FILM:

Parszywa trzynastka, czyli filmowe rozczarowania 2013

GANGSTER SQUAD

Prawdopodobnie w jednej ze szkół filmowych leży test z pytaniem: jak zanudzić człowieka w kinie, mając do dyspozycji Goslinga, Stone, Penna, Brolina i Nolte? Odpowiedź brzmi: puszczając mu “Gangster Squad”. Reżyser rewelacyjnego “Zombieland” wpada w każdą jedną pułapkę gatunku, nie oferując nic poza ładnymi buziami i ładnymi scenografiami. Duże ziewnięcie.

SPRING BREAKERS

Harmony Korine prawdopodobnie miał coś bardzo ważnego do powiedzenia w “Spring Breakers”, jednak nie za bardzo chyba umiał to wyartkułować. Nienaganna forma nie poniesie na barkach całego filmu, którego plusy kończą się na pomyśle wyjściowym (no, i trochę na Jamesie Franco). Wstyd się przyznać, ze najbardziej ten film ratuje golizna.

LONE RANGER

Johnny Depp najprawdopodobniej zagrałby lampę stojącą tak, że pękalibyśmy ze śmiechu. Tylko parę jego wygłupów ratuje “Lone Ranger’a” przed totalną klapą. Miało być zabawnie, szybkostrzelnie i z dużą ilością dystansu do gatunku, wyszedł film, który próbuje reprezentowac 1,000 gatunków, ale pomysły kończą mu się zanim jakikolwiek doprowadzi do końca.

TYLKO BÓG WYBACZA

Ulubiony film hipsterów tego roku. Refn wyraźnie odcina się od sukcesu “Drive”, proponując radykalną, artystyczną wizję tylko dla wybranych. Jest to pewnego rodzaju onanizm, ten akt ma zaś to do siebie, że jest totalnie egoistyczny. I tak w “Tylko Bóg wybacza” Refn w nosie ma widza. Zależy mu tylko i wyłącznie na dogodzeniu sobie. Miał być film roku, wyszło wiekie nic wyposażone w nienaganną formę.

DON JON

Uczciwie trzeba przyznać, że Joseph Gordon-Levitt to utalentowany młody aktor, niewątpliwie wszechstronny i mający przed sobą świetlaną przyszłość. Problem w tym, że na reżyserski debiut z filmem, który sam napisał i w którym gra główna rolę, jest jeszcze zbyt wcześnie. Nie brakuje mu dobrych pomysłów, braknie natomiast ogłady w konstruowaniu akcji i doświadczenia, co jest aż nadto wyczuwalne. Wbrew obietnicom złote dziecko Hollywood dopiero dojrzewa.

CARRIE

Remake zawsze będzie tylko remake’iem. Obojętne, co Wam wpierają, to do pewnego stopnia zawsze będzie kalka już wymyślonego tworu. Do jakiego stopnia – to zależy od twórcy. Szlag jednak człowieka trafia, gdy w imię “wizji” jakiejś zołzy niszczy mu się jeden z ważniejszych filmów grozy. “Carrie” to złe kino, wypełnione niezamierzonymi absurdami i niechcący śmieszne. Wstyd się przyznać, że człowiek szedł nań z wiarą.

PORACHUNKI

Spadek wymagań De Niro względem scenariuszy, które czyta, może się chyba równać tylko temu reprezentowanemu przez jego kolegę – Ala Pacino. Dużo wody upłynęło od czasu, gdy panowie zagrali ostatni raz w czymś przypominającym przyzwoite dzieło filmowe. Tym razem Robert odcina kupony od wizerunku kinowego gangstera. Robił to już w “Depresji gangstera” i było śmiesznie, tu robi się niebezpiecznie niesmacznie. Rewelacyjna obsada nie robi różnicy. Omijajcie “The Family” szerokim łukiem.

