MUZYKA:

Dżosz, znowu to zrobiłeś

Za pierwszym razem ta płyta odrzuca. Nie ma refrenów „Songs For The Deaf”, brakuje motorycznej, gitarowej jazdy z „Rated R”. Jest za to rewelacyjna oprawa graficzna, która niesłychanie pasuje do tej muzyki. Dźwięki zebrane na „…Like Clockwork” są po prostu brzydkie, odpychające. Być może po raz pierwszy wrócicie do tego krążka tylko dlatego, że to Queens Of The Stone Age. Po raz drugi, bo zaintryguje. Po trzecim razie macie już ulubione numery, a potem przepadacie.

Dużo mówiło się o gościach na tym krążku, ale szczerze mówiąc, poza etatowcem Grohlem i Trentem Reznorem, który współtworzył rewelacyjną „Kalopsia”, nikt nie odcisnął mocniejszego piętna na tym albumie. Od początku do końca Homme realizuje swoją spójną wizję, a cel zdaje się mieć jeden – by nikt po przesłuchaniu tej płyty (i obowiązkowym zapoznaniu się ze wspomnianymi gafikami, pracami Boneheada) nie mógł zasnąć. Co z tego, że „If I Had A Tail” z gościnnym udziałem Alexa Turnera i Nicka Oliverego ma dość radosny rytm, skoro dźwięki gitary z refrenu mogłyby równie dobrze pojawić się w „Mechanicznej pomarańczy” Kubricka? Co naszemu zdrowiu po delikatnym fortepianie w wieńczącym całość numerze tytułowym, skoro z tego kawałka zionie wręcz chorobą psychiczną? Na tej płycie pada nawet okrzyk „Hurray”, zawyty w taki sposób, że żyły same się otwierają.

Wyróżnienie paru utworów w kontekście takiego albumu jest bardzo trudne. Klimat całość niemal maskuje przejścia między kolejnymi trackami, jednak trzeba (poza wspomnianą „Kalopsia”) wyróżnić „I Appear Missing”. To numer, który nie dość, że jest najlepszy na „…Like Clockwork”, to z miejsca dołącza do najlepszych napisanych przez Homme’a w ogóle. Niesamowity nastrój, połączony z rewelacyjnym klipem tworzy rzecz, po której nie sposób spokojnie zasnąć.

Jedną z pierwszych opinii, jakie przeczytałem o tej płycie jest ta znajomego, który napisał po prostu „Dżosz, znowu to zrobiłeś”. Trudno się nie zgodzić. Josh Homme po raz kolejny prezentuje rzecz oryginalną, bardzo dobrą i zawiesza sobie poprzeczkę jeszcze wyżej. Praktycznie każdy album Queens Of The Stone Age prezentuje inny wymiar zespołu. Praktycznie każdy jest rzeczą co najmniej dobrą. Owszem, brakuje singli typu „No One Knows”, czy „Little Sister”. Ale te w ogóle by na tej płycie nie pasowały.

„…Like Clockwork” to album dziwaczny. Pełen niepokojących dźwięków sprawia, że, gdy już słyszymy co bardziej melodyjny fragment, niemal doszukujemy się w nim niepokoju. Tak działa nagrany z Eltonem Johnem, Reznorem, Oliverim i Laneganem (co za zestaw!) „Fairweather Friends, tak działa cała ta płyta. Z początku sceptycznie nastawiony, teraz nie mam wątpliwości, że nie sposób przed tym krążkiem się nie pokłonić.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00