ŻUŻEL:

Rzut oka na sytuację, cz. 2 [żużel]

Poprzednim razem nakreślono sytuację Ekstraligi. Niedługo zacznie się okres przyznawania licencji, więc też trochę „cyrku”. Nadal też nie wiemy, czy liga będzie kompletna, czy 7– lub 6– zespołowa (gdyby ktoś nie uzyskał licencji). Kwestia Lokomotivu Daugavpils ucichła, ostrowianie zdecydowali, że ze względów finansowych nie pojadą w najwyższej klasie. Rybnik ma podać decyzję w piątek. Tyle tytułem wstępu…

Cykl za bardzo rozciągnięty
Wielu zawodników uważa, że jazda w cyklu to prestiż i znaczny przywilej. Na pewno udział jest potężną dawką doświadczenia – różne tory, rozmaite nawierzchnie, inne specyfiki obiektów. Trzeba umieć „czytać”, żeby notować przyzwoite wyniki. Niestety, część żużlowców nie radzi sobie z wyzwaniami logistycznymi tudzież presją i „zawala” sezon. To właśnie jest jeden z powodów „przeciw” Grand Prix – imprez jest zbyt dużo. Sporo osób zgodzi się z tą tezą. Zmagania o tytuł Mistrza Europy (SEC pod egidą OneSport) są rozgrywane w 3-4 turnieje, a i tak wszystko wychodzi dobrze i elegancko. Jeżeli chodzi o Mistrza Świata, to mogłoby odbywać się 5, 6 nawet 7 rund, ale nie więcej. Wiadomo, że jednym z celów jest propagowanie czarnego sportu. Trzeba jednak trafiać w „chłonne” miejsca, nie jak np. fińskie Tampere – zainteresowanie bardzo słabe, zawody nudne, GP odbyło się tam trochę na siłę. Z kolei jednodniowy finał nie zdałby egzaminu, bo mogłyby trafić się przypadki „dnia konia”: zgarnięcie medalu… i zapadnięcie się pod ziemię zawodnika. Przy wspominanych 5–6 turniejach nie zdarzałaby się takie rzeczy, uczestnicy nie mieliby tak zapełnionych kalendarzy.

Zrezygnować z jednodniowych torów!
W tegorocznej walce o mistrzostwo może kilka turniejów cieszyło oko, dwa najbardziej – Toruń i Melbourne. Walka, mijanki i liczne ścieżki – najlepsi zawodnicy muszą jeszcze mieć gdzie eksponować swoje zdolności. Nawierzchnie jednodniowe temu nie służyły, bo w ten sposób najlepsi byli startowcy i nic się nie działo. Kibice też nie będą chcieli oglądać takich „widowisk”. Cykl powinien gościć tylko na stałych obiektach, często zmienianych, a prace nad przygotowaniami powinni mieć miejscowi fachowcy – broń Boże Ole Olsen, któremu włos z głowy nawet nie spadł po kompromitacji na Narodowym.

Zmienić zasady kwalifikacji
Wielu się zgodzi, że do GP często awansują „zapchajdziury”, a dzikie karty przyznawane są ze względu na narodowość lub pojedynczy udany sezon. W ten sposób co roku jest kilka ogniw nienadających się do elity. Grand Prix Challenge w aktualnej formie to dobra rzecz, ale powinna mieć miejsce najpóźniej do lipca, a nie przez cały rok. Wtedy awans uzyskać powinni ci, którzy faktycznie są w najlepszej dyspozycji w danym roku. Przy tym założeniu cykl startowałby w okresie wakacyjnym,a dzikie karty przyznawano by w środku sezonu – kiedy jak na dłoni widać, jak kto się spisuje. Wiadomo, że niektórzy nie poradziliby sobie w GP, ale i tak jakość produktu poszłaby w górę. Osobna kwestia to Chris Harris, który chyba trzeci rok z rzędu wjeżdża do GP z Challenge'u, a oferując znikomą wartość sportową. To powinno być zabronione…

Komu „dzikusa”, komu?
Znamy już 11 stałych uczestników walki o tytuł. Pierwsza ósemka zostaje, z turnieju kwalifikacyjnego wchodzi pierwsza trójka – Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki i Chris Harris (quo vadis?). Kto w oczach BSI ma na tyle uznania, że dostać zaproszenie? Lista kandydatów jest długa. Póki co, nie ma żadnego Rosjanina ani Szweda – Andreas Jonsson nie spisywał się najlepiej przez cały rok, ponadto w jego przypadku nie widać tendencji wzrostowej. Thomas Jonasson „położył” cały sezon, i w Polsce, i w cyklu. Może „Fredka” Lindgren, „Toninho” Lindbäck? Bracia Lagutowie nie mieli wspaniałych sezonów, w odróżnieniu od Sayfutdinova – ten jednak otwarcie mówi, że wróci tylko po złoto, inaczej byłby stratny. Jarosław Hampel – GP bez niego nie było takie samo i dobrze byłoby, gdyby wrócił (wtedy będziemy mieć aż 4 Polaków!). Trudny orzech do zgryzienia to Peter Kildemand – z powodzeniem startował za Hampela, niemal wyprzedzając ósmego Holdera. Niestety drugi raz z rzędu nie wywalczył przepustki z Challenge'u, po raz kolejny bardzo niedużo zabrakło. Martin Vaculik poprzedniego uczestnictwa nie wspomina dobrze, bo zwyczajnie go nie udźwignął. Może jednak już dojrzał? Może BSI szykuje jakąś niespodziankę?

Grand Prix 2016:
1.
Tai Woffinden
2. Greg Hancock
3. Nicki Pedersen
4. Niels Kristian Iversen
5. Jason Doyle
6. Matej Zagar
7. Maciej Janowski
8. Chris Holder
9. Bartosz Zmarzlik
10. Piotr Pawlicki
11. Chris Harris
12. ?
13. ?
14. ?
15. ?

Autor: Marcin Pakulski

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00