KULTURA:

„Odrzućcie wszelką nadzieję…”

Po bardzo energetycznym wieczorze, co mam nadzieję widać na załączonych zdjęciach, którego mury Kawonu nie widziały prawdopodobnie od ostatniego koncertu, porozmawiałem ze „Znanym” Wojtkiem Kamińskim. Wczoraj, wyjątkowo występował, a wieczór moderowała Katarzyna Piasecka.
– Na początku proszę powiedzieć, dlaczego grupa „Siedem razy Jeden” tak długo debatowała po występie? Czy ustalaliście, co będziecie robić w kolejnym miesiącu, czy był inny powód?
– Jesteśmy zespołem improwizacyjnym i czasami są sprawy, jak to w zespole, które trzeba omówić. Najłatwiej jest to zrobić, kiedy wszyscy są razem. Dzisiaj tak się stalo i była na to okazja.

– Nie ma takich sytuacji, że spotykacie się np. za tydzień przy piwku i omawiacie, że to „zrobiłeś źle”, „to było fajne”? Tylko, tak jak drużyna piłkarska, omawiacie to od razu, na gorąco po występie?

– Także dzisiaj prawdopodobnie usiądziemy. Nie wiem, czy to będzie piwko, czy herbatka, to się jeszcze okaże, na co kto z nas będzie miał ochotę, ale usiądziemy na pewno i sobie omówimy niektóre rzeczy, które się dzisiaj wydarzyły.
– Muszę przyznać, że od lutego, kiedy odbył się występ z gdańską grupą „W gorącej wodzie kompani” nie było takiego wieczoru. Naprawdę było bardzo gorąco, był power. A jak to wyglądało z drugiej strony?
– Każdy wieczór jest inny. I każdy jest odbierany inaczej. „Siedem razy Jeden” to jest siedem osób, siedem osobowości. Często taki wieczór postrzega się przez pryzmat własnej formy. Czasami wydaje się, ze nie za dobrze poszło, a wszyscy mówią: „ale było świetnie”. Nas to już nauczyło, żeby raczej  szukać błędu w sobie, jeżeli taki się zdarzy, gdy coś zrobiliśmy źle, niezgodnie z zasadami, czy jak to się mówi, pod, tak zwany, włos. A ocenę zawsze zostawiamy widowni, ponieważ improwizacja jest czasami jak taki strumień świadomości. Człowiek wyłącza kontrolę nad tym, co się dzieje, co mówi i co robi. W związku z tym, nie zawsze podlega to wewnętrznej ocenie. Dużo łatwiej jest zostawić to widowni.
– Rozumiem. Myślałem, że będę rozmawiał z kimś innym, więc kolejne przygotowane pytanie dotyczące dwóch inspiracji „Spadkobiercy” i „Whose Line Is It Anyway”, ,które szturmują telewizję i Internet, nie będzie na miejscu. Można wyczuć ducha tych programów. Pan gra w tym pierwszym, a co „Siedem razy Jeden” czerpie z tych obu?
– Staram się przede wszystkim przenosić ducha „Spadkobierców”, w których mam radość i okazję występować. Wnosić ducha czystej, żywej improwizacji. A z „Whose Line” na pewno bierzemy gry, które same w sobie niosą i dają poczucie spełnienia, jeżeli się uda. Chyba tak to było w tym programie, chociaż mam wrażenie, że tam było mniej docierania się, jak to jest u nas. W związku z tym w „Siedem razy Jeden” jest jeszcze więcej adrenaliny w tym wszystkim. Czerpiemy głównie formę, szaleństwo i energię, która dzieje się tutaj później. To szaleństwo jest w „Whose Line” i na pewno takie niekontrolowane szaleństwo jest w  „Spadkobiercach”. Jeżeli jest tam nowa sytuacja to szaleństwo zawsze jest pierwsze. Długo mógłbym mówić o emocjach, które kotłują się wtedy we mnie. Czasami są ekstatyczne, czasami czegoś mi szkoda, albo żal. Mówienie o tych emocjach trwałoby bardzo długo.
– Dobrze, proszę powiedzieć w kilku zdaniach o początkach „Siedem razy Jeden”. Czy spotkaliście się przy piwku i postanowiliście, że improwizacja to jest to, co umiemy robić i warto założyć grupę? Ktoś wystąpił z inicjatywą? Może pan, z racji zajmowania niewdzięcznej funkcji moderującego i bycia nieformalnym liderem z największym doświadczeniem w improwizacji?
– To jest ciężko stwierdzić. Ciężko powiedzieć, że ktoś ma mniejsze lub większe doświadczenie. Tak się składa, że występuję w „Spadkobiercach”, którzy są jednak zupełnie inną formą improwizacji niż to, co dzieje się tutaj. Mam jakieś doświadczenie w improwizacji, ale nie jest wcale powiedziane, że to daje mi jakiekolwiek fory w tych zabawach, które dzieją się tutaj na scenie. Myślę, że zaskoczeniem będzie, że ta grupa nie zawiązała się przy piwku. Na skutek rozmów klubowych, czy nasiadówek koleżeńskich pojawił się pomysł, aby stworzyć taką grupę. Improwizacja nas kręci, cieszy, mieliśmy już z nią styczność już w klubie „Gęba”, gdzie występowaliśmy już wcześniej. Zresztą, te rzeczy, której zaczęliśmy robić w „Siedem razy Jeden”, wcześniej zetknęliśmy się z nimi właśnie tam i tam poznaliśmy improwizację dzięki ligom kabaretowym i starciom pojedynkowym. Tutaj postanowiliśmy to rozwinąć.
– No właśnie, tam poznałem improwizację w Zielonej Górze. Czym różni się typowy widz z „Gęby” – student od osoby przychodzącej na „Siedem razy Jeden”? Można zauważyć kilka różnic.
– Widz w „Gębie” ma maksymalnie 25-26 lat…
– …Kręcą go inne rzeczy…
– …Wiek ma swoje prawa, a „Gęba” jest ciaśniutkim klubem. Zupełnie inne rzeczy też wytwarzają się tam w głowach. Bo to jest zawsze kwestia presji zewnętrznej i energii, która się pojawia. Tutaj w „Kawonie” pewnie można zobaczyć szersze spektrum widowni. Uważam, że to dobrze. Bardzo nas cieszy, że nie tylko studenci siedzą na widowni, ale też przychodzą inni. To daje nam poczucie, że improwizacja, której jesteśmy narzędziem, dociera i trafia do ludzi w różnym wieku. Tutaj widziałem już dziesięciolatków i młodszych widzów. Oczywiście przychodzą studenci, których też widujemy w „Gębie” i nie tylko tam. Widzę też na sali widzów tzw. 60+. Myślę, że to prawda, że to ich także bawi i kręci, chociaż to inaczej nazywają.

