ZIELONA GÓRA:

Znowu jestem sobą

O czym właściwie mowa

Transseksualizm jest rodzajem zaburzenia tożsamości płciowej polegającym najprościej mówiąc na tym, że płeć psychiczna niezgodna jest z tą biologiczną, z która rodzi się nasze ciało. Nie ma wiele wspólnego z często mylonym z nim transwestytyzmem. Transwestyci wcielają się w płeć przeciwną raz na jakiś czas, nie mają zamiaru nic w sobie zmieniać, utożsamiają się z płcią, z którą się fizycznie urodzili. Transseksualiści przechodzą długą i mozolną drogę, wiele badań, kurację hormonalną i kilka poważnych operacji tylko po to by móc żyć. Wydostać się z więzienia jakim jest ich własne ciało. Część woli zakończyć swoje życie niż dalej funkcjonować w ciele, które jest istnym dowcipem matki natury. Nie jest to choroba czy zboczenie. Nie wynika z własnej decyzji czy widzimisię. Tacy się po prostu rodzimy, najpewniej za sprawą gospodarki hormonalnej w okresie płodowym. I, jak każdy, chcemy tylko normalnie żyć.

Początek historii

Urodziłem się w dużym mieście ale rodzice bardzo szybko podjęli decyzję o wyprowadzeniu się do mniejszej miejscowości bo tam „powietrze jest zdrowsze”. Mieścina ta była dość mała i nie miała w najbliższym otoczeniu jakichś większych miast. Było to skromne, pastelowe miasteczko, jakich wiele. Takie, w którym każdy wszystko o wszystkich wie a wszelkie formy odbiegania od normy nie są mile widziane do tego stopnia, że jeszcze parę lat temu w liceum za posiadanie dłuższej grzywki zasłaniającej oczy nauczycielka potrafiła wyrzucić Bogu winną dziewczynę z klasy. W takim oto miasteczku dorastałem, uczęszczałem do szkoły, uczyłem się żyć.

Szkolne lata

Łatwo można się domyślić, że, jako transseksualista, zostałem szybko zauważony i w jakiś sposób odepchnięty przez innych. Męskie ciuchy, krótkie włosy, w których ja czułem się jak człowiek, dla innych były oznaką dziwactwa i braku człowieczeństwa. Młodość spędziłem więc raczej samotnie. No bo z kim miałem o tym porozmawiać? Nikt tak naprawdę nie wiedział czym transseksualizm jest. Ja sam dowiedziałem się za sprawą internetu, po wielu latach zagubienia i zastanawiania się, co ze mną jest nie tak.

Wśród rodziny

O rozpoczęciu terapii zdecydowałem zaraz po osiągnięciu pełnoletności. Pierwszą osobą, której powiedziałem, była moja siostra. „Kocham Cię, nie ważne czy jesteś moją siostrą czy bratem” – odpowiedziała. Do dzisiaj są to najpiękniejsze słowa jakie kiedykolwiek usłyszałem.
Z mamą było gorzej. Rodzicom zawsze ciężko jest pogodzić się z faktem, że ich dziecko nie jest takie, jakie chcą je widzieć. Mimo, że moja matka kochała nas nad życie, jej też to nie ominęło. Usłyszałem od niej wtedy wiele rzeczy, których z szacunku do niej nie chcę tu przytaczać, ale nie miałem jej tego za złe. Wiedziałem, że potrzebuje czasu. I rzeczywiście, stopniowo godziła się z tym aż wreszcie, po wielu latach, i od niej usłyszałem, że jestem jej dzieckiem i zawsze będzie mnie kochać.

Tam gdzie wzloty …

Pierwszy raz zacząłem funkcjonować otwarcie jako mężczyzna na studiach. Wyjechałem do wielkiego miasta gdzie wszystko wyglądało inaczej. Większa anonimowość sprzyjała osobom takim jak ja, pomagała nie rzucać się w oczy. W międzyczasie ukończyłem badania seksuologiczne i psychologiczne potwierdzające, że moja płeć psychiczna jest definitywnie męska. Pierwszy krok był już za mną… i wtedy pokonało mnie to po raz pierwszy. Walka o bycie sobą okazała się zbyt trudna dla podlotka, który dopiero uczył się życia. Wróciłem do domu z podkulonym ogonem, wycieńczony i podłamany. Człowiek nawet sobie nie wyobraża jak wiele czynników może się nagle skumulować, wykańczając i wyżerając od środka. Zwykłe sytuacje, na przykład niezgodność dokumentów, mogą człowieka dobić. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy kasjerka w jednym z powszechnych w Polsce supermarketów zaczęła wymachiwać moim dowodem przed ludźmi w kolejce, krzycząc na pół sklepu „Patrzcie! To jest kobieta!” podczas gdy wizualnie stał przed nią młody chłopak. A była to tylko jedna z wielu podobnych sytuacji, przepełniających człowieka poczuciem bezradności, poniżenia, porażki… Uznałem, że spróbuję żyć tak jak to sobie wymyślił otaczający mnie świat… jak się okazało, na krótko.

…są i upadki

Poza tym pierwszym poddawałem się jeszcze dwa razy. Dwa kolejne najgorsze okresy w życiu. Okresy udawania na siłę kogoś z kim tak naprawdę nie ma się nic wspólnego. Zawsze wyglądało to podobnie. Najpierw krótki moment ulgi, że teraz będzie łatwiej. Będzie można normalnie kupić paczkę papierosów bez ryzykowania kolejnego bezsensownego upokorzenia, pojechać na święta do rodziny bez obawy, że gdy tylko się dowiedzą, nie będą chcieli mieć z tobą nic wspólnego. Proste, codziennie rzeczy, do których każdy ma prawo a jednak dla transseksualistów wiążą się ze stresem, obawą i ciągłym niepokojem i niepewnością. Brzmi jak bajka, łatwe rozwiązanie. A jednak po miesiącu, człowiek patrząc w lustro nie poznaje siebie, nie chce mieć z tą osobą nic wspólnego, brzydzi się tym… ma ochotę to zakończyć…

Nowy początek

Dzisiaj jestem mądrzejszy o wiele doświadczeń. Nie żałuję niczego. Nawet momentów rezygnacji. Teraz bowiem jestem już pewien tego, kim jestem. Poznałem siebie i wiem, że nie mogę udawać, nie mogę tak żyć bo z życiem nie ma to nic wspólnego. To tylko bierna, bezsensowna, pozbawiona jakiegokolwiek sensu egzystencja. Chcę być sobą, mieć normalne życie, jak każdy człowiek. Normalny dom, pracę, rodzinę. Chcę być tym, kim się czuję, kim tak naprawdę się urodziłem. Przede mną jeszcze wiele badań, kilka operacji, zastrzyki hormonalne do końca życia. Wiele pieniędzy, czasu i bólu. Ale teraz znów mogę być sobą, znów żyję… znów jestem.

Autor: Eryk Gawin

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00