KULTURA:

Big brother mimo woli

Na klatce schodowej wywiesił kartkę z jego nazwą. Teraz wystarczy tylko kliknąć: Lubię to! Co zapewne prędzej czy później uczynię. Bo co mi szkodzi? Ale to nie zmienia faktu, że dalej będę się zastanawiać: po co nam to?
    Miało być wspólne redagowanie, kreowanie naszego miejsca, tym razem w sieci, osiedlowe plotki. A tymczasem na stronie tylko zdjęcie budynku i owej kartki wywieszonej w klatce. Poza tym pusto wszędzie, głucho wszędzie. No, chyba z tym ostatnim trochę przesadziłam. Głucho to na pewno nie jest.
    Mam wrażenie, że sąsiada z boku mam nad wyraz leniwego. Zamiast zalogować się na Facebooku i tam chwalić się swoimi gustami muzycznymi, wyjątkowo często prezentuje je mi i, podejrzewam, sąsiadowi z jego drugiej strony i tego pod nim. Przekonałam się też ostatnio, że dziecko, które mieszka nade mną, interesuje się bieganiem. Najlepiej koło 21, w tę i z powrotem.
    Prawdopodobnie, gdy się zmęczy, zaczyna skakać. Ach, zapomniałam, ono się chyba nigdy nie męczy. Może tak biegać naprawdę długo. Określić, ile, nie umiem. W każdym razie na tyle długo, że nerwy puszczają.
A nie jestem osobą zbyt przeczuloną na takiego typu rzeczy. Na szczęście do wielu dźwięków już się przyzwyczaiłam. Kiedy coś zaczyna szumieć… Wiem, że to nie pralka się zepsuła. Po prostu sąsiad się kąpie. A gdy mam wrażenie, że włącza się jakiś alarm, okazuje się, że sąsiadka zaczyna trenować arie.
    Gdyby zgrać dźwięki, jakie przeciętny człowiek mieszkający w bloku słyszy zza ściany, można, by nagrać płytę, napisać książkę i zrobić ciekawy program telewizyjny, do którego wykorzystania potrzebne, by były zdjęcia/filmiki z okna sąsiada z naprzeciwka. Ale z tym też oczywiście nie byłoby problemu. Przy dzisiejszych technologiach, aparatami czy kamerami z czternastokrotnym zoomem. Zważając na to, że okna są stosunkowo blisko siebie. Big Brother się chowa!
    O sąsiadach można dyskutować w nieskończoność. I równie długo można na nich narzekać. To znaczy do czasu, kiedy nie zdamy sobie sprawy, że sami nimi jesteśmy. I że nas też widać i słychać. I że nie potrzeba kamer, aby być na podglądzie.
    Wracając do sąsiadowego profilu facebookowego. Choćby było na nim mnóstwo wpisów, gdyby każdy dołożył coś od siebie, to i tak najciekawsze będzie to, co dochodzi zza ściany. To, co wychodzi, mimo, że miało być tajemnicą.
    Tymczasem na jaw wyszło to, że akustyka naszych mieszkań jest powalająca, a podejrzewam, że nikt, kto się tym zajmował, nie chciałby, aby ktoś o tym usłyszał.
 

Autor: Karina Ostapiuk

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00