UCZELNIA:

Świadkowie mówili, że podbiło moje tylne koło

Igor Zienkiewicz jest studentem wychowania fizycznego na Uniwersytecie Zielonogórskim. Jego pasją jest motocross. Został wicemistrzem Polski w pucharze Polski, zdobył liczne mistrzostwa w zawodach strefy zachodniej Polski, zajął III. miejsce w międzynarodowych eliminacjach mistrzów Cataloni. Pierwszy sezon okazał się najtrudniejszym – skończył się poważnym wypadkiem i kilkudniową śpiączką. Igor nie poddał się, jego zapał do motocrossu rozpalił się jeszcze bardziej.

Śniłeś? Słyszałeś rodziców albo lekarzy?
Nic nie pamiętam. Czarna dziura. Doznałem rozległego wstrząśnienia mózgu i nie pracował on w stu procentach tak, jak powinien. Do tego śpiączka farmakologiczna, sen w takim wypadku nie wchodziłby w grę, a tym bardziej zapamiętanie go. Teraz też rzadko miewam sny, nie pamiętam, co mi się śni.

Jak doszło do wypadku?
Pewnego dnia, już po zakończeniu mojego roku szkolnego wybrałem się na trening do miejscowości Wschowa na tor „Kacze Doły”. Tam doszło do niefortunnego wypadku. Wydarzyło się to na skoku. Nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej, ponieważ nie pamiętam tego. Moja pamięć została skasowana, a  wydarzyło się to w 2008 roku. Świadkowie mówili mi, że podbiło moje tylne koło. Motocykl wylądował na przednim kole. Nie utrzymałem kierownicy, w efekcie czego upadłem,  motocykl upadł na mnie, a ja straciłem przytomność. Dostałem bardzo szybko przetransportowany na stadion we Wschowie, z którego zabrał mnie helikopter do szpitala w Zielonej Górze.  Spędziłem tam 5 dni w śpiączce farmakologicznej z obrzękiem płatu czołowego.

Jakie były diagnozy?
Była to bardzo poważna kontuzja. Lekarze podejrzewali, że mogę nie wybudzić się z tej śpiączki, co byłoby jednoznaczne ze śmiercią. Finalnie wybroniłem się z tej śpiączki. Zostałem z niej wybudzony. Niestety niektóre czynności tj.: ścisk dłoni, poruszanie się, sprawiały mi bardzo dużą trudność. Nie byłem w stanie wstać. Nie mogłem nawet chodzić. Potrzebowałem około dwóch tygodni, żeby z powrotem wrócić do jakiejś sprawności fizycznej. Jednak muszę zaznaczyć, że o dziwo wyszedłem z tego wypadku bez ani jednego zadrapania, a był to upadek z ponad około pięciu metrów i na dodatek zostałem przygnieciony przez swój motor, który ważny mniej więcej 70 kg. Miałem duże szczęście, że nic mi się więcej nie stało.

Wiesz, jak Twoi rodzice radzili sobie z tym, że ich syn leży w bardzo ciężkim stanie w szpitalu?
Moim rodzicom było ciężko, ale gdy wybudziłem się ze śpiączki, to była duża poprawa psychiczna i emocjonalna, a z czasem było coraz, coraz lepiej. Ja natomiast po tym wypadku miałem około jednego roku przerwy i rodzice kupili mi pod choinkę nowy motor. Postawili ultimatum: dobre zachowanie i oceny w szkole.

Rodzice dali Ci motor pomimo tak ciężkiego wypadku?!
To były długie decyzje co do mojego powrotu, bo miałem zacząć uprawiać inne dyscypliny sportu, np. lekkoatletykę. Jednak po wielu dyskusjach i sporach, doszliśmy do wniosku, że jednak spróbuję i od tamtej pory już wróciłem do tego sportu na stałe.

Nie boisz się?
Każdy wypadek pozostawia w psychice jakiś ślad, ale z każdym upadkiem, z każdą porażką właśnie człowiek staje się też silniejszy i robi dosłownie wszystko, żeby więcej do wywrotek czy kontuzji nie dochodziło.

Powracając na tor, postawiłeś zdrowie na drugim planie?
Jedno z drugim się łączy, bo jeżeli chcę być profesjonalnym i bardzo dobrym zawodnikiem, to muszę również stawiać na zdrowy tryb życia. Uprawiam sport, bardzo dużo się ruszam, przez co mój organizm prawidłowo funkcjonuje. „Nie psuje się”. Wszystko jest ze mną jak najbardziej w porządku, jeżeli chodzi o stronę taką typowo fizyczną, ponieważ do uprawiania tej dyscypliny sportowej człowiek musi być dobrym pływakiem, biegaczem, kolarzem, akrobatą… Bardzo, bardzo wiele dyscyplin sportowych wpływa na dobry wynik sportowy, jeżeli chodzi o motocross, dlatego uważam, że jest to jednak z najbardziej wymagających dyscyplin na świecie, ponieważ składa się na nią bardzo dużo czynników.
A co do mojego zdrowia, to niestety kontuzje są wpisane w każdą dyscyplinę sportu i to od sportów uprawianych amatorsko aż po zawodowstwo  i z tym należałoby się pogodzić. To jest rzecz normalna, że człowiek się „uszkodzi” i coś wydarzy się z jego ciałem. Jeżeli ktoś chciałby nigdy w życiu nic sobie nie zrobić, to chyba musiałby siedzieć tylko w czterech ścianach, bez żadnych rzeczy znajdujących się w nim, żeby zredukować ryzyko „uszkodzenia ciała”.

Rozmawiała Aleksandra Nowomiejska

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00