ZIELONA GÓRA:

Umrzeć z miłości [opowiadanie]

Zauważyłem ją już pierwszego dnia nowo otwartej kawiarni, w której pracowała. Przechodziłem obok i spojrzałem prosto w oczy. To śmieszne, ale najczęściej zakochuję się właśnie po pierwszym spojrzeniu. Oczywiście, nie we wszystkich napotkanych kobietach. Po prostu, po pierwszym spojrzeniu już wiem, czy się zakocham, czy nie.
Była szczupłą, dość wysoką blondynką o zielonych, dużych oczach. Uśmiechała się niewinnie, odruchowo poprawiając spadające kosmyki włosów. No i chodziła w czerwonych butach na obcasach.
Kolejnego dnia postanowiłem zajrzeć do kawiarni i spróbować z nią porozmawiać. Łatwo znaleźć pretekst podrywając kelnerkę.
Miałem szczęście, bo znów była na zmianie. Podszedłem do baru i zamówiłem kawę z mlekiem. Nie usiadłem przy stoliku, tylko stanąłem i zacząłem rozmowę.
Była miła i inteligentna. Studiowała biologię na miejskim uniwersytecie, a w kawiarni dorabiała sobie na studenckie życie. Opowiadała mi o swoich studiach, a ja patrzyłem jak się porusza i powoli sączyłem zbyt mocną kawę.
Moje zmysły szalały, kawa pobudzała i po kilku minutach zrobiło mi się gorąco.
Stwierdziłem, że już czas się wycofać. Nawiązałem pierwszy kontakt, wiedziałem z kim mam do czynienia i potwierdziłem się w przekonaniu, że dziewczyna bardzo mi się podoba. Dopiłem więc kawę i pożegnałem się. Nie zapytałem o imię. Jeszcze nie. Na razie była dla mnie tą wymarzoną.
Przez kolejne dni wciąż idealizowałem ją w swoich myślach. Miałem przed oczami obraz jej uśmiechniętej twarzy. Coraz mocniej chciałem znów usłyszeć jej głos i spędzić z nią trochę czasu. Była piękna, ale jeszcze nie moja. Postanowiłem znów wybrać się na kawę.
Tym razem w kawiarni było sporo klientów i jeszcze inna dziewczyna z obsługi. Musiałem usiąść do stolika. Wymarzona podeszła, uśmiechnęła się i przywitała. Nie byłem pewien, czy mnie pamięta. Zamówiłem dużą kawę, by spokojnie przemyśleć swój kolejny krok. Siedziałem, ukradkiem spoglądając na nią. Kawę przyniosła mi po kilku minutach. Już chciałem coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle i wyszedł z tego lekki kaszel.
Piłem więc powoli kawę, spoglądałem jak ona krząta się wśród zapełnionych, kawiarnianych stolików i myślałem co mam zrobić. W takich chwilach zawsze mam pustkę w głowie. Marny ze mnie podrywacz. Przesiedziałem więc pół godziny nad kawą, a gdy mi się skończyła, przywołałem ją wzrokiem. Podeszła do stolika energicznie.
– Podać coś jeszcze?
– Eh nie, dziękuję. Może dasz mi swój numer telefonu? – odważyłem się zapytać, patrząc jej w oczy.
Przez jej twarzy przemknął wyraz zaskoczenia. Po chwili jednak znów się uśmiechnęła.
– Mam już faceta, ale zadzwoń w wolnej chwili – powiedziała wyjmując długopis i pisząc numer na serwetce. Później zgarnęła szybko gotówkę ze stolika, odwróciła się i poszła. Wyszedłem zadowolony z lokalu. Na dworze była piękna wiosenna pogoda. Nad budynkami świeciło słońce, ogrzewając i dodając energii całemu miastu.
Przez kolejne trzy dni myślałem tylko i wyłącznie o niej. Kładąc się wieczorem do snu, widziałem ją w swoich ramionach. Dotykałem jej puszystych włosów, pięknej twarzy i nagiego, idealnego ciała. Czułem słodycz jej soczystych ust i  zmysłowy zapach skóry.
Po czterech dniach zdecydowałem się wykonać ruch.
W porze popołudniowej, w której Agnieszka powinna według moich przypuszczeń znajdować się w pracy, wysłałem smsa. Wydawało mi się to najrozsądniejsze i nie zobowiązujące. Dużych szans na odpowiedź sobie nie dawałem, ale musiałem spróbować.
Zaskoczyła mnie i odpowiedziała już tego samego dnia późnym wieczorem, gdy zbierałem się do pójścia spać. Wiadomości były pełne humoru i zadziorności. Chyba nie była do końca szczęśliwa w swoim związku, bo flirtowała ze mną bez żadnych oporów.
Pierwszy raz spotkaliśmy się w małej kawiarni w centrum handlowym. Piliśmy kawę, jedliśmy lody i śmialiśmy się opowiadając sobie zabawne historie. Później poszliśmy na spacer łapiąc promienie zachodzącego nad miastem słońca.
Dowiedziałem się, że Agnieszka pochodzi z małego, prowincjonalnego miasteczka. Przyjechała tutaj, żeby ukończyć wymarzone studia i poczuć smak miejskiego życia. Wynajmowała mieszkanie, wspólnie z kilkoma koleżankami z roku. Podobało jej się to miasto i brała pod uwagę, że zostanie w nim, po zdobyciu dyplomu. Zajęcia na uczelni pochłaniały większość jej dni tygodnia, ale od czwartku miała wolne, więc ten czas dzieliła pomiędzy pracę i życie towarzyskie.
