KULTURA:MUZYKA:ZIELONA GÓRA:

Z klasą i “bez cyfrowego śmietnika” [Rozmowa z Andrzejem Krzywym – DE MONO]

Po 30 latach grania na polskiej scenie, zespoły “legendy” mogą pójść dwiema drogami: bez skrupułów wykorzystywać pozycję zdobytą przez lata na scenie lub konsekwentnie tworzyć nowy materiał na kolejną płytę. De Mono nie odcina kuponów, a jak już się zdarzy, to zawsze robi to z klasą.

Nawet po tylu latach łatwo nie jest. W szczególności jeśli w branży funkcjonują dwa równolegle działające składy o tej samej nazwie.

Zespół jest w pełni sił. Cały czas są pomysły. Pracujemy nad nowym albumem, robimy nowe piosenki no i zobaczymy, co z tego wyjdzie. Chcielibyśmy wydać jeszcze w tym roku. Zeszły rok był poświęcony obchodom 30-lecia, więc nie było na to czasu. Może się uda. Staramy się też pokazywać coś nowego, jeśli coś będzie, to na pewno wypuścimy to i zobaczymy, może się znowu uda. Pomysł z ruszaniem w trasę ze świętowaniem wydania debiutanckiej płyty to odcinanie kuponów. My pokazaliśmy te „nowości” chociażby w postaci płyty symfonicznej i akustycznej, więc raczej nie myślimy o tym. Może gdyby się skład nie zmienił i koledzy po kolei nie odchodziliby z tego pierwszego składu, możliwe, że byłby to ciekawy pomysł. Ze względu na konflikt, który prowadzimy od wielu lat i mam nadzieję, że w tym roku się skończy. Wszytko jest możliwe. Akurat w przyszłym roku będzie rzecz ważna dla mnie, ponieważ moje 35-lecie i chciałbym pokazać coś swojego. Kto wie może w przyszłym roku zobaczy się jako Andrzej krzywy solowy.<span class="su-quote-cite">Andrzej Krzywy</span>

Od początków działalności zespołu De Mono nigdy nie bało się chwytać za piosenki innych artystów, wtedy też do repertuaru zespołu weszły piosenki The Clash, INXS, czy Talking Heads. Po covery grupa sięgnęła w 2003 roku za sprawą zaproszenia od jednej z największych ogólnopolskich stacji. Zespół wykonał wtedy dwa utwory – „I’ll be your baby tonight” – „Nasza jest cała ta noc” Roberta Palmera z polskim tekstem Janusza Onufrowicza oraz „Sacrifice” – „Bo dziś już nie ma nas” Eltona Johna w tłumaczeniu Andrzeja Ignatowskiego, po wcześniejszym otrzymaniu akceptacji od samego mistrza. Nic nie zmieniło się przez lata. Ostatni, jubileuszowy krążek grupy otwiera premierowy singiel „Próżno nie chcę czekać na twoją miłość”, który jest coverem „Waiting in Vain” Boba Marley’a.

Zdecydowanie inspirowaliśmy się, słuchaliśmy tych wykonawców. Piosenkę „Shoud I Stay Or Shoud I go” zespołu The Clash zdarza nam się grać jeszcze do dziś, także gramy go dłużej niż sam zespół można powiedzieć i to dużo dłużej. Na początku graliśmy jeszcze „Psycho Killer” Talking Heads  – to było nasze pierwsze nagranie w Teatrze Rozmaitości. Także covery gdzieś tam z nami są i blisko nas. Z Eltonem Johnem wyszła propozycja od radia, w momencie, w którym piractwo było w największej sile i wszechobecne. Mieli taki pomysł, aby wydać płytę, która będzie kosztowała 10 złotych i będzie można ją kupić w każdym kiosku. Tak niestety jest na świecie, że żeby móc coś nagrać, trzeba uzyskać zgodę. Elton John powiedział, że zgodzi się na to, ale pod jednym warunkiem, że sam musi zaakceptować, dopiero wtedy, kiedy wysłucha naszej wersji. Wysłuchał i  podobno bardzo mu się spodobało. Od jakiegoś czasu natomiast staram się nauczyć grać na ukulele i piosenka wspomniana piosenka Boba Marleya, była jedną z pierwszych, którą sobie ułożyłem i zaproponowałem kolegom. Po raz pierwszy w życiu przetłumaczyłem tekst, dołożyłem od siebie rymów, żeby wszystko miało ręce i nogi. Zrobiliśmy do niej aranż i ta piosenka okazała się jedyna z naszego repertuaru i najświeższa, więc stwierdziliśmy, że zaczniemy od niej. Mało kto wie, że jest to numer Boba Marleya, zresztą on sam dla mnie to numer jeden. Uwielbiam reggae i mocno siedzi w moim sercu.<span class="su-quote-cite">Andrzej Krzywy</span>

