ROZMOWA NA 96 FM:

Kciuk do góry! cz. IV

Co prawda europejskie ciężarówki mają tych kół mniej, ale wszyscy powinniśmy wiedzieć, o co chodzi. Od dziecka byłem blisko związany z motoryzacją ciężką. Praktycznie każde wakacje i ferie zimowe spędzałem w trasie z moim tatą. Dzięki temu poznałem Polskę i Europę Zachodnią, zarówno z perspektywy turystyki, jak i szarej codzienności panującej w okolicach stref przemysłowych. Nie obce mi autostrady (prawdziwe, równe, z trzema i czterema pasami ruchu, bez ograniczeń prędkości – tak, to nie są polskie autostrady), drogi tranzytowe, górzyste urwiska. Wbrew pozorom miałem okazję poznać centra miast i wąskie osiedlowe uliczki, gdzie jedno auto osobowe zajmuje całą szerokość, a ciężarówka musi dostarczyć tam towar. Poznałem także mnóstwo ciekawych osobowości.

■ Kiedy byłem małym chłopcem, hej!

Najmilej wspominam wyjazdy w wieku 6-12 lat. Czyli kiedy byłem w szkole podstawowej. Praktycznie w każdej firmie panie sekretarki miały (całkiem przypadkiem) jakieś słodkości. Co więcej – dzieliły się nimi ze mną. Zazwyczaj pracownicy firm byli wyrozumiali i uśmiechnięci. Nie wiem dlaczego, ale dzieci zawsze wzbudzają sympatię wśród dorosłych (no, może prawie zawsze), bez względu na kraj. Z czasem to się zaczęło zmieniać. Gdy byłem starszy, pracownicy już mniej przychylnie na mnie patrzyli. Zasłaniając się jakimiś regulaminami zakazującymi wstępu dzieciom (tak jakby wcześniej ich nigdy nie było). Może jednak pozostańmy przy tych piękniejszych wspomnieniach.

■ Pada śnieg, pada śnieg

Skoro już zacząłem mówić o feriach zimowych, to pozostanę przy dwóch pamiętnych dla mnie wyjazdach.
    W kalendarzu styczeń roku 2005 (coś w tych okolicach). Otrzymujemy zlecenie. Kierunek: Słowacja. Chyba lepiej sobie tego wymarzyć nie mogłem. Wokół niesamowita zima, a my jedziemy w góry.
    Jak się później okazało, nie był to wcale taki super kierunek. Jednak auto ważące 40 ton i oblodzone górskie trasy nie idą w parze. Najbardziej zapamiętałem okolice Popradu na Słowacji.
    Gdy wyglądałem przez szybę pasażera widziałem wierzchołki ośnieżonych drzew. Gdy spoglądałem przez okno kierowcy, widziałem kamienistą ścianę. Do tego śnieg, lód i mijające nas samochody. Nie obyło się bez kłopotów. Na jednym z zakrętów auto stanęło i już dalej jechać nie chciało. Co prawda, koła kręciły się jak oszalałe. Niestety cały czas w miejscu. Po dwóch godzinach walki przebyliśmy 200 m. Niefortunnie spowodowaliśmy także całkiem spory korek.
    Na szczęście, w końcu nadjechała piaskarka (z tego co pamiętam, to była to Tatra albo Kamaz), w każdym razie wystarczająco silna, bo podholować 40-tonowego Dafa.

■ Przerażenie w oczach

Na miejscu (tak, udało nam się w końcu dotrzeć do firmy) byłem świadkiem naprawdę trudnych chwil. Do hali prowadził dość stromy i pochyły zjazd. Po jednej stronie zjazd się kończył, a patrząc w dół można było zobaczyć dach czyjegoś domu. Pewien kierowca z Polski wyjeżdżając z tej hali wpadł w poślizg. Auto zaczęło zjeżdżać (a właściwie ślizgać się) w kierunku przepaści. Renault Magnum znalazło się dosłownie kilkanaście centymetrów od spadku. Szczęśliwie koła, w ostatniej chwili, chwyciły przyczepność i ciężarówka wyjechała z opresji.

■ Podobno nie ma już Francji

    Tak śpiewa Kumka Olik. Z tego, co się zdążyłem zorientować, to Francja jednak nadal jest. Przynajmniej była w 2008 roku, kiedy to ostatni raz wybrałem się w zimową trasę.
    Co prawda zimowa wtedy była jedynie temperatura. Śniegu raczej podczas tej podróży uświadczyłem jedynie wyjeżdżając i wracając do Polski.
    Z wyjazdu zapamiętałem przepiękne i malownicze miasto Amiens. Znajduje się tam jedna z kilku we Francji Katedra Notre Dame. Obiekt powstał w latach 1220-1270 i robi przeogromne wrażenie. Zapamiętałem, że długość katedry wynosi ponad 100 m, a wysokość ponad 40 m.
    Jeśli kiedykolwiek będziecie mieli okazję odwiedzić Amiens, nie rezygnujcie z tych planów.

■ Polak, Francuz – jeden człowiek

Właśnie w Amiens spotkaliśmy kierowcę, który z Polski wyjechał do Francji w poszukiwaniu pracy. Był bardzo zadowolony ze swojego zawodu i z tego, że jest Polakiem. Mówił, że stara się odwiedzać nasz kraj jak najczęściej. Aczkolwiek rzadko kiedy robi to zawodowo. Jednak o wiele częściej to polscy kierowcy wożą ładunki na zachód, niż francuscy do Polski.

■ Było, minęło, może powróci

Z łezką w oku wspominam tamte wyjazdy. Mógłbym o nich opowiadać stronicami, jednak istnieje ryzyko zanudzenia najbardziej wytrwałego czytelnika. W przyszłym wydaniu powrócimy na szlaki autostopowe.

Szerokości.

Autor: Wojciech Góralski

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00