FILM:

Przystanek Alaska dla twardzieli

Filmów o grupce ludzi zagubionych w dzikiej i niedostępnej głuszy, skazanych na samych siebie, było w historii kinematografii mnóstwo. Najnowsze dzieło Joe Carnahana jest kolejnym do tej kolekcji, ale jednak jest w nim coś, co go wyróżnia. Po kolei jednak. Bohaterami „Przetrwania” jest ośmioro mężczyzn, którzy wychodzą cało z katastrofy lotniczej. Samolot, którym lecieli miał ich zabrać do domu po zakończeniu pracy na platformie wiertniczej na Alasce. Jednym z nich jest John Ottaway grany przez Neesona. To zgorzkniały i doświadczony życiowo myśliwy, którego praca polegała na zabijaniu wilków zagrażających bezpieczeństwu pozostałych pracujących. Gdy po katastrofie okazuje się, że rozbitkowie znaleźli się w sercu terytorium tych dzikich zwierząt i obrażenia fizyczne wcale nie są ich największym zmartwieniem, John staje się samozwańczym przywódcą ocalałej grupy. Stara się on przeprowadzić ją przez lodowe pustkowia i naszpikowane wilkami lasy, do cywilizacji. Owa dzika otwarta przestrzeń jest kluczowym elementem „Przetrwania”. Po raz kolejny możemy się przekonać, że takie terytoria mogą być jeszcze groźniejsze i bardziej przerażające niż klaustrofobiczne klitki. Zdjęcia świetnie oddają klimat nieprzyjaznej natury i wręcz odczuwamy na karku przeszywający chłód, jaki towarzyszy bohaterom. Innym plusem filmu jest sam Liam Neeson i wykreowana przez niego rola Ottaway’a. Świetnie wcielił się w rolę człowieka po przejściach, który nawet myśli o zakończeniu swojego życia, ale kiedy trzeba potrafi pokazać hart ducha. Generalnie Neeson ma dar to tworzenia takich postaci, z którymi widz, jeśli się nie utożsamia, to zaczyna przeżywać ich losy i tu znowu udała mu się ta sztuka.
    Faktem jest, że w „Przetrwaniu”, nawet ktoś kto nie jest wytrawnym znawcą filmów akcji tudzież katastroficznych, bez problemu znajdzie sporo schematów. Oprócz tego można przyczepić się do zbyt ckliwych retrospekcji z życia Johna Ottawaya, odnoszących się do jego dzieciństwa, czy wspomnień
o tajemniczej kobiecie, która jawi się jako niegdysiejszy anioł stróż bohatera. Nie zmienia to jednak faktu, że zostały one podane w ciekawy sposób i potrafią wciągnąć. A poza tym „Przetrwanie” wcale nie ma hollywoodzkiego happy endu z helikopterami ratowniczymi, oraz głównym bohaterem otulonym w koc i popijającym gorącą herbatę. Zakończenie tego filmu jest jego bardzo dużym atutem, jeśli nie największym
i chociażby dla niego, malkontenci doszukujący się w tej produkcji kolekcji klisz, powinni się z nim zapoznać. Na pewno nie pożałują.
    „Przetrwanie” jest kolejnym przykładem na to, że odgrzewany kotlet może smakować dobrze. Wystarczy tylko umieć go dobrze przyprawić i podać w apetyczny sposób. Zatrucie także nam nie grozi, bo niekiedy nawet świeże dania kinematografii potrafią przyprawić nas o grypę żołądkową. Nowy film Joe Carnhana, mimo że nie najoryginalniejszy jest jednak całkiem smacznym kąskiem… nie tylko dla wilków z lasów Alaski.
 
Słuchaj “Miasta Filmów” w każdy piątek o godz. 13:00 w Radiu Index!

Autor: Michał Cierniak

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00