FILM:

Michael Bay: idiota, szarlatan czy geniusz?

Reżyser „Transformersów” jak nikt inny potrafi wciskać ludziom kit. Niczym wprawny polityk obiecuje: „będzie lepiej”, „dam fajniejsze postaci”, „naprawię to, co nienaprawialne” i ostateczne „ten film będzie spełnieniem Waszych marzeń”. Jego wersję kiełbasy wyborczej wsuwamy z każdym kolejnym zwiastunem i plakatem, powtarzając – tak, to się może udać.

Seria o samochodach zmieniających się w gigantyczne roboty ma być produktem, który wysyła nasz mózg na zasłużony urlop i powala oczopląsowymi efektami. Chcemy walk, wybuchów, robotów, jeszcze trochę walk i wybuchów, a na koniec epickiego finału! Czy to takie trudne?

Wygląda na to, że tak. Dlatego Bay dorzuca dramat rodzinny w tle, spisek na światową skalę, kuse spodenki, Wahlberga wynalazcę i operatora kamery z napadami padaczki.

Fabuła? Coś na jej kształt da się streścić w kilku słowach. Ludzie zabijają dobre roboty przy użyciu złych robotów, które działają na rozkaz jeszcze gorszych robotów, więc dobre roboty muszą zaufać ludziom i po raz kolejny uratować świat. Pojawia się też dużo nowych robotów, które w finale ujeżdżają jeszcze inne roboty. Liczba powtórzeń zamierzona – przynajmniej w tekście. Sam film to wypadkowa kopiuj/wklej poprzednich części, więc zaskoczeń zero. Poza tym wszystko (dosłownie) widzieliśmy w zwiastunie, który trwa niecałe trzy minut. Jaki jest zatem sens siedzieć w kinie prawie 180 minut?

Są w tym filmie plusy. Na pewno dinoboty (mimo że ich obecność jest w sumie bezsensowna i krótka), nowe autoboty i efekty. Tych „Wiekowi zagłady” odmówić nie sposób!

Przejdźmy do sedna. Czy Michael Bay to idiota, który nie rozumie, że robienie tego samego filmu po raz czwarty nie ma sensu? Jeśli spojrzymy na to z finansowego punktu widzenia (ponad 300 mln $) wyjdzie, że to my, widzowie mamy problemy z mózgownicą i łykamy jego "dzieło" jak pelikany. Powstanie piątej części jest już raczej przesądzone i nawet najsroższe recenzje (16 proc. na "Rotten Tomatoes" mówi wszystko) nas przed tym nie obronią. Najgorsze, że na kolejną odsłonę "Transformersów" na pewno pójdę do kina i znów będę narzekał, śliniąc się na widok efekciarskich walk robotów. Pytanie odnośnie statusu Bay’a pozostawiam otwarte. Geniusz czy szarlatan?

Autor: Paweł Hekman

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00