AUDYCJE 96 FM:FILM:

20 lat minęło jak jeden Dzień Niepodległości [Warto Mović]

Nie da się ukryć, że Dzień Niepodległości z 1996 r., stał się kamieniem milowym w świecie filmów katastroficznych. Oprócz ogromnych zniszczeń, jakich nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy, dostaliśmy świetnych aktorów i specyficzne poczucie humoru. Czy naprawdę potrzebowaliśmy drugiej części tego hitu?

Dzień Niepodległości: Odrodzenie jest kolejnym filmem, którego źródła sięgają do lat 90. Trend ten jest notorycznie wykorzystywany przez reżyserów, szukających inspiracji w hitach sprzed ponad 20, a nawet 30 lat. Z jednej strony dostajemy świeże spojrzenie na dobrze znane produkcje, jednak nie zawsze jest ono zgodne z oczekiwaniami odbiorców. Podobnie jest z nowym Dniem Niepodległości.

Akcja tej części rozgrywa się 20 lat po wydarzeniach z „jedynki”. Na Ziemi panuje pokój, a ludzkość przyswoiła technologię obcych najeźdźców i wykorzystuje ją dla swoich potrzeb. David Levinson (Jeff Goldblum) nadal przygląda się pozostałościom po ostatnim ataku kosmitów, przeczuwając, że ci jeszcze powrócą. Nikt jednak nie spodziewał się tego, co nadejdzie.

Za sterami filmu ponownie znalazł się Roland Emmerich (Dzień Niepodległości, 2012, Świat w Płomieniach), który wielokrotnie w swojej karierze udowodnił, że najlepiej czuje się, produkując filmy o masowych zniszczeniach. Tym razem również pozwala sobie na unicestwienie nie tylko miast, czy krajów, ale i całych kontynentów. A wszystko w myśl zasady: Skoro to sequel, to musi być wszystkiego więcej.

Bardzo dobrym posunięciem twórców jest fakt, że w świecie filmu minęło dokładnie tyle samo lat, co między premierą pierwszej i drugiej części Dnia Niepodległości. Tym samym reżyser mógł pokazać, jak bardzo zmieniła się ludzkość przez tych 20 lat. Ponadto zaangażowani zostali aktorzy z „jedynki”, którzy ponownie wcielili się w swoje poprzednie role. Na ekranie, oprócz wcześniej wspomnianego Jeffa Goldbluma, można zobaczyć Billa Pullmana jako Prezydenta Whitmore’a, czy Brenta Spinera w roli dra Brakisha Okuna. Niestety zabrakło Willa Smitha, ale jego postać jest wielokrotnie wspominana. Należy również pochwalić twórców za to, że nie porzucili specyficznego poczucia humoru.

Niestety żarty i gagi nie należą do wyszukanych, a czasami są wręcz nieśmieszne. Problemem jest również fabuła, która powinna trzymać w napięciu, a jest bardzo przewidywalna. Widz siedzący w kinie, w połowie filmu z pewnością sam dojdzie do tego, jak będzie wyglądało zakończenie. Momentami twórcom najwyraźniej zabrakło pomysłu na niektóre sceny i albo zostały one całkowicie pominięte, albo były żywcem ściągnięte z pierwszej części. Wiele do życzenia pozostawia również młodsza obsada filmu, z Jessiem T. Usherem i Liam Hemsworthem na czele. Panowie często sprawiają wrażenie zagubionych i przytłoczonych obecnością starszych aktorów.

Można śmiało powiedzieć, że Dzień Niepodległości: Odrodzenie nie dorównuje swojemu poprzednikowi. W filmie pojawiło się kilka ciekawych rozwiązań, jednak są one przyćmiewane niedokładnością i dziurami w fabule. Roland Emmerich już zapowiedział, że chce pracować nad trzecią częścią serii. Miejmy tylko nadzieję, że wypadnie dużo lepiej niż druga.

Ocena: 5/10

Fanpage Audycji Warto Mović

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00