MUZYKA:

Motocykl bez benzyny

Mieli na siebie świetny pomysł: mroczne teksty o seksie, narkotykach i Bóg wie, czym jeszcze (tu mamy ideową łączność z The Kills) wyśpiewywali spowite w słodkie melodie. Piszę w czasie przeszłym nie dlatego, że duet się rozpadł, wręcz przeciwnie – wydał właśnie piątą płytę “Raven In The Grave”. Chodzi o to, że mimo znajomego brzmienia mamy tu do czynienia ze zmianą kierunku twórczości.
 
Duński duet zawsze należał do tych zawadiackich. Na debiucie zachęcał się do wsłuchiwania się w „świetny odgłos miłości”, dalej zapraszali do uprawiania owej miłości w koszu na śmieci („Love In a Trashcan”). Na płycie numer trzy śpiewali o pożądaniu, zaś na ostatnim krążku o włamywaniu się do aut. Dziś słuchając piątego albumu The Raveonettes, trudno uwierzyć, że to ten sam zespół.
 
Przede wszystkim brakuje hitów. Nie ma nośnych, skocznych piosenek, jak wspomniane wcześniej „That Great Love Sound”, nie ma nic na wzór rozbujanego „Twilight”, czy hipnotycznego „Aly Walk With Me”. A co jest? Piosenki o miłości. I – piszę to z prawdziwą zgrozą – wcale nie tej fizycznej.
 
Zaczyna się świetnie. „Recharge & Revolt” z powodzeniem mógłby znaleźć się na „Loveless” My Bloody Valentine (dla niezorientowanych – album, na którym jazgotliwe gitary wyniesiono do rangi sztuki). Superprosta piosenka, w której pojawiają się nawet instrumenty klawiszowe. Chcemy więc jeszcze, chcemy rockandrolla, chcemy wsiąść na motocykl i odjechać… z tym, że chyba paliwa zabrakło.
 
Od utworu numer dwa wzwyż ta płyta jest trochę smutna, wolna i nieprzebojowa. Zachowano charakterystyczne charczenie gitar, również melodie niewątpliwie wyszły spod palców Sune’a Wagnera. Ale takimi piosenkami, jak „War In Heaven”, „Apparitions”, czy „Let Me On Out” duet zwykł usypiać naszą czujność pomiędzy kolejnymi porcjami hałasu. Ciśnienie podnosi świetne „Ignite” i następujące po nim „Evil Seeds”, ale okazuje się, że to już koniec płyty. No, jeszcze jedną balladę upchnęli na koniec.
 
Bardzo chciałbym zjechać The Raveonettes za „Raven In The Grave”. Ale nie mogę. Mimo że niemiłosiernie smucą, że nagrali na jedną płytę ilość ballad, która w normalnych warunkach powinna im wystarczyć do końca ćwierćwiecza. Numery zawarte na tym krążku na to nie pozwalają. Melodyjne, konkretne, krótkie. Fakt, smutne, ale bez przesadnego mizdrzenia się. Już nie zabierają nas na imprezę, teraz zostają z nami w samotną noc spędzoną na piciu i rozpamiętywaniu ran.
 
Sami sobie wystawili diagnozę. Pierwszą piosenką, którą nam zaprezentowali na długo przed premierą, była „Forget That You’re Young”. The Raveonettes na swojej piątej płycie zapominają, że są młodzi i zamiast spalić nasze miasto wolą śpiewać o miłości. Dziś wieczór miasto może chyba jeszcze poczekać.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00