KULTURA:

Blondynka z maturą

Tydzień przed maturą zaczęła się panika. Zdam czy nie zdam? Zdam czy nie zdam? Jak mówią, grunt to pozytywne nastawienie: zdam! Tydzień to przecież dużo czasu. Na pewno zdążę.

W końcu to TYLKO 27 lektur, jakieś 4000 lat historii, do tego WOS i angielski. Co to dla mnie! Stres przedmaturalny minął mi szybko. Właściwie, zaraz po tym, jak wróciłam z pięciogodzinnych zakupów w Focusie. Marynarka, spódnica, koszula, sweter, buty… Czułam, że do matury przygotowana jestem w 100%.

W końcu nadszedł TEN dzień. Na pierwszy ogień poszedł język polski. Jak się okazało, nie warto tracić trzech lat na czytanie lektur, bo można ogarnąć je wszystkie w jeden wieczór. Po wyjściu z sali szybki telefon: Czy Reymont dostał Nobla? Odpowiedź: Dostał. Ufff, zdałam.

Walki dzień drugi. English. Jak poszło? Of course good. Okazało się, że język obcy wcale nie był taki obcy.
Po dwóch dniach bitwy ja kontra matura – wynik 2:0. Pozytywnie nastawiona stwierdziłam, że teraz już nic nie jest w stanie zepsuć mi humoru.

Niestety, było inaczej, a to wszystko za sprawą dnia trzeciego. Masakra, poległam… To nie tak miało być. Po powrocie do domu powiedziałam sobie: nie, nie sprawdzę odpowiedzi. Ale jednak nie wytrzymałam. Sprawdziłam. Po około trzech minutach zdążyłam obdzwonić znajomych z wiadomością, że  nie dostanę się na studia i generalnie, że NA PEWNO oblałam. Ale sama nie mogłam w to uwierzyć. Policzyłam punkty jeszcze raz.
I tym sposobem, po kolejnych trzech minutach musiałam dzwonić do wszystkich i wyjaśniać, że… po prostu źle policzyłam punkty (i to o połowę źle!).

Po takich wrażeniach nastąpiła chwila przerwy. Ta przerwa miała być poświęcona na naukę. Ale tak się jakoś stało, że na dwa dni wylądowałam w Łagowie…

Zmagań dzień czwarty – historia. W sumie bardziej histeria! Uznałam, że 24 godziny to wystarczająca ilość czasu, żeby wszystko powtórzyć. Chociaż czy „powtórzyć” to dobre słowo? Raczej – żeby się „nauczyć”. Z własnego doświadczenia mogę teraz spokojnie powiedzieć, że DA SIĘ – przynajmniej do 1920 roku (szkoda, że połowa arkusza dotyczyła lat późniejszych…).

Takim sposobem część pisemna była już za mną. Co do ustnej – czysta formalność. Nareszcie spokój. Nareszcie wakacje.
Co będzie dalej?
(…)
Od października „matura” podobno jest co pół roku. Zdam czy nie zdam? ZDAM!

Autor: Paula Mościcka

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00