MUZYKA:

Połowicznie udana egzekucja

Kat lubi najwyraźniej grywać w naszym mieście, gdyż co roku starają się tu wystąpić. Był to już któryś z kolei występ Kostrzewskiego i spółki jaki było mi dane oglądać i powiem szczerze, że mam z nim mały problem. Po kolei jednak. Z kilkuminutowym opóźnieniem panowie weszli na scenę i zaczęli klasykiem w postaci kawałka „Bramy Żądz” z „Oddechu Wymarłych Światów”. Mimo lekkich niedociągnięć jeśli chodzi o wokal Romana (nie udało mu się, bądź nie chciał odśpiewać wszystkich fraz w utworze), wyszło całkiem fajnie. Przede wszystkim brzmienie było potężne i selektywne, więc komfort słuchania na wysokim poziomie. Z klasycznych utworów mieliśmy okazję wysłuchać jeszcze kilka propozycji, takich jak m.in. „666” czy „Noce Szatana”, jednak sporą część katowego seta stanowiły utwory z „Biało Czarnej”. Nikogo to w sumie nie powinno dziwić. Był to wszak koncert promujący ten album. Utwory z tego krążka na żywo faktycznie zabrzmiały potężniej niż z płyty, tak jak przekonywał mnie do tego Roman Kostrzewski przed koncertem, ale jednak czegoś brakowało. Nie przeczę, że są to dobre kawałki, ale jednak brakuje im przebojowości, która charakteryzuje wczesne kompozycje Kata. Druga sprawa, że są one dość długie – długość numerów na „Biało Czarnej” waha się w granicach 5 – 6 minut, a niekiedy nawet więcej. O ile nie zaszkodziło to np. utworowi „Milczy Trup” lub „Z Boskim Zyskiem”, których rytmika potrafi porwać tak większość propozycji z najnowszego albumu Katowiczan nużyła. Pomyłką było moim zdaniem wrzucenie do seta koncertowego ballady „Wolni od Klęczenia”, która nie umywa się chociażby do „Łzy Dla Cieniów Minionych”, która nota bene również została odegrana.
 
Publiczność najwyraźniej również czekała na stare hity, bo najwyraźniej ożywiła się gdy Kat zaczął powracać do swoich wcześniejszych kawałków. Cała sala oszalała, gdy ze sceny popłynęły dźwięki takich szlagierów jak „Mag-Sex” albo „Wyrocznia”. Wielkim zaskoczeniem natomiast było odegranie innej kompozycji z „Oddechu…”, czyli „Porwany Obłędem”. Panowie w ostatnich latach nie grali jej wcale, albo bardzo rzadko, w związku z tym należy się cieszyć, że mogliśmy usłyszeć ten kawałek w Zielonej Górze. Na zakończenie, w ramach bisu jak zapowiedział Kostrzewski, chociaż zespół ani na minutę nie zszedł ze sceny, odegrana została m.in. pierwsza część „Diabelskiego Domu” i po około dwóch godzinach czarcie misterium zakończyło się.
 
Pozostał po tym koncercie pewien niedosyt. Może i proporcje między kawałkami starszymi i nowymi były zachowane, ale jednak ze względu na długość nowych, można było donieść wrażenie, ze zdominowały ten set. Poza tym Roman nieco niedomagał wokalnie, za co nie omieszkał przeprosić. Jednak sporo kultowych kompozycji zostało odegranych, w tym jedna, która rzadko gości w set liście Kata. Zespół zapowiedział powrót do Zielonej Góry w przyszłym roku, więc poczekajmy. Może do tego czasu dojrzejemy do utworów z „Biało Czarnej”… albo znienawidzimy ten album.

Autor: Michał Cierniak/fot. Paulina Mietłowska

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00