MUZYKA:

Dust Blow: Escape from the landscape

Zwykle recenzje zaczyna się od banałów takich jak: design, kształt okładki, jakaś historia związana z zespołem. Ja zostawię to sobie na koniec i w myśl zasady, że deser najlepiej smakuje przed obiadem, zacznę od muzyki.

Od początku uderza nas wkręcający się, szybki rytm i hałaśliwa gitara utworu "Runaway".
Jakby muzycy chcieli dać nam ostatnią szansę ucieczki, ale to sytuacja patowa – od pierwszego taktu jedyne na co ma się ochotę, to słuchać dalej. A potem?
    
Potem jest już tylko lepiej…

"Fear" wita nas lekko greenday’owym intro z riffem "zza ściany" i zaciągającym, odrobinę zachrypniętym, wręcz "cobainowskim" głosem wokalisty (Piotr "Załęs" Załęski), nagle przechodząc w szybki, łatwo wkręcający się utwór, w którym rzuca się na uszy frustrację i wyrzut. Następnie jakby w odpowiedzi kawałek "a ballad for candy", w której frustracja rozładowuje się w muzycznym szale i wokalnej drwinie. Po ostrej jeździe bez trzymanki – chwila oddechu – w trakcie "Stand up", ale tylko pozorna, bo "Załęs" znowu robi swoje i „delikatnie” sugeruje nam, że "coś jest nie tak". Znowu nerwy, i upust emocji w "10.000 years" i tak w kółko już do samego końca.
    
Garść faktów
    
"Escape from the landscape" to praktycznie debiutancki* długogrający album chłopaków z Wrocławia, którzy w roku pańskim 2001 postanowili, po wielu krętych drogach i załomach muzycznych, założyć kapelę rockową. Finał tej przygody, czyli wydany w Rockers Publishing świeżutki album grupy, mam właśnie przed sobą. Swoją drogą naprawdę ładny: Kartonowe opakowanie, na awersie jakby stare zdjęciem człowieka na skraju ceglanego falochronu. Na rewersie ceglany mur z drzwiami po prawej stronie, na drzwiach trochę nieczytelne tytuły utworów i w zasadzie tylko do tego można się przyczepić od strony wydania. W środku standard: długie podziękowania, skład, teksty piosenek naniesione na dodaną kartkę w kształcie płyty winylowej i CD z trudnym do określenia psychodelicznym nie pasującym do całości wyglądem, mimo to robiącym miłe dla oka  wrażenie. Ogólnie nic do czego można by się było przyczepić, ale też nie ma fajerwerków.

Ona się nie nudzi

Sam album to 12 kawałków wypluwanych z "prędkością dźwięku" (średnia to ok. 2,5 min) całość trwa jakieś 34 – krótko? A i owszem, ale ile razy by nie wrzucić tego do odtwarzacza, czuje się ten sam dreszcz. Ona po prostu się NIE NUDZI !!!  
    
Jeśli już ktoś upiera się przy szufladkowaniu, to powiedziałbym mu: „polski grunge”. Od siebie powiem jednak, że oni po prostu czują muzykę i to powinno wystarczyć za jakąkolwiek szufladkę. Podsumowując, naprawdę dawno nie wyżyłem się mentalnie tak jak w przypadku "Escape from the landscape", a to z kolei zważywszy na fakt, że podobnie jak muzycy pochodzę z ziemi słowiańskiej, mile łechce moje samopoczucie. Czy trzeba dodawać coś więcej?

* Tak naprawdę jest to pierwszy album wydany w komercyjnej wytwórni (ALE ZA TO JAKIEJ). Wcześniej wyszły wydane własnym sumptem dwie EP’ki i „komercyjny” singiel. Po więcej informacji odsyłam na oficjalną stronę zespołu www.dustblow.com.

PS
Za znalezione błędy z podziękowaniami dla Jana Niezbędnego.
Autor: Adrian Wrona

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00