KULTURA:

STACJA ERASMUS – Jak dotrzeć do domu na święta?

Noc na lotnisku

Nie wiem, jakiego przymiotnika użyć, by opisać trafnie wszelką komunikację publiczną we Francji (autobusy miejskie, pociągi etc.). Bilet na pociąg z Chambéry do Lyonu (w którym znajduje się najbliższe lotnisko) kupiłyśmy z dużym wyprzedzeniem głównie ze względu na cenę. Jak wiemy, studenci liczą się z każdym groszem. Chciałyśmy wyjechać z naszego miasta wcześnie rano lub w nocy, bo lot zaplanowany był na godzinę 7:30. Tu zaczęły się pierwsze schody – brak dojazdu. Ostatecznie kupiłyśmy bilet na wieczorną porę, dzień przed odlotem. Postanowiłyśmy przeczekać noc na lotnisku, innego wyjścia nie było.

Lotnisko Lyon Saint-Exupéry, godz. 23:30

Lotnisko przywitało nas pustkami na terminalach, brakiem hot-spotów, brakiem gniazdek, by podłączyć komputer, chłodem i wichurą na dworze. Nic to, myślałyśmy, przecież niedługo będziemy w domu, a kilka godzin będziemy w domu. Humory dopisywały, ale często wygrywało zmęczenie. Sami popatrzcie:

 

Kilka godzin później…

Stwierdziłyśmy, że czas stanąć w kolejce na terminalu. Wybiła godzina 5:00, a więc pracownicy lotniska powinni zacząć odprawy. Pół godziny, godzina, półtorej… ludzi coraz więcej, a wszystko zamknięte. Dopiero wtedy dowiedziałyśmy się, że poranne loty zostały odwołane ze względu na STRAJK! Stanęłyśmy pokornie w kilometrowej kolejce, by przebukować bilety na inny dzień. Jak się później okazało, wtedy również loty zostały odwołane.

Powrót do akademika?

Trudno. Trzeba było wrócić do akademika i pomyśleć o innym powrocie do Polski. Niewyspane i głodne udałyśmy się na drugi koniec lotniska, by kupić bilety na busy kursujące między Chambéry a Lyonem. Pani w kasie oznajmiła, że kolejny bus do naszego miasta odjeżdża za 3 godziny (sic!) i że bilety może nam sprzedać tuż przed jego odjazdem. Znów kilka godzin czekania. Co ciekawe, nawet wtedy śmiałyśmy się same z siebie.

Polska!

Po kilku dniach dzięki planowanemu przez Internet autostopowi (niech żyje francuski covoiturage!) dotarłyśmy wszystkie trzy do Polski. Całe i zdrowe mogłyśmy spędzić święta ze swoimi rodzicami i spotkać się ze znajomymi. Jak zawsze, nie obyło się bez przygód.

Nieumyślna kradzież

Nieplanowane przedłużenie przedświątecznego pobytu w akademiku wiązało się z praniem. Cóż, niby nic szczególnego, jednak zapamiętamy to do końca życia. Dwie z nas wyprały swoją bieliznę w pralce, a następnie przełożyły do suszarki. Z racji tego, że pralnia otwarta jest tylko w wyznaczonych godzinach, bielizna została „uwięziona” w niej na noc. Następnego dnia, tuż po otwarciu akademickiej suszarni, a jeszcze przed wyciągnięciem swojej bielizny przez moje koleżanki, odwiedził nasz dom studencki niewidomy mężczyzna w średnim wieku. Jak się później okazało, poprosił administrację budynku o skorzystanie z suszarki. Po południu wyszło na jaw, że mężczyzna ten był Kanadyjczykiem i, spiesząc się na lot do domu, oprócz swojego wysuszonego prania, zabrał ze sobą także bieliznę moich koleżanek. Podobno jest znany paniom administratorkom i ma bardzo zazdrosną żonę, więc… mamy nadzieję, że sprawa nie zakończy się rozwodem.

Rozświetlony Lyon

Jeszcze przed tymi wszystkimi opisanymi wyżej przygodami, wybrałyśmy się do Lyonu na święto światła – Fête des lumières. To kilkudniowa impreza zaczynająca się 8 grudnia w maryjne święto kościelne. Silnie zakorzeniona we francuskiej historii i kulturze, corocznie ściąga do Lyonu tłumy i pozwala spojrzeć na miasto w inny sposób poprzez iluminacje świetlne, animacje lub też zwykłe oświetlenie każdej kamienicy.
Naszym okiem wyglądało to właśnie tak:

 
 
 

Pozdrawiam noworocznie!

Autor: Tekst i foto: Kamila Maciejewska

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00