MUZYKA:

Dorota Miśkiewicz zatańczy na lodzie

Dokąd Pani zmierza? W sensie tytułu płyty…
„Caminho” to po portugalsku droga. To wieloznaczny tytuł. Nie mogę powiedzieć, dokąd tak naprawdę zmierzam, ponieważ sama nie wiem. Prowadzi mnie droga i zobaczymy, dokąd zaprowadzi (śmiech). A język portugalski wziął się z tego, że w tym języku śpiewa się sambę i bossa novę. W dodatku zaprosiłam do nagrania płyty Brazylijczyka i chciałam w ten sposób zwrócić na niego uwagę.

Gości na „Caminho” jest znacznie więcej…
No tak. Jest oczywiście gitarzysta Marek Napiórkowski, który towarzyszy mi w życiu prywatnym, a także w pracy. Na płycie gra także Marcin Wasilewski, pianista jazzowy, który robi karierę zagranicą. Nagrywa dla europejskiej wytwórni ECM. Zagrał na fortepianie w kilku piosenkach i dodał płycie jazzowego powiewu. Czymś naturalnym było dla mnie zaproszenie Grzegorza Turnaua. Poznaliśmy się przy okazji mojej poprzedniej płyty („Pod rzęsami” z 2005 roku – przyp. MK) i od tamtej pory wzajemnie się zapraszamy. Napisał na płytę dwa teksty, wymyślił też tytuł „Caminho”, podobnie było przy „Pod rzęsami”. Lubię występować z Grzegorzem, a także przebywać z nim. Jest niesamowitą osobowością. Jeśli natomiast chodzi o kolejnego gościa – Grzegorza Markowskiego (wokalista Perfectu – przyp. MK), to już zupełnie inna bajka. Choć też w pewnym sensie kontynuacja.

Właśnie. Na „Pod rzęsami” nagrała Pani cover piosenki Perfectu „Wyspa, Drzewo, Zamek”…
Wzruszył mnie tekst tej piosenki. Jest przygnębiający, a ja lubię się czasami „dołować”, więc chyba dlatego go wybrałam (śmiech). Muzyka też jest w tam fantastyczna. Wtedy zaśpiewałam jego piosenkę, teraz mogłam zaśpiewać coś razem z nim. To było dosyć trudne. Wiadomo, piosenkę można przerobić na milion sposobów. Każdy niemal utwór można zaaranżować tak, aby się w nim dobrze czuć. Zupełnie inaczej jest z zaproszeniem Markowskiego do wspólnego śpiewania. Jego się nie da przerobić. Jest niezwykle drapieżny. Stanowi kontrast dla mojego głosu. Połączenie przyniosło mi pomysł na tekst naszej piosenki „Dwoje różnych”. Tak odległe sposoby śpiewania, jakie reprezentujemy, fajnie ten tekst obrazują. Grzegorz jest bardzo muzykalny. Złagodniał na potrzeby tej piosenki. To ballada, zaśpiewał ją łagodniej niż na co dzień. Nie jest tak drapieżny, niemniej wciąż słychać, że to on.

Teksty zawarte na Pani płytach nie narzucają niczego słuchaczowi. Nie podsuwa Pani konkretnych rozwiązań, pozostawiając otwartą możliwość interpretowania swoich słów.
Myślę, że tak po prostu jest w życiu. Każdy inaczej rozumie i czuje pewne sytuacje. Nie mam aspiracji, żeby mówić ludziom, co mają robić, bo sama często też tego nie wiem. Idziemy przez życie nieustannie się ucząc i szukając czegoś. Zawieram w tekstach uczucia, wrażenie. Rozwijam je w pewne historie, niekoniecznie prawdziwe. Prawdziwe są natomiast uczucia, które dają bodźce do powstawania piosenek, dlatego czuję, że te piosenki są moje. Nawet jeśli nie są, bo śpiewam także rzeczy napisane przez innych ludzi, czuję, że do mnie pasują. Że są jakimś odzwierciedleniem mnie.

W Pani twórczości pojawia się motyw wody. Na płycie „Pod rzęsami” znalazła się piosenka „Pragnę być jeziorem”, dodatkowo deklaruje Pani chęć zamieszkania nad polskim morzem…
Woda to przestrzeń. Bardzo mnie inspiruje i uspokaja. Morze to harmonia przypływów i odpływów. Uwielbiam patrzeć przed siebie i widzieć zetknięcie wody z horyzontem. Nie ma żadnych ograniczeń. To samo jest w pełnym morzu. Nie widać brzegu, nie widać też dna. Głębia mnie fascynuje. Woda to zupełnie odrębny byt, inny świat. Żyjątka żyją tam własnym życiem, są zamknięte w tej przestrzeni.

Ojciec początkowo niespecjalnie aprobował Pani twórczość. Teraz jest dumny z córki?
To nie do końca tak. Nie podobały mu się pierwsze piosenki, jakie pisałam w szkole. Trochę mu się nie dziwię. Lubi natomiast te rzeczy, które nagrałam na obu płytach. Szanuję jego opinię, liczę się z nią i cenię ją sobie ogromnie. Ale nie jest też tak, że kiedy tata powie mi, że coś jest źle, natychmiast biegnę to zmienić. Podchodzę do tego ostrożnie.

Nazwisko „Miśkiewicz” pomaga w karierze?
(śmiech) Nie ma sensu się oszukiwać, jasne, że pomaga. Przynajmniej na początku. Otwiera wiele brzmi. Na pewno pomaga zacząć. Ale przychodzi moment, kiedy trzeba udowodnić swoją wartość. I wtedy bazuje się wyłącznie na własnych możliwościach, na swoim dorobku. Nigdy nie próbowałam opierać się na tym, czyją jestem córką. Ale ludzie mnie znali, kojarzyli z ojcem. Nie walczyłam z tym.

Kiedy opowiada Pani o swoim dzieciństwie, zaznacza Pani, że było sielankowe…
(śmiech) Dziś widzę je trochę inaczej. Zastanawiam się nad tym i wydaje mi się, że nie było tak doskonale. Chociaż rodzice mają na ten temat zupełnie odwrotne zdanie (śmiech). W domu nigdy niczego nie brakowało, miałam mnóstwo ciepła. Nigdy specjalnie się nie buntowałam. Chodziłam w podartych spodniach, ale to przecież żaden bunt. Nie uciekałam z domu, byłam grzecznym dzieckiem.

Artystce jazzowej łatwiej chronić swoją prywatność? Z jednej strony jazz jest muzyką niszową, ale z drugiej Pani czy Anna Maria Jopek, dajecie sporo koncertów, na które przychodzi dużo ludzi. Zapotrzebowanie jest, jest więc też pewna popularność…
Mam wrażenie, że jest mnie za dużo. Męczy mnie to trochę. Praktycznie co tydzień widzę siebie gdzieś w mediach. Rozmaitych. Najczęściej chyba w prasie. To nie jest najprzyjemniejsze, ciężkie w sumie. Wyobrażam sobie, że taka Maryla Rodowicz, która jest prawdziwą gwiazdą i istnieje medialnie znacznie mocniej niż ja, musi mieć naprawdę ciężkie życie. Niezbyt to lubię, wolałabym tego unikać.

Czyli nie musimy się obawiać, że będzie Pani tańczyć na lodzie?

Zatańczę bardzo chętnie. Ale tylko na zamarzniętym mazurskim jeziorze. Autor: Maciek Kancerek

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00