POLSKA I ŚWIAT:

Rozkrok wobec e-literatury

Biblioteki próbują się ratować, kupując nowości i tłumacząc przy tym, że jest to jeden ze sposobów, aby przyciągnąć czytelników. O czym to może świadczyć? O lenistwie? O braku kreatywnych rozwiązań? Czy przyznanie się do braku kontaktu z książką jest obciachem? Odpowiedź narzuca się niestety sama – NIE JEST.

■ Książki, które same się czytają

Skoro dostęp do cyfrowych nośników bije dziś rekordy popularności, to dlaczego nie ułatwić nam jeszcze bardziej życia i nie zintensyfikować ekspansji wirtualnej literatury? Książki, które same się czytają? Proszę bardzo! Nam pozostało już jedynie spokojne rozkoszowanie się tym literackim avatarem. I tak oto jesteśmy nachalnie bombardowani kolejnymi odsłonami elektronicznych nośników książek, w tym przede wszystkim tabletów. Czy jest to genialny pomysł, czy kolejna modna fanaberia?

Nie sposób udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Trudno jednak odmówić racji wielu argumentom przemawiającym za – wystarczy spojrzeć na słupki, które uświadamiają, jak bardzo spada popyt na literaturę w tradycyjnym, dziś już nieco archaicznym, wymiarze.

Nie można tego powiedzieć o publikacjach elektronicznych. Tutaj wzrost jest ogromny – zarówno jeśli chodzi o grono odbiorców, czyli posiadaczy czytników i tabletów, jak i dostawców – autorów całego zamieszania.

■ Misyjność gadżetu
 
Czym więc jest z definicji e-book? Jest to książka dostępna w formacie elektronicznym lub publikacja elektroniczna, przeznaczona do odczytania za pomocą odpowiedniego oprogramowania zainstalowanego w danym urządzeniu. Mogą to być komputery osobiste, czytniki książek elektronicznych, telefony komórkowe czy palmtopy.

Czym jest w wymiarze praktycznym? Kolejnym gadżetem, który wypada mieć, jeśli chcę się nadążyć za duchem czasu. Nowoczesność kontra tradycyjność. W tym kontekście wciąż stoimy w niewygodnym rozkroku. Z jednej strony część z nas tęskni za tradycyjnym kontaktem z literaturą, z drugiej zaś nie możemy deprecjonować tego, że atrakcyjny nośnik zwiększa także przystępność literatury. Fani gadżetów (a kto dziś nim nie jest?) z większą przychylnością patrzą na literaturę, nawet jeśli przed erą tabletów czytali jedynie instrukcje obsługi. Cel uświęca środki? W pewnym sensie tak, jednak wątpliwości pozostają.

■ Setki książek w kieszeni

Zestawiając tradycyjny i elektroniczny wymiar literatury możemy się dopatrzyć ciekawej zależności. Treść ta sama, autor także, więc co tak naprawdę przekonuje nas do wybrania treści odczytywanej na nowoczesnych urządzeniach?  

Odpowiedzią może być przede wszystkim forma. Ciekawsza, prostsza, wygodna i – uwaga, słowo-klucz – modna.

Setki książek w kieszeni? Czego chcieć więcej. Przecież chodzi o zwiększenie czytelnictwa w Polsce w sposób możliwie bezbolesny. Bez nadętych kampanii i moralizatorstwa. Jeżeli jednak ma to pozbawić nas wyobraźni, pewnego rodzaju zaangażowania w zdobyciu tej książki i specyficznym kontakcie fizycznym, to sceptycyzm i tęsknota za klasyką zyskują na znaczeniu.

■ Kolejny gadżet

Pozostawianie w ciągłym rozkroku wobec e-literatury jest bardzo niekomfortowe. Niestety, to także ciągłe oczekiwanie na dalszy rozwój wydarzeń, obierania konwencji, a także mody, która cyklicznie poddawana jest mniej lub bardziej widocznemu liftingowi. Co przyniesie nam przyszłość, wiedzą tylko ci, którzy ją tworzą. Czyli spece od marketingu oraz arbitrzy technologicznej elegancji.

Pobrzmiewa w tym jednak delikatna nuta konsternacji. Czy pokochamy e-booki tylko dlatego, że stawiamy na wygodę? Czy intelektualne lenistwo jednoznacznie postawi granicę między pragmatyzmem, a nieco naiwnym, romantycznym rozrzewnieniem? Niestety, odpowiedzi na te pytania w coraz mniejszym stopniu zależą od nas.

Autor: Olga Wywrocka, Damian Łobacz

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00