PIŁKA NOŻNA:

Od euforii do rozpaczy

Pojedynek z Czechami był meczem, który można oglądać w nieskończoność. Piękne akcje, rozważna gra w defensywie, a także popisy Błaszczykowskiego, czy Rogera. Kiedy w 27. minucie spotkania ten pierwszy przeprowadził cudowną akcję, dograł do Brożka. Chwile potem było jasne- Polska prowadzi 1:0. Po przerwie Kuba Błaszczykowski podwyższył wynik na 2:0 po pięknej akcji zakończonej lobem. W końcówce straciliśmy gola po strzale wprowadzonego na plac gry Fenina, ale nic nie zakłóciło narodowego święta.

 

Boruc antybohaterem

Wczoraj natomiast nasi chłopcy nie przypominali zespołu, który nie dał szans faworytowi naszej grupy. Mecz był nudny, brakowało polotu, gra była szarpana. Wreszcie nadeszła 70. minuta. Znów Błaszczykowski i Brożek w roli głównej, ten drugi podaje do Smolarka, który wpycha piłkę do pustej bramki. Prowadzimy, a Słowacy nadal nam nie zagrażają. Przychodzi feralna 85. minuta. Ostoja reprezentacji, bramkarz Artur Boruc popełnia kardynalny błąd i Sestak doprowadza do wyrównania. Podrażnieni Polacy  ruszają do odrabiania strat, jednak piłkę traci Krzynówek, szybka kontra i z wyniku 1:0 dla biało-czerwonych zrobiło się 2:1 dla Słowacji, a strzelcem gola znów Sestak.

Przed październikowymi meczami zakładano minimum 4 punkty w 2 meczach. Po sobotnim spotkaniu wydawało się, ze plan zostanie wykonany z nawiązką, jednak w środę Polacy pokazali, że gra w roli faworyta nie jest dla nich idealnym rozwiązaniem. Naszej reprezentacji łatwiej jest sprawić niespodziankę, niżeli wygrać z niżej notowanym rywalem.

  Autor: Kamil Kolański

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00