KULTURA:

Bartek mówi „do widzenia

Nie ma co ukrywać, jest źłe. O charakterze grupy Bartek decydował w bardzo dużej mierze. Wczoraj reszta „Siedem razy Jeden” poinformowała, że ten zdecydował odejść z zespołu. Mniejsza o powody, ale ekipa straciła jednego z liderów. O ile w rozgrywkach sportowych prawdziwym sprawdzianem dla zespołu nie jest pierwszy sezon w najwyższych rozgrywkach, ale drugi. Jeżeli trzymać się tej terminologii, to „Siedem razy Jeden” po udanym roku w trudnej ekstralidze (za taką uważam kabaretową improwizację) stracił zawodnika, który najcelniej rzucał… żartami. Jak będzie? Nie wiadomo. Niewykluczone, że do zespołu dołączy nowy zawodnik. Ogólnie nie jest wesoło.
Ogólnie nie jest wesoło, ale wczoraj było… inaczej. Dwunasty wieczór improwizacyjny otworzyło sześciu artystów, którzy po prawie półtorej miesiąca znowu zaprosili publikę do wspólnej improwizacji. Już od początku wyróżniał się Sasza Żejmo, którego wczoraj praktycznie rozpierała energia. W grze „ciepło-zimno” właził na Kasię Piasecką, ale jak inaczej pokazać „konia na biegunach”?
 
Potem brylował w „Alfabecie” i plótł niesamowite bzdury o niemieckim rycerzu jadącym do Niemiec po cukier. Samego siebie przeszedł jednak w „Ostatnich słowach”. Zacytować nie wypada, ale krótkie, żołnierskie słowa praktycznie pasowały do wszystkich zagadek proponowanych przez publiczność. Brawo! Wychodzi na to, że i przeklinać można ze zwadą.

Poza „Saszą” bardzo dobrze zaprezentował się Dominik. Nie, to nie nowy w zespole, ale człowiek z publiczności zaproszony do jednego ze skeczy. Niejeden spaliłby buraka lub nawet nie miał odwagi zmierzyć się w trudnej sztuce improwizacji, a ten nie dość, że współtworzył scenkę, to i wyrywał się do dialogów. Cieszy, że publiczność nie dość, że i pomysłowa, to i nie boi się takich wyzwań.

Ostatnim wymownym skeczem był mój ulubiony „Wywiad od tyłu” z… Bartkiem Klauzińskim, którego sparodiował Wojtek Kamiński. Co ciekawe, był obecny w „Kawonie” podczas wczorajszego wieczoru , ale siedział gdzieś z tylu publiczności. Całość skończyła się przedwcześnie, po niewiele ponad godzinie. I to największy minus. Po tak długiej przerwie, każdy oczekiwał czegoś więcej po dwunastym wieczorze. Przecież jak idziemy z dawno nie widzianym kumplem na imprezę to powinno skończyć się epicko, a nie na 2 piwkach, paluszkach i „na razie”.  
 

Autor: Kamil Kwaśniak

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00