– Na końcu pytanie o występ, który odbędzie się w maju. To już dwunasty wieczór, stuknie roczek. Może będzie jakiś gość? Ktoś spoza zielonogórskiej branży kabaretowej?
– Nie wiem, jeszcze nic takiego nie planowaliśmy. Nie myśleliśmy o tym, dopóki nie przyjechała do nas grupa „W gorącej wodzie kompani”. Długi czas zbieraliśmy na to pieniądze. W końcu udało się zrealizować ten cel. Są oni naszą blisko zaprzyjaźnioną grupą, bo oni nas kiedyś już wcześniej zaprosili na imprezy w kraju. Stąd, my chcieliśmy także wystąpić z nimi. Czy będziemy próbowali specjalnie uczcić rok? Nie wiem, to się okaże. Być może nie, to też jest trochę improwizacja.

– 13 grudnia podczas występu na scenie pojawił się strój generała Jaruzelskiego, wiec po cichu liczę i myślę, że widzowie, którzy przyjdą także spodziewają się, że będzie coś ciekawego. Katarzyna Piasecka mówiła, że termin jest jeszcze niewiadomą.
– Nie wiem. To będzie jeszcze ustalane. Maj to jest dość gorący okres dla kabareciarzy i twórców w ogóle. Ciężko nam było termin ustalić w tej chwili. Postaramy się, aby jak najszybciej był znany. Wracając do nastawień i oczekiwań względem dwunastego wieczoru, kiedy stuknie nam rok, chcę powiedzieć taką rzecz. „Odrzućcie wszelką nadzieję, a będziecie się bawić dobrze”. Z cyklu: Władysław Sikora i jego mądrość.

– Dziękuję bardzo.
– Dziękuję.

Autor: Kamil Kwaśniak

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00