż huczeć. Bo jeśli miał, to w każdym mieście, w każdym powiecie, poseł opozycyjny do partii sprawujących tam władzę, przy odrobinie chęci i determinacji może sparaliżować pracę tamtejszej władzy samorządowej. Zaręczam, powód zawsze da się znaleźć. Jeśli nie mógł poseł tak się zachować, też wrzeć powinno w mediach. A tu… lód.

Dużo by się rozpisywać na temat stosunku mediów do innych posłów, więc tylko napomknę. O okropnym języku Marszałka Niesiołowskiego media mówią jednym tchem, przypominając jego język sprzed lat. Z rzadka jednak przypomina się język byłego Marszałka, rodem z PiS, czy byłego Premiera, do dziś swój język doskonalącego. O zachwycie, jaki wśród dziennikarzy wzbudza język ciała jednego z posłów. Mnie jego gesty przypominają ruchy topielca pod wodą, usiłującego schwycić cokolwiek. A jego tykanie, pokazywanie innych palcami, w towarzystwie niektórych ludzi mogłoby się skończyć walnięciem w pysk. Wielu bowiem tego nie znosi. Zdaniem jednak niektórych mediów, jest objawieniem, które od dawna stanowić powinno ozdobę naszych… teatralnych scen.

Długo by jeszcze można

I dużo. Ale to wystarczy, aby pokazać, że (moim zdaniem, oczywiście) media spuszczają z tonu. Im bardziej ostro gra PiS, tym bardziej miękną media. Spada przychylność społeczeństwa do ekipy Donalda Tuska. Sprawia to coraz większe zniecierpliwienie, brak efektów rządzenia itp. Ale media, swoim brakiem obiektywizmu i rzetelności też się do tego przyczyniają. Co bowiem wie człowiek, który nie oglądał telewizji w dniu zadymy w komisji? Co wie, gdy nie oglądał tv w dniu spotkania Prezydenta z Ministrem? To, że jest wojna na górze, i że obie partie są „be".

Moja sympatia do obozu rządzącego znacznie osłabła od czasu wyborów. Osłabła z pewnych powodów. Ale nie chciałbym, aby jeszcze jednym powodem spadku mojego poparcia i obniżaniu poparcia w sondażach, było nieobiektywne i nierzetelne kreowanie rzeczywistości przez media.

Autor: Andrzej Śliżewski / interia.pl

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00