Na płycie trwającej czterdzieści pięć minut mamy tu tylko sześć utworów. To już może budzić trwogę – bo niby jak interesować ma nas „Let Me Back In”, które ma ponad dziesięć minut? Odpowiedź jest prosta: to naprawdę świetna muzyka.
Wydawać się może, że na szóstej płycie Amerykanie nic nie zmieniają i raczą nas kolejną porcją post-rockowego grania. Czy po 11. latach od wydania debiutanckiej „How Strange, Innocence” w ich obozie nic się nie zmienia? Bynajmniej. Jasne, muzyczne poletko się nie zmieniło. Zmieniło się to, że Explosions In The Sky są coraz lepsi w tym, co robią. A nigdy nie byli słabi.
Melodie takie jak gitary w „Be Comfortable, Creature” czy histeryczna końcówka „Human Qualities” to przykłady elementów, które wybudzają nas z raczej sennego klimatu tej płyty. Zespół czaruje, czaruje, a my nawet nie wiemy kiedy daliśmy się złapać i wyłączamy się na wszystko poza tą muzyką. EITS udała się sztuka niebywała – tworząc w podobnym stylu odseparowali się od Szkotów z Mogwai i nie ma co tu ich porównywać z kimkolwiek – przez większą część „Take Care…” są klasą samą dla siebie.
Są jednak na tym krążku momenty, gdy wydaje się, że zapomniano o słuchaczu nieobytym z instrumentalnym graniem. Są momenty, kiedy chcemy ominąć fragment utworu, bo już wiemy, co się niebawem stanie. Na szczęście to rzadkość na ty krążku, a Explosions In The Sky udowadniają karkołomną tezę, że instrumentalne granie może zainteresować współczesnego słuchacza.
Ta płyta naprawdę się sprawdza, gdy założymy słuchawki i dajemy naszym myślom błądzić razem z dźwiękami. Nie ma tu może melodii które będziecie nucić przy gotowaniu, ale w zamian za odrobinę cierpliwości najnowsza propozycja tej grupy ma do zaoferowania naprawdę wiele. I w końcu – najlepsze zostawiłem sobie na koniec – czy taka muzyka ma rację bytu? Wszystko wskazuje na to, że jednak tak. W końcu Explosions In The Sky już od dwóch krążków lądują ze swoimi dziełami na listach przebojów!
Autor: Michał Stachura