Zamiłowanie Andrzeja Krzywego do muzyki reggae nie powinno nikogo dziwić. Swoją karierę rozpoczynał  w zespole Daab, z którymi rozstał się po nagraniu albumu „Ludzkie Uczucia”. Rozłąka nie trwała jednak zbyt długo. Muzyka ponownie u boku zespołu można było zobaczyć na koncercie w Jarocinie w 1989. W tym samym roku ukazał się również debiutancki krążek De Mono. Na tym jednak przygoda z positiv music się nie skończyła.

Po 8 latach Andrzej Krzywy wraz z muzykami z pierwszego zespołu powołuje do życia formację Sędzia Dread. Wątek ten został również przemycony do głównej kapeli przy okazji świętowania 25-lecia De Mono. Na płycie „Spiekota” Krzywego wsparły polskie gwiazdy reggae młodego pokolenia: Marika, Junior Stress, Cheeba, czy Dawid Portasz. Czy tęskno?

Tęsknie troszkę, ta przygoda trwała jakiś czas. Potem odświeżyłem to zakładając  z kolegami zespół Sędzia Dread, to też właśnie grupa z muzykami zespołu Daab. Ten świat mój się trochę zmienił, niemniej jednak cały czas piszę piosenki reggae, które leżą gdzieś tam w szufladzie. Jest to bardzo możliwe, że któregoś dnia ujrzą światło dzienne.<span class="su-quote-cite">Andrzej Krzywy</span>

Między rokiem 1987, a 2018 w życiu De Mono zmienił się nie tylko skład zespołu i brzmienie,  ale również współczesna scena muzyczna. Podczas rozmowy z Andrzejem Krzywym, przy okazji koncertu w ramach Festynu Lotniczego w Przylepie, przenieśliśmy się o 30 lat do przodu, do początku działalności zespołu De Mono. Czy grupa poradziłaby sobie teraz w roli debiutanta?

Zaczynać teraz jest tysiąc razy trudniej. Pomimo, że wtedy też nie było wcale łatwo, zwrócić uwagę na siebie, to jednak wtedy mieliśmy mnóstwo czasu. Większość z nas nie miała rodzin. Spędzaliśmy 8-10 godzin w kanciapie szlifując cały czas repertuar. Teoretycznie teraz jest łatwiej swoją muzykę rozpowszechnić, ale przez to, że jest to tak jakby dostępne i powszechne tych zespołów, tak jak wcześniej było sto, dzisiaj są miliony, więc teraz się przebić, więc związku z tym, myślę, że jest teraz trudniej. Jak zaczynaliśmy z zespołem De Mono były cztery rozgłośnie radiowe, wiec jak piosenka trafiła na listę np. u Niedźwiedzia to cała Polska o tym usłyszała, dzisiaj piosenki często trafiają na 2 tygodnie, tydzień i znikają i za chwilę się o tym zapomina. Chyba, ze jest coś szczególnego i wyjątkowego, co wpisuje się w kanon polskiej muzyki, ale zauważmy, że jest tego co raz mniej. Ja jestem metodykiem, kocham melodię i uważam, że melodia i tekst to są dwie najważniejsze rzeczy w budowaniu piosenek. W dzisiejszych piosenkach ani z tekstem nie jest za dobrze, a co do melodii to co z tego, że coś jest hitem, jak nikt nie jest wstanie tego zaśpiewać, powtórzyć, bez elektroniki, bez podparcia komputerowego i cyfrowego śmietnika. My gramy piosenki, której dalej można grać przy ognisku i staramy się je robić tak, aby coś zostało w głowie.<span class="su-quote-cite">Andrzej Krzywy</span>

Całość rozmowy do wysłuchania poniżej:

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00