KULTURA:

Między Niebem a Ziemią

Zastanawialiście się kiedyś, jakie jest to niesprawiedliwe? Siedzimy godzinami nad materiałem, opracowujemy parę dni masę zagadnień, nie wspominając o czasie spędzonym w bibliotece i na stronach internetowych. Wszystko po to, by zadowolić naszych wykładowców i ich widzimisię na temat kolokwium, ćwiczeń czy laboratorek.
 
Nareszcie kiedy skończymy referat, nie widzimy naszego maleństwa, tylko ciężką pracę, pot i łzy. Ale to nic, przecież dalej mamy satysfakcję, że to nasza praca i nam się przysłuży. A tu psikus! Idąc na zajęcia (jeszcze ciągle napuszeni), siadamy naprzeciwko wykładowcy. Spojrzenie „face to face”, ciągle jesteśmy pełni satysfakcji i pewności siebie. I już. Nasza kolej na wygłoszenie referatu. Pewnym krokiem stąpamy na środek sali, siłą głosu zaskakujemy niejedną znaną nam twarz. Na koniec pewni swego zwycięstwa odkładamy referacik i kłaniamy się wykładowcy. Widzimy jego uśmiech i już wiemy, co jest grane. Znacie to: „praca bardzo dobra Panie X, duża ilość materiału, przydatne wiadomości. Niestety muszę Panu postawić tylko 3. Szkoda, że trafił Pan na mój gorszy dzień”. To szok, przecież praca jest na 5, ale z wykładowcą się nie wygra, niestety, nawet adwokat nie ma szans w tym starciu. 
 
Aż chce się wykrzyczeć, co tylko przychodzi do głowy. Ale załóżmy, że nie wszyscy profesorowie są tacy. Przychodzimy na zajęcia pełni entuzjazmu i chęci nauczenia się czegoś nowego. Zasiadamy na krzesełkach i patrzymy, jak biedny człowiek przed nami swoim monotonnym i zmęczonym głosem, po raz setny w swoim życiu odklepuje regułkę. Skoro on jest wycieńczony przedmiotem, to jak się ma nam nie udzielać ten nastrój? Ok., to zrozumiałe, jest tylko człowiekiem. A kiedy pragniemy dowiedzieć się czegoś więcej albo chociaż zrozumieć obecny materiał? Najlepszym sposobem na pozbycie się tego typu natrętów (czyt. nas), jest odesłanie ich do książek. Po tak brutalnym zabiegu przynajmniej połowie żaków odechce się zadawać wiele zbędnych pytań. Moi drodzy, jesteśmy studentami, powinniśmy znać ową prawdę, że wiedza, która jest nam potrzebna, znajduje się właśnie w książkach. Zaraz, zaraz… Halo! Ale jesteśmy tylko studentami, a nie robotami. Nie znamy wykazu książek na pamięć, a tym samym wszystkich autorów. Kto z nas jest jasnowidzem i potrafi czytać wykładowcy w myślach, niech podniesie rękę. Bożena, jakie życie byłoby wtedy prostsze… 
 
Może w końcu znikłaby z mojego biurka ta sterta niepotrzebnych notatek i lektur, które już dawno zasłoniły jedyne okno w moim pokoju? Czasami mam wrażenie, że znajduję sie w biurze rachunkowym, a nie w domu. Fakt, jesteśmy dorosłymi ludźmi i powinniśmy ambitnie podchodzić do przedmiotu i studiów. Jednak zastanawia mnie, dlaczego każdy wykładowca z góry zakłada, że do wiedzy mamy dążyć wszelkimi dostępnymi nam ścieżkami? Zawsze pozostaje nam korzystanie z metody prób i błędów – a może to właśnie te notatki są potrzebne na egzamin? Czasami kiedy spojrzę na swoje biurko zawalone papierami zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim zapodział się mój notes z życiem osobistym.
Nasuwa się na myśl pewne stwierdzenie, że wykładowca ma swoje niepisane „święte prawo”, bo student to taka mała istotka chcąca tylko zaczerpnąć niewielki skrawek wiedzy. Minimum potrzebne do życia.
 
PS A może Wy znacie jakieś pikantne opowieści o abstrakcyjnych wyczynach wykładowców?
 

Autor: Natalia Karolczyk

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00