FILM:

Dziwny rodzaj czułości

"Powrót. Część 1" obrazowała Gotham, które po 10 latach spokoju znowu potrzebowało pomocy Batmana. Ale Bruce Wayne to już mężczyzna pięćdziesięciopięcioletni, dla którego każda wyprawa na miasto może się skończyć randką z respiratorem. Dlatego też szkoli sobie pomocnika – Carrie Kelly to młoda (sic!) prawa ręka Batmana, która cały czas jest na fazie treningu na Robina. Po pokonaniu przywódcy Gangu Mutantów, jego członkowie przechrzcili się na "Synów Batmana" i w jedyny znany sobie sposób zwalczają przestępczość w Gotham. Na dodatek Stany Zjednoczone są na pewnej drodze do nuklearnej wymiany zdań z Rosją. Miastu Gotham przedstawiona jest też postać psychiatry dr Bartholomewa, który ma zamiar udowodnić, że Joker to tak naprawdę ofiara Batmana, naturalna odpowiedź na szaleństwo wywoływane przez alter ego Wayne'a. 

Rewelacyjną sprawą, zaczerpniętą zresztą z komiksowego pierwowzoru, jest tu narracja. Jeśli można o takiej mówić w filmie animowanym, jest ona niemal paradokumentalna – podążanie śladem Batmana jest przerywane sekwencjami z wiadomości, talk show, medialnych doniesień o zagrożeniu nuklearnym, przebitkami z Białego Domu. Wszystko to potęguje poczucie chaosu i nieustającego strachu, czyli wszystko, w czym lubuje się Joker. To chyba najlepsze oddanie istoty tej postaci w filmie, czy to animowanym, czy fabularnym. Po wybudzeniu się z katatonicznego stanu, będąc protegowanym wspomnianego psychiatry-celebryty, zaczyna wprowadzać w życie swoją filozofię terroru bez żadnej selekcji, nie ma osób bardziej lub mniej wartych zabicia – liczy się sam akt. Nie ma filozoficznych wykładów o chaosie rodem z filmów Nolana, nie ma też wesołkowatości tej postaci, którą uskuteczniał Nicholson. Jest szaleśntwo, brak opamiętania i złowieszczość do potęgi n-tej. Bitwa z Jokerem to jednak nie jedyna walka, którą przyjdzie Batmanowi stoczyć. W finale bowiem będzie musiał stanąć w szranki przeciw… przyjacielowi? (Naprawdę trudno powiedzieć, odpowie później zapytany przeciwnik). Ta walka to zresztą jeden z dwóch najlepszych momentów filmu. 
 
 
"Batman. Mroczny Rycerz – Powrót. Część 2" (ufff) to bardzo dokładna ekranizacja komiksu. Grafika oddaje kreskę Millera, poza małymi niuansami reżyser Jay Oliva nie ingeruje też w treść i trzeba przyznać, że jest to bardzo dobre rozwiązanie. Historia opowiedziana przez Millera jest doskonała i nie było potrzeby wprowadzania jakichkolwiek zmian. Aktorzy wywiązują się z podkłądania głosu rewelacyjnie – Batman/Bruce Wayne jest wyraźnie zmęczony życiem, ale stanowczy i bezkompromisowy, ale oczywiście największą gwiazdą jest jego nemesis. Joker, przemawiający głosem Michaela Emersona to dubbingowy majstersztyk. Nieustająca drwina w głosie, mieszanina pieszczotliwości, pogardy i dziwnego rodzaju czułości, gdy rozmawia z Batmanem (– Wszyscy ci ludzie, których zabiłem, pozwalając ci żyć… – Nigdy nie liczyłem. Ale wiem, że ty tak – i uwielbiam cię za to). 
 
Trudno znaleźć minusy tej produkcji. Gdzieś przeczytałem, że to nierealistyczne, że złoczyńcy wystrzeliwują całe magazynki, a Batman nadal żyje. No cóż, film animowany, powstały na podstawie komiksu o człowieku, który nocą przebiera się za nietoperza i gołymi pięścmi zaprowadza porządek w Gotham City to dość ciekawy wybór na obiekt poszukiwań realizmu. Swoją drogą, Mroczny Rycerz jeszcze nigdy był aż tak śmiertelny, tak zmęczony, tak skazany na porażkę. Sequel "Mroczny Rycerz – Powrót" to depresyjna, brutalna i smutna rzecz. Z całą pewnością skierowany do widza dorosłego. Skąpany w specyficznym, groteskowym i czarnym jak smoła poczuciu humoru, stanowi wzór świetnej animacji, chyba nawet lepszy niż dwa majstersztyki sprzed lat: "Maska Batmana" i eksperymentalny "Rycerz Gotham". Dla zainteresowanych rzecz absolutnie nie do przegapienia.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00