ŻUŻEL:

Dzień, który wstrząsnął Gorzowem. W Gorzowie rządziła Zielona Góra

F    
jak FENOMEN. Ten dzień wstrząsnął Gorzowem. Zielonogórscy kibice, którzy pojawili się na stadionie im. Edwarda Jancarza byli chyba w równie wielkim szoku, jak miejscowi sympatycy. Każdy może i wierzył w zwycięstwo Falubazu, ale i każdy wiedział, że forma, jaką nasi zawodnicy prezentowali w meczu z Toruniem raczej nie jest na medal. Zielonogórscy żużlowcy mieli jednak fenomenalne starty, fenomenalne maszyny i jechali fenomenalnie. Mówiąc krótko – to, co zaprezentowali w Gorzowie to jeden wielki fenomen.
 
A
jak AMBICJA. Nasi zawodnicy na torze wykazywali się naprawdę dużą ambicją. Zaciekle walczyli o każdy punkt aż do mety. Rafał Dobrucki fantastycznym atakiem w 12 biegu wyprzedził Mateja Ferjana, a Fredrik Lindgren w biegu 13 tak uparcie gonił Runę Holtę, że pokonał go dosłownie o błysk szprychy na mecie. Po tej akcji kibice zielonogórscy dosłownie oszaleli, bowiem zwycięstwo było już na wyciągnięcie ręki.

L    
jak LINDGREN. Jedno z większych zaskoczeń w zielonogórskim zespole. W tym sezonie Szwed jeździ wyjątkowo chimerycznie. Wiadomo było, że żeby myśleć o zwycięstwie w derbach musi się obudzić któryś z zawodników zagranicznych. Na nic zdałyby się dwucyfrówki Zengoty, Walaska czy Protasiewicza, jeżeli mielibyśmy w składzie czarne dziury. Lindgren był jednak obok Dobruckiego najlepiej punktującym zawodnikiem fazy zasadniczej meczu i pojechał w biegu 15. Świetnie startował i walczył na dystansie. Chciałoby się tak jeżdżącego Freda oglądać za każdym razem w barwach ZKŻ – tu.

U    
jak UBYTKI. Jak w każdym meczu nie obyło się bez kogoś, do kogo można mieć pretensje. Znowu nienajlepiej pojechał Niels K. Iversen. Trzy punkty w czterech biegach to nie jest zdobycz, która satysfakcjonuje kibiców, nie mówiąc już o samym zawodniku. Wszyscy liczyli na więcej punktów Piotra Protasiewicz, jednak w tym wypadku najwięcej zawinił sprzęt. Dwa defekty i taśma – rzadko zawodnicy mają takiego pecha. Pepe pojechał jednak w 14 biegu, i razem z Grzegorzem Walaskiem, jako dwaj rodowici zielonogórzanie, przypieczętowali zwycięstwo Falubazu w derbach.

B    
jak BOHATEROWIE. Ciężko wyróżnić jednego zawodnika w zielonogórskiej ekipie. Punkty każdego były niezwykle istotne w końcowym rozrachunku. Rafał Dobrucki zdobył najwięcej punktów i popisał się niezłym atakiem na Ferjanie, Iversen przywiózł 3 pkt, bez których wynik wyglądałby 44-46, Protasiewicz zostawił na torze serce…i łańcuszek swojego motocykla po defekcie w 3. biegu. Lindgren wreszcie się obudził i jeździł jak natchniony na gorzowskim stadionie, powodując wzrost ciśnienia zarówno u zielonogórzan jak i gorzowian. Grzegorz Walasek na początku niepewnie, później się rozkręcił i wspaniałą jazdą w 14 biegu przypieczętował sukces zielonogórzan. Grzegorz Zengota znów udowodnił, że staje się równoprawnym liderem zielonogórskiej ekipy i sprawił, że zazdroszczą nam go wszystkie kluby. Ricky Kling popisał się atomowym startem i uratował nam skórę w biegu 11. Wszyscy są bohaterami.

A    
jak ATMOSFERA. Czyli coś, czego według doniesień ostatnio w zielonogórskiej ekipie nie było. Z każdej strony słychać było tylko pretensje i jęczenie – na trenera, kierownika, tor, zawodników, mechanika…Wyliczanka, która nie miała końca. Tymczasem, jak można było zauważyć na srebrnym ekranie, drużyna się skonsolidowała. Nie wiadomo, czy sprawił to mecz czy wynik, jaki nasi osiągnęli po pierwszych biegach (gdyż jak mówi Piotr Protasiewicz to właśnie wynik tworzy atmosferę), ale im dalej w las, tym było lepiej.

Z    
jak ZWYCIĘSTWO. I to jest chyba najważniejsze. Żadna wygrana dla zielonogórskiego kibica nie smakuje tak, jak ta ze Stalą. No, może się z nią równać chyba tylko zwycięstwo w meczu o tytuł mistrza Polski. Aż chciałoby się powiedzieć: Chwilo trwaj! Autor: Weronika Górnicka

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00