KSIĄŻKA:

Cała prawda o studentach?

Taki tekst czytam na odwrocie literackiego debiutu 23-letniego Michała Mrozka. Do tego wśród osób, którym książka jest dedykowana, znajduję nazwisko Davida Duchovny’ego, a parę zdań wstępu i prześmiewcze, ironiczne, ale jednocześnie błyskotliwe i celne przemyślenia z pierwszego rozdziału wystarczają, aby nastawić mnie pozytywnie do tej lektury. Niestety w miarę przewracania kolejnych stron, sukcesywnie tracę cierpliwość i do tego stopnia staję się „czepialski”, że zaczynają mi przeszkadzać błędy w redakcji i korekcie. Rzecz w tym, że spodziewałem się czegoś zupełnie innego.
 
Wbrew autorskiemu opisowi tych imprez wcale nie jest tak dużo, a główny bohater nie myśli o dziewczynach, tylko o dziewczynie. Tej jedynej, odległej, niedostępnej, której nie widział od bardzo dawna, ale jego płomienne uczucie nie przygasa ani odrobinę. Rozumiem romantyczną naturę chłopaka, ale tak wielkie oddanie, które wręcz zabija zainteresowanie innymi kobietami, trochę mnie nie przekonuje. Czytając w dedykacjach o Duchovnym, machinalnie nastrajałem się na styl rodem z Californication, czyli dużo humoru, błyskotliwego tekstu, optymizmu, zabawy i seksu. Humor wprawdzie się pojawia. Niektóre akcje, jak chociażby wypad jednego z bohaterów do kasyna albo pojedynek w rzutach lotkami w pubie, były fenomenalne. Mam wrażenie, że gdyby to Migel, czyli owa postać z kasyna (wyobraźcie sobie, że gość zastawił cały dobytek swoich kolegów, zgarnął ich oszczędności i ruszył grać w pokera), był głównym bohaterem, to książka byłaby o wiele dynamiczniejsza, zabawniejsza, bardziej rubaszna i przede wszystkim wiarygodna. To jest właśnie ten największy mankament. Wiarygodność. Być może mam jakiś nad wyraz barwny, szczęśliwy i perspektywiczny żywot i nie rozumiem otaczającego mnie społeczeństwa, ale postać dwudziestoparolatka, narzekającego na trudy życia, wypowiadającego się z perspektywy mędrca i filozofa o prawdach egzystencjalnych i moralnych, jest dla mnie nużąca i brakuje jej wiarygodności.
 
Czego w życiu doświadczył taki młody chłopak, żeby teraz głosić swoje refleksje? Nie twierdzę, że są błędne. Wprawdzie większość tych mądrości jest banalna, ale były również trafne i błyskotliwe przemyślenia, zwłaszcza pierwszy rozdział i refleksje o pieniądzach. Problem w tym, że młody student nie jest wiarygodny w takiej roli. Kiedy Charles Bukowski pisze „byłem przerażony życiem, tym wszystkim, co człowiek zmuszony jest robić tylko po to, by mieć na jakąś strawę, kąt i odzienie. Dlatego właśnie wstawałem z łóżka i piłem. Kiedy pijesz, to świat nadal gdzieś tam sobie istnieje, ale przynajmniej na chwilę zdejmuje ci nogę z gardła”, to ja mu wierzę, bo to facet, który pracował w każdym najmniej przyjemnym zawodzie, który próbował przeżyć każdy kolejny dzień, a te słowa pisał mając 55 lat.
 
Natomiast student, który sobie żyje i imprezuje, przynajmniej częściowo utrzymuje się z pieniędzy rodziców i przeżywa wielkie rozterki, bo nie wie, co będzie robił po uzyskaniu dyplomu, nie jest dla mnie żadnym autorytetem, a jego problemy nie są niczym nadzwyczajnym. Rozumiem, że autor miał chrapkę na ambitną książkę, ale nie tędy droga. Dzielić się swoimi refleksjami na temat życia będzie mógł za trzydzieści lat. Problemy młodego człowieka, zamiast narratorskich wywodów, lepiej można było zobrazować sytuacyjnie. Nawet taka „komercha”, jak God hates us all serialowego Hanka Moody’ego, poszła właśnie w tę stronę i mimo że była to naprawdę mało ambitna, nastawiona na zysk książka, to jednak, z nielicznymi wyjątkami, często się śmiałem i czytało mi się ją naprawdę przyjemnie.
Wylałem już swoje żale związane z rozczarowaniem, które mnie dotknęło, więc teraz będzie już tylko dobrze, bo „Trzy Certyfikaty” sporo plusów mają. Przede wszystkim coś, do czego przywiązuję przeogromną wagę – dialogi. Nie ma nic gorszego niż autor, który nie rozumie dynamiki społecznej, nie ma pojęcia, jak wygląda i przebiega rozmowa i nie potrafi skonstruować realistycznego dialogu. Michał Mrozek na szczęście potrafi, co dowodzi, że jest częstym bywalcem imprez i innych ludzkich zbiorowisk. Dialogi są naturalne, a wtrącenia wyciągnięte z prawdziwego życia: „zapytałem (…) kręcąc w dłoni butelkę z piwem i zdzierając (…) papierową nazwę i logo marki”. Któż tego nie robił? Złe dialogi odbierają duszę postaci i mogą zepsuć najlepszą książkę, dlatego słowa uznania dla autora. Ponadto w tekście znajduje się kilka świetnych akcji i tekstów, które warto byłoby poznać i przy których na pewno się uśmiechniecie.
 
Kolejna rzecz to absolutny konik „Trzech Certyfikatów”. Mówi się, że mężczyznę poznajemy nie po tym, jak zaczyna, ale po tym, jak kończy. Mrozek zaczął dobrze, środek (poza niektórymi fragmentami) mu nie wyszedł, ale już zakończenie było fenomenalne. Obawiałem się, że finał mnie dobije, tymczasem sprawił, że zamiast mnożyć wady, zacząłem uważniej szukać zalet. Ze względu na tę końcówkę, książka jest warta kupna, tym bardziej, że cena jest niewielka (mniej więcej tyle, co wejściówka do klubu w sobotę), a sam tekst jest przecież napisany przez studenta, dlatego niejako się z nim identyfikuję i życzę wielu sukcesów w trudnym w naszym kraju zawodzie pisarza. Wszak to dopiero debiut Michała Mrozka i z każdą kolejną książką będzie lepiej, dlatego aby pojawiły się te kolejne, kupcie ją. Będzie co czytać w drodze do domu, a przy okazji wesprzecie naszego druha, studenta.

Autor: Mateusz Jędraś

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00