MUZYKA:

Gwiazda z lubuskiego: Filip Czeszyk!

„UZetka”: Mężczyzna i taniec? To trochę dziwne połączenie…
Filip Czeszyk: Nieprawda po stokroć! Jestem nauczycielem tańca, a nie tancerzem, ale to nie znaczy, że bycie tancerzem jest zajęciem wyłącznie dla kobiet. Byłoby to bez sensu. Chodzilibyśmy do kobiecych teatrów tańca, gdzie nie można by było rozegrać heteroseksualnego romansu. Byłoby to jakieś upośledzone.


A jak zaczęła się Twoja przygoda z tańcem?
Trudno powiedzieć, to nie było tak, że miałem od urodzenia plan, że będę tancerzem, że od kołyski wiedziałem – będę tańczyć. Słyszę takie historie czasami, to lekko się uśmiecham.
W moim wypadku na pewno tak nie było. Ja od dziecka z pasją grałem w piłkę nożną i uprawiałem różnego rodzaju sporty. Natomiast taniec wyszedł zupełnie przypadkiem. U nas w szkole wiejskiej, z której się wywodzę, w Nowym Mieście nad Wartą, powstał zespół taneczny. Zgłosiłem się. Nie pamiętam, jak ten zespół się nazywał, pamiętam za to wyjazd do Konina. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem tylu ludzi zajmujących się tańcem.

Była grupa szkolna, a co dalej?
Później moja mama wysłała mnie do szkoły baletowej. Cztery lata spędziłem tam na wydziale estradowym. Był on bardziej ukierunkowany nie na balet klasyczny, a na współczesne formy tańca.

W takim razie skąd wziął się hip-hop?
Miałem te szczęście, że dorastałem razem z tym nurtem w kulturze i muzyce. Tak naprawdę hip-hop zaczął wtedy wychodzić z podziemi. Pamiętam płytę grupy Beastie Boys „Licensed to Ill”.  Do tego jeszcze muzyka Prince’a, która wtedy była dominującą razem z Michaelem Jacksonem. Albo lubiło się Prince’a albo Jacksona. Ja lubiłem Prince’a i tak mi zostało do dziś. Hip-hopem jako tańcem zacząłem interesować się już w szkole baletowej, to był gdzieś 1987-88 rok. Wtedy też do Polski dotarły filmy „Breakin”. Jak zobaczyłem te filmy, to było coś co powaliło nas na kolana, wszystkich moich kumpli i zaczynaliśmy coś tam robić w tym kierunku – zupełnie nieświadomie, zupełnie po omacku.


Taniec uzależnia

Miałeś moment załamania, rozczarowania tańcem?
Po szkole baletowej miałem krótką przerwę, około roku nie tańczyłem, miałem kontuzję. Wymyśliłem sobie, że zrywam z tańcem, że będę robił coś innego. Ale to za długo nie potrwało, bo taniec cię uzależnia.

Masz prawie 2 metry wzrostu…
Faktycznie, w zawodzie tancerze przeszkadza to bardzo. Generalnie jest tak, że tancerze są niższego wzrostu, 185-187cm. Taniec współczesny troszeczkę zmienił sytuację, bo można spotkać na scenie ponad dwumetrowych tancerzy. Powiem tyle – w każdy ruch, który muszę wykonać, musze włożyć 4 razy więcej pracy niż niżsi tancerze.

Jako choreograf musisz być perfekcjonistą.
Faktycznie, mam takie „zboczenie”, że jak już coś robię to wymagam od ludzi czasem na wyrost, żeby wszystko wykonywali idealnie, a nie wszyscy są w stanie to zrobić. Strasznie ciężko mi zaakceptować, że coś to sobie powymyślałem, nie jest zrobione tak jak to powinno być.


Program „You Can Dance”  bije rekordy popularności. Jak to się stało, że stałeś się jednym z choreografów tego przedsięwzięcia?
Agustin Egurola, czyli sędzia główny, po prostu zna moje zespoły, wiedział, co robię od lat i w ten sposób to docenił zapraszając mnie na najpierw na casting do komisji sędziowskiej, a później do programu jako choreografa.

Będę łupał w piwnicy


Udział w takim show na pewno zmienił Twoje życie…
Super doświadczenie, jestem z tego bardzo dumny. Robisz coś przez 15 lat, starasz się robić rzeczy jak najlepsze. Po pewnym czasie zaczyna Ci to wychodzić, ale dopiero jak pojawisz się na 40 sekund w telewizji, wtedy nagle zostaje się znakomitym, wybitnym. Jest coś takiego jak budowanie wizerunku i tak, zdecydowanie ten program wiele zmienił jeśli chodzi
o moje życie.

Masz czas na inne niż taniec hobby?
Tak naprawdę taniec to jest całe moje życie, ale lubię też oglądać filmy. Moją pasją tak naprawdę wcześniej była muzyka, ponieważ ja mam też taki zawód – jestem nauczycielem muzyki, skończyłem jeszcze wtedy istniejącą Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Zielonej Górze, no i kiedyś sobie obiecałem, że kupię sobie gitarę elektryczną, wzmacniacz – tak zwany piec, kilka dodatków i będę łupał w piwnicy – o, to jest też mój plan na emeryturę, to będę robił na pewno.


Możesz o sobie powiedzieć, że jesteś człowiekiem sukcesu?
Co to jest sukces? Ja mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy. Jeżeli miarą sukcesu jest szczęście, to tak jestem człowiekiem sukcesu. Jestem spełniony, a czy sławny? (śmiech)

Autor: Paula Mościcka

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00