KULTURA:

Nie rozumiem św. Mikołaja

Nawet mogłabym przyjąć to jako nowoczesny, świetny pomysł. Z tym że daję się nabierać na te jego wspaniałe plany co rok, a na Wigilię i tak św. Mikołaj wprasza się do mnie przez komin, więc i tak, i tak pracuje. A Kevina… może sobie ewentualnie nagrywać, cofać, przewijać…  Generalnie zdążyłam się już przyzwyczaić do tego, że jakby nie było, 24 grudnia bez Mikołaja, to jak święta bez Coca-Coli. Święta i średnio półtora miesiąca do tyłu. Więc w sumie na reklamę, która pokazuje pierwszy śnieg tej… bardziej pasowałoby słowo zimy, ale trzymajmy się faktów  jesieni…  można zaczynać już czekać tuż po powrocie
z grobów 1 listopada.
    Zanim jednak pojawi się na naszych ekranach wielki, czerwony, oświetlony z każdej strony, tir, możemy wybrać się do sklepów, w których znicze natychmiastowo zamieniły się w różnego rodzaju bałwanki. Nie dość, że nie jest już tak nostalgicznie i przejmująco, możemy zacząć cieszyć się z tego, że to, co Mikołaje zarobią, wspinając się na półki na różnych wysokościach przez tak długi okres czasu, powinni teoretycznie wrzucić nam do skarpety wiszącej na kominku. Nagle zdaję sobie sprawę, że oglądanie zbyt wielu amerykańskich filmów szkodzi. Przypomina mi się też, jak to jakoś niedawno ktoś zszokował mnie informacją, że św. Mikołaj nie istnieje, a prezenty przynoszą rodzice. Od razu nasuwa się milion wniosków i kończą marzenia dotyczące zawartości czerwonej skarpety.
 
    W jednej chwili odechciewa mi się całego tego oglądania bałwanków, magicznych kul z udawanym śniegiem, trzech tysięcy Mikołajów w pięciu milionach rozmiarów, bombek, łancuchów już od listopada… Zyski kierują się w stronę wielkich firm? Zadaję sobie kolejne pytanie z nadzieją na przeczącą odpowiedź: prezenty kupują rodzice? I nagle przestaje mnie dziwić ich, często wręcz nieludzkie, zachowanie. Przestaje dziwić to, że rzucają się na zabawki, jakby byli dziećmi. I przestaje dziwić dziki wyraz twarzy, kiedy kasjerka otworzy drugą kasę, gdy oni stoją właśnie na końcu kolejki. Parę sekund później, już po męczącym wyścigu ostatni są pierwszymi. Przestaje mieć znaczenie to, że było nie fair, bo linia startu dla każdego znajdowała się w innym miejscu. W tym momencie przestała mieć znaczenie również jakakolwiek uczciwość – Stałeś dłużej, to bądź dalej!. Ale do tego większość zdołała się chyba już przyzwyczaić.  Liczy się czujność. Bywa ona szczególnie wyostrzona, kiedy, dość absurdalnie, do rodzica dochodzi, że chce być jak najlepszym Mikołajem. Generalnie coś w stylu marzeń widelca o byciu jak najlepszym nożem, kiedy kotlet jest za twardy. No dobra, pierogi. Napisałam tak, tylko po to, żeby było bardziej świątecznie. Ale w gruncie rzeczy w całym tym komercyjnym świecie potrawy mają coraz mniejsze znaczenie. Tak samo jak te parę dni tydzień przed końcem grudnia. Centra handlowe są pozamykane, a nam trudno odnaleźć się w domowej atmosferze. Wyjątkowość polega głównie na tym, że mamy dni wolne od pracy, spędzamy  czas z rodziną. Czyli coś, czego na ogół nam brakuje. Ale wspólnie spędzonego czasu przy śpiewaniu kolęd nie nazwiemy świętami. Bo obecnie jako święta traktujemy wszystko to, co jest  dookoła. Wspólne ubieranie choinki przerodziło się w to, kto kupi ładniejsze bombki. Listy do św. Mikołaja zamieniły się w Listy do M.. Prezenty w szał świątecznych zakupów, a głównym wyznacznikiem, czy święta były udane, stało się to, czy udało się przekonań stację telewizyjną, aby milionowy raz puściła Kevina….
    Asortyment większości sklepów nie pozwala nam przykładać uwagi do tego, jaki jest aktualnie dzień, miesiąc, pora roku. Jeśli chodzi o różnego rodzaju refleksje, nie ma to najmniejszego znaczenia. Myśleć można zawsze. A wyróżnić Święta Bożego Narodzenia, ich tradycję i wyjątkowość, wypadałoby tylko raz w roku!

Autor: Karina Ostapiuk

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00