MUZYKA:

Nuda, żałość, jęczenie

Nie da się tu uniknąć porównań: Noelowi kilka miesięcy dłużej zajęło nagrywanie "High Flying Birds", ale też dużo wyraźniej odciął się od Oasis, podczas gdy Liam nagrał niemal kolejny ich album. "Different Gear, Still Speeding" było powrotem bliskim idealnego: głośnym, rozpędzonym, bez kompleksów. Noel nigdzie się nie spieszy – nie czuje presji, więc jeśli nie ma piosenek – nie ma płyty. Nie to, co młodszy brat. Od debiutu Beady Eye minęły dwa lata? Czas na płytę. Co z tego, że nie mamy utworów.
 
Po co? Po co rejestrować jamy znudzonych muzyków, podłożyć do tego jakieś mamrotania, w co drugim wersie wyręczając się czymś, co napisał Lennon? Biedni ludzie podniosą jeszcze to z półki, co gorsza – być może podejdą do kasy. Dodatkowo, jeśli będą mieć pecha – kupią "BE" i będa skazani na tę dźwiękową niedorzeczność. Nic tu się nie zgadza: piosenki są o niczym, zapamiętywalnych melodii brak, nie ma refrenów, zwrotek, nie ma niczego, co niektóre środowiska polityczne przewidziały już kilka lat temu. Pierwszy zgrzyt nadchodzi, gdy zorientujemy się, że otwierające "Flick Of The Finger" i następujące po nim "Soul Love" nie są jednym, długim, nudnym utworem, tylko dwoma nudnymi, ale trochę krótszymi. W sumie tak można podzielić ten krążek. Na kiepskie kawałki, które zlewają się w jedno, i rzeczy słabe w tak unikalny sposób, iż wiadomo, kiedy się zaczynają i kiedy kończą.
 
 
Gdybym nie sprawdził, nie uwierzyłbym, że cokolwiek odważono się stąd wypchnąc na singel. Do radia. Do telewizji. Nie ma piorunującego "Standing On The Edge Of Noise", nie ma rockandrollowych "Bring The Light", czy "Four Letter Word" z debiutu. Nie sprawdzaja się nawet to, co Liam ćwiczył w macierzystej kapeli przez dekady, czyli naśladowanie The Beatles i The Stone Roses. Jednym światełkiem jest – nomen omen – "Shine A Light", niezły (ale też nie bardzo dobry), psychodelizujący numer. Po nim gamonie jednak wracają do tego, co robili ze słuchaczem przez dotychczasowe osiem utworów, a co może być opisane tylko jako tortury audio.
 
Szczerze mówiąc umknęła mi wieść, że Beady Eye pracują nad "BE", stąd, gdy go zobaczyłem, naprawdę się ucieszyłem. Miałem nadzieję na kserokopię debiutu, a co za tym idzie, większości katalogu Gallaghera. Wtórne, ale przyjemne, britrockowe granie bez większych ambicji. Braku ambicji Liamowi AD 2013 nie można oczywiście zarzucić. Wtórności również. Wszystko, co związane z tą płytą, nadaje się na śmietnik. Umieszczając jedyny znośny moment albumu po 36 minutach trwania całości, nie liczyli chyba, że ktoś do niego dobrnie. Nuda, żałość, jęczenie i jedno wielkie nic. Zrócie sobie prezent i unikajcie jak ognia.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00