Była w związku, ale ostatnio coś psuło się między nimi. Spotykali się ze sobą już dwa lata, ale ostatnimi czasy przechodzili kryzys. On coraz więcej czasu spędzał na imprezach, zaczął sporo ćpać i stawał się agresywny. Na szczęście nie proponował jej narkotyków, ale oddalali się od siebie i czuć było zobojętnienie z obydwu stron.
W tej sytuacji wyczułem szansę dla siebie. Agnieszka była cudowną osobą i z dnia na dzień, coraz mocniej się w niej zakochiwałem. Zależało mi na niej i miałem nadzieję, że uczucie wybuchnie z wzajemnością i kiedyś będziemy mogli być razem.
Spotykaliśmy się już od dwóch miesięcy. Najczęściej w małych, kameralnych kawiarniach. Raz, czy dwa zaprosiła mnie też do swojego mieszkania, gdzie poznałem jej współlokatorki. Ciągle jednak nie zakończyła swojego poprzedniego związku, co bardzo mnie irytowało. Nie chciała o tym rozmawiać, zasłaniając się, że rozwiąże ten problem w najbliższym czasie.
Była sobota upalnego, czerwcowego lata. Miałem wolny dzień od pracy i planowałem spędzić go z Agnieszką. Zadzwoniłem około południa, ale jej telefon nie odpowiadał. Uszykowałem się więc i poszedłem do pobliskiego marketu na drobne zakupy.
Po powrocie, znów próbowałem się z nią połączyć. Telefon był wyłączony, więc nagrałem jej wiadomość.
Odezwała się dopiero pod wieczór. Przeprosiła mnie, za wyłączony telefon, który jej się ostatnio psuł i zaprosiła do siebie na kolację.
W mieszkaniu pachniało dobrym jedzeniem. Agnieszka krzątała się po kuchni przygotowując moje ulubione spaghetti. Delektowaliśmy się udanym posiłkiem i winem. Rozmawialiśmy o muzyce, sztuce i miłości. Po jakimś czasie wzięliśmy resztkę nie wypitego wina i poszliśmy do pokoju.
Lekko odurzeni alkoholem i sytuacją, zaczęliśmy się namiętnie całować. Pięknie pachniała i smakowała. Rozpiąłem jej jasną, zwiewną bluzeczkę i zacząłem pieścić piersi.
Nagle usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi do mieszkania. Spojrzałem na Agnieszkę.
– To nic. Pewnie któraś z dziewczyn wróciła – powiedziała cicho. – Nie przerywaj.
Pocałowałem jej delikatną pierś jeszcze raz, gdy nagle usłyszałem podniesione głosy i do pokoju w którym się znajdowaliśmy wpadł z impetem rozgorączkowany mężczyzna. Czuć było od niego alkohol, a w jego oczach widać było szaleństwo.
– Ty dziwko! – wydzierał się spoglądając i wskazując palcem na Agnieszkę. – Nie daruję ci tego szmato! – krzyczał, powoli przesuwając się w naszą stronę.
Zmroził mnie strach. Od razu domyśliłem się, że jest to jej były facet. Był rozgorączkowany i jak się wydawało gotowy na wszystko.
Pomimo tego wstałem z łóżka i stanąłem naprzeciw jego.
– Uspokój się i wyjdź stąd. – powiedziałem do niego spokojnie.
Nie doczekałem się odpowiedzi, tylko poczułem mocny cios na swojej głowie. Odrzuciło mnie dość daleko i wylądowałem na stoliku nocnym, zrzucając stojąca na nim lampę. Złapałem się za ranę. Krwawiłem dość obficie. Gość wkurzał mnie coraz bardziej. Uniosłem leżącą na podłodze lampę i ruszyłem na niego. Uderzyłem go mocno kilka razy.
Ciosy chyba były dość mocne, bo zatoczył się i wycofał z pokoju. Agnieszka zamarła i patrzyła na to wszystko co się dzieje z zaskoczoną miną. Nie odzywała się. Zauważyłem, że jest w szoku i zbiera się jej na płacz. Przysiadłem obok niej i objąłem ją. Myślałem, że to już koniec.
Po chwili jednak usłyszeliśmy kroki i w pokoju znów zobaczyliśmy napastnika. Głowę pokrytą miał sączącą się z zadanych ran krew, tak że zasłaniała większą część jego twarzy. Widoczne były tylko jego lśniące z wściekłości oczy i kuchenny nóż, który trzymał w ręce.
Nie zdążyłem nawet się odezwać. Skoczył w moją stronę i zaczął zadawać ciosy. Agnieszka odsunęła się szybko i zaczęła krzyczeć. On nie zważał na nic. Zadawał ciosy na oślep, ale wiele z nich było celnych. Z mojego ciała zaczęła tryskać krew. Po chwili łóżko, podłoga i jasne ściany pokoju pokryte były świeżą czerwoną zasłoną.
Tak właśnie umarłem z miłości.

MARCIN RADWAŃSKI

Rocznik 1978. Urodzony w Zielonej Górze, gdzie nadal zamieszkuje. Absolwent Zespołu Szkół Budowlanych i Centrum Kształcenia Ustawicznego, z edukacyjnym epizodem na UZ. Z zawodu technolog drewna, informatyk i bhp-owiec. Pracował jako magazynier, krojczy pianki poliuretanowej, kasjer, a ostatnio jako doradca klienta w sklepie komputerowym. Wielbiciel kryminałów i literatury obyczajowej. Wolny czas lubi spędzać na lekturze, przy grach video, w kinie, a latem na rowerze, lub w piwnym ogródku. Publikował opowiadania na łamach magazynów literackich „Parnasik”, „Akant”, „Pro Libris”, oraz na stronach internetowych „Szafa”, „Mroczna Środkowo-Wschodnia Europa”, „Cegła”. Aktualnie zajmuje się pracą nad powieścią obyczajową.

Autor: Marcin Radwański

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00