MUZYKA:

Jak Britney Spears

Patrząc wstecz lista gatunków, jakie „przerobiła” gwiazda z Barbadosu może imponować. Mamy ckliwą, fortepianową balladę „Unfaithful”, która zapewniła jej sukces. Jest też typowe brzmienie z pogranicza r’n’b i popu w słynnej „Umbrella”. Wioska kontrolowana w „Don’t Stop The Music”. Mroczne, jamajskie „Man Down”. Rihanna nawet śpiewała w duecie ze Slashem! Niektórzy na przestrzeni całej kariery tyle nie robią, Rihanna zrobiła to w ciągu sześciu lat. 
O płycie „Talk That Talk” głośno było na długo przed premierą. Plotkarze mieli o czym rozmawiać, gdy piosenkarka została niemal przegoniona z planu własnego teledysku przez narwanego irlandzkiego farmera. Słuchacze zaś zmarszczyli brwi, gdy okazało się, że na płycie pojawi się Calvin Harris, Jay-Z, a wsamplowani w krążek będą Notorious B.I.G., Chase & Status, Metallica, czy The xx. Efektem jest płyta nierówna, poszatkowana, ale chyba najciekawsza muzycznie w karierze Rihanny.
Zaczynamy od ciężkiej artylerii: pozytywne „You Da One” nakręca przyjemnym zaśpiewem i należy zdecydowanie do najciekawszych momentów na krążku. Następnie mamy „Where Have You Been”, ale to tylko wstęp do tego, co dzieje się po nim. „We Found Love” to pierwszy singel z płyty, niesamowicie nośny, ale i „plastikowy”. Kawałek też średnio pasuje do mrocznego klipu. W „Cockiness” mamy oszczędne r’n’b. Kawałek miał ociekać seksem, ale Rihanna balansuje tu na granicy dobrego smaku. Na szczęście, sytuację ratuje refren, który – mimo dość prostackiego „tekstu” –  buja i można go nucić jeszcze długo. W podkładach pojawiają się też wszędobylski ostatnio dubstep. Gorzej z drugą częścią płyty. Tę ratuje chyba tylko “Roc Me Out”, bo poza nim niewiele się tam dzieje. Kawałki, które miały być najciekawsze (te z The xx i zespołem na „M”) są nijakie. Obrazu dopełnia doczepiona na siłę ballada „Farewell”.
Pierwsza część „Talk That Talk” może i jest chwilami denerwujące, ale interesuje, buja i nie mamy wątpliwości, że mamy do czynienia z nową królową popu, która wydaje album pionierski na swoim podwórku. Lecz później dobre pomysły się kończą i mimo, że płyta trwa niewiele ponad pół godziny, potrafi znużyć. W ostatecznym rozrachunku Rihanna wychodzi jednak z opresji zwycięsko przede wszystkim sukcesem komercyjnym, ale i muzycznych plusów jest więcej, niż na jakimkolwiek innym albumie z gatunku. Jeśli zatem już ktoś ma milionowe nakłady, miło, że ma porządną płytę.  

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00