MOVIE 43

Rok 2013 to przedziwny okres czasu, gdy zebrano niedorzecznie wręcz wybitne zespoły aktorów i kazano im odgrywać niegodne ich teksty. Wszystkie pozostałe bledną jednak przy “Movie 43”. To film poniżej jakiejkolwiek krytyki, poziomem humoru konkurujący może z ostatnią częścią “Strasznego filmu”. Ohyda i bezguście.

ILUZJA

To wcale nie jest zły film. To prawdopodobnie jeden z lepszych filmów w tym zestawieniu. Jednak mając – znowu – taką obsadę, twórcy powinni wysilić sie na coś więcej, niż kino sensacyjno-przygodowe w sam raz na telewizyjny hit miesiąca. Film chwilami bawi, ale po spojrzeniu na listę płac łapie człowieka jakiś taki niedosyt.

PORADNIK POZYTYWNEGO MYŚLENIA

To być może najbardziej kontrowersyjna nasza decyzja, ale czujemy tak sercem i duszą – “Poradnik pozytywnego myślenia” to poprawna komedia romantyczna. Doborowa obsada plus Jennifer Lawrence, próbująca manieryzmem nadrabiać braki w warsztacie. Wyraźnie widoczny postęp Coopera cieszy tu najbardziej, bo będą z niego ludzie. Poza tym wspomniana Lawrence, znowu De Niro na granicy karykatury, niepotrzebny Chris Tucker i, na dokładkę lub za karę, Jacki Weaver. Deszcz nagród, jaki spadł na ten film, to poważna anomalia pogodowa.

WIELKI GATSBY

To naprawdę mógł być film “wielki”. Fenomenalna scieżka dźwiękowa, wizualny majstersztyk, doborowa obsada i scenariusz, którego pozornie nie można spaprać. Efekt? W-Y-D-M-U-S-Z-K-A! Co z tego, że od strony audiowizualnej film powala, skoro treści w nim tyle co w przeciętnej telenoweli. Żal patrzeć jak marnuje się Leoś, który przecież jest diabelnie uzdolnionym aktorem. Krew człowieka zalewa, kiedy widzi, że ktoś z Carey Mulligan próbuje zrobić tylko ładną buzię. Gdzieś pogubił się Baz Luhrmann (reżyser) i zamienił jedno z ważniejszych dzieł XX-wiecznej literatury w twór pokroju Paula Coehlo.

WORLD WAR Z

Miała być zombie-apokalipsa, której rozmach i epickość wykraczałaby poza wszystko co do tej pory widzieliśmy. Powalająca wizja końca świata, Brad Pitt i zjawiskowe efekty specjalne. Takie były obietnice. Prawda okazała się okrutna i nudna jak “Trudne sprawy”. Efekty faktycznie nienajgorsze, ale cała reszta niczym nie wyróżnia się z tłumu wszędobylskich “żywych trupów”. Brad Pitt błądzi po planie i widać, że wiary w powodzenie tego projektu za dużej nie miał. Filmowi na pewno nie pomogli też produceni, co rusz zmieniający datę premiery. Zmian podobno było bez liku – pozostaje pytanie czy warto było cokolwiek zmieniać?

https://youtu.be/QzI5pHw-gZA

KRAINA LODU

Pierwszy zwiastun (który znajdziecie poniżej) dawał nadzieję na ciepłą, slapstickową animację. Czuć było ducha klasycznych produkcji od Disneya. Co z tego zostało? Przezabawna postać bałwana Olafa, z rewelacyjnym dubbingiem Czesława od śpiewania oraz renifer, któremu bliżej do psa. Całą resztę trzeba wyrzucić, zapomnieć i omijać szerokim łukiem. Jest drętwo, przewidywalnie i nieznośnie musicalowo (w najgorszym tego słowa znaczeniu). Nic tylko czekać na odwilż.

Autor: Michał Stachura, Paweł Hekman / Miasto Filmów

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00