MUZYKA:

Skunk Anansie – ogień w uszach

Wiem, że zaraz znajdzie się sporo chętnych do laryngologa. Jasna sprawa – nie każdemu przecież musi się podobać genialna muzyka z płyty „Black Traffic” Skunk Anansie.

Gdybym wiedziała, że wrócę z nią do domu, wysprzątałabym mieszkanie na błysk, przygotowała zupę krem, puszyste grzanki i kupiła najlepsze wino (na jakie mnie stać;). Skin może z głosem robić, co chce: może sobie poleżeć w Twojej głowie, pogować w duszy, może okryć Cię aksamitem, żeby za chwilę zostawić na Twoich plecach drapnięcia paznokci. Na tej płycie jest ogień sprzed lat – pamiętam go z mojego pierwszego koncertu Skunksów w katowickim Spodku, gdy Skin rozdarła świat na kawałki śpiewając „Selling Jesus”. Taką ją poznałam i taka znalazła sobie w moich uszach miękkie posłanie. Sting nigdy nie był zazdrosny, dzielą ze sobą muzyczne piętrowe łóżko w mojej głowie. Też nie wiem, jak to możliwe. I nigdy nie wiem, kto śpi na górze. Mój muzyczny świat nie jest otwarty na wszystko ani na topie, ale wierny jak pies.

Poprzednia płyta SA, „Wonderlustre”, jest duszą Skin, a „Black traffic” jej ciałem, które składa się w 90% z głosu. Uważaj na korki, gdy naciśniesz play. Jeśli nie wbije Cię w fotel, przed czwartym na płycie „I hope you get to meet a hero” otwórz ulubione wino. I kołysz kieliszkiem…

Rzadko się zdarza, by każdy utwór na płycie był dobry. A tutaj tak właśnie jest. Ale może to dlatego, że w mojej głowie Skin urządziła sobie sypialnię, a w duszy bibliotekę wspomnień. Jeśli zdarzało Ci się o jakiejś płycie powiedzieć, że d*** nie urywa, to polecam „Black traffic”. Tylko jak poradzić sobie bez tej części ciała przez resztę dnia? 😉

 

Autor: kr

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00