KULTURA:

Smaki Zielonej Góry – cz. 2

Zielona Cafe – ul. Wyszyńskiego 34M

Zielono mi
Czy ktoś jeszcze pamięta, gdzie było San Remo, zanim przeniosło się do sąsiedztwa? Jego miejsce zajęła kawiarnio-restauracja (?) o wdzięcznej i jakże wiosennie kojarzącej się nazwie Zielona. I chociaż nie serwują tu już najlepszych lodów mango pod kopiastą pierzynką bitej śmietany, to miejsce ma duży potencjał i warto się skusić na małe co nieco. Menu jest bardzo różnorodne, a miejscami nawet dość wymyślne. Ja dałam się oczarować pyszną sałatką (za 10 zł naprawdę duża mieszanka sałat, szparagów i ogórków z panierowanym serkiem camembert i bagietką z masłem ziołowym) i moim ulubionym nie-czekoladowym deserem, czyli malinową pychą z ekstra porcją bitej śmietany dla wytrwałych i nie dbających o kalorie. Z zasięgniętej opinii wiem, że serwują tu też jakieś owoce morza (not my cup of tea!) i makarony (na które, ku mojemu rozczarowaniu, nie znalazłam już miejsca po treściwej sałatce). Oprócz tego gęsta czekolada w kilku smakach, kolorowe koktajle, a na święta keks i pachnący piernik.

Gwarno i wesoło
Niestety, po magicznej atmosferze tego miejsca z czasów San Remo pozostało tylko wspomnienie. Teraz zaciszna przystań przypomina raczej wesołe Campo di Fiori, i to w samo południe. Jeśli szukasz miejsca na romantyczną schadzkę lub pogawędkę z dawno nie widzianym znajomym, polecałabym raczej mniej oblężone miejsce. Wiem od jednej z przesympatycznych pań kelnerek, że istnieje możliwość rezerwacji całego lokalu w celu urządzenia w nim urodzin/imienin/szkolenia i tym podobnych, co wydaje się dość ciekawą propozycją, zważywszy na jakość serwowanych pyszności i ich całkiem przyzwoite ceny.

Give it a try

Gwoli podsumowania – Zielona jest miejscem jak najbardziej wartym polecenia, a jeśli czujesz, że nie masz czasu zapuścić się w tak odległe rejony, pójdź w moje ślady i wybierz się tam na oknie. To mój ulubiony sposób spędzania tak niespodziewanie podarowanego przez los czasu. Przy tej okazji warto też napomknąć, że do godziny 12 można tu zjeść śniadanko, do którego dostaniemy kawę zupełnie za free. I jeśli nie przeszkadzają ci tabuny co rusz przewijających się ludzi, pozwól sobie na krótką, smaczną chwilę i daj się “zazielenić”.
 

Roma – ul. Drzewna 2

Bo Polak potrafi
Dziś gratka dla amatorów pizzy. Nie ma chyba na świecie dania tak banalnego, a jednocześnie tak powszechnie uwielbianego jak ten puszysty, drożdżowy placek z dodatkiem pomidorowego sosu, sera i obowiązkowo sporej garści oregano. Ta bardzo podstawowa wersja przywędrowała do nas z Włoch, ale my, znani z umiejętności uprzyjemniania sobie życia, wzbogaciliśmy ją o salami, pieczarki, szpinak, a właściwie to o wszystko, co można znaleźć w lodówce.

Rzym po polsku
Jak wiadomo, pizza pizzy nierówna – moją ulubioną robią na ulicy Drzewnej w malutkim, niepozornym lokaliku o co najmniej nieadekwatnej nazwie Roma. Miejsca jest rzeczywiście mało, ale pizza – znakomita. To, co urzeka mnie w niej najbardziej, to brak “boków”, za którymi nie przepadam, ale też mocno pomidorowa baza, i wyraziste dodatki. Nie pamiętam żadnych nazw, bo moim ulubionym rodzajem jest kompozycja własnych smaków, do czego was również serdecznie zachęcam – bawcie się smakiem, bądźcie kapryśni i jedzcie pizzę tak, jak kochacie. Ja wybieram klasykę – kiełbasa, pieczarki i papryka, jak u mojej babci, ale od święta pozwalam sobie na pizzę z gyrosem i brokułami. Całość dopełniamy sosem czosnkowym i voilà!

Przekonaj się sam
Dobra pizza może zrekompensować wspomnianą wcześniej ciasnotę, ale brak toalety jest niedopuszczalny. Picie piwa do twojej margharity – niewskazane! Ceny są niestety dosyć wygórowane, bo za 30-centymetrową pizzę trzeba zapłacić w granicach 18 zł. Pewnym pocieszeniem może być fakt, że w tę cenę wliczone są sosy, ale to, na co trafisz – loteria. Któregoś razu jadłam tam pyszny, bardzo gęsty i bardzo czosnkowy dip, kiedy indziej – kompletnie nie przypominające sosu “coś” o konsystencji mleka. Także fifty-fifty. Mam nadzieję, że się wam poszczęści, a jeśli nie, zawsze możecie powrócić do korzeni i polać pizzę keczupem – efekt rozczulająco przywraca wspomnienia z dzieciństwa. Niezależnie od tego wszystkiego, kto pizzy w Romie nie próbował, pozbawia się doznań niezwykłych i powinien temu prędko zaradzić. Bo warto.  

Autor: Anna Nadstoga (anna.nadstoga@o2.pl)

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00