MUZYKA:

Wulgarnie, zabawnie, do przodu

Imiennym tytułem Bajzel namieszał. Piosenki takie jak „Window”, czy „Frustrated” lokowały go gdzieś w rejonach Becka, ale już inne utwory na płycie niekoniecznie. Potem robimy wielkie oczy, bo okazuje się, że to nie zespół, on naprawdę wszystko robi sam. Z pewnością można powiedzieć, że pierwsza płyta artysty jest wyjątkowa – mieszanka gitarowych riffów na tle topornych beatów zaskarbiła Bajzlowi oddanych słuchaczy, którzy z niecierpliwością czekali na drugi album tego wariata. „Miłośnij” mogła niektórych rozczarować. Przede wszystkim nie ma tu łomocących riffów, temu krążkowi bliżej do opowieści, jest o czymś. Konkretnie o miłości. W dodatku, w przeciwieństwie do debiutu, zaśpiewany w całości po polsku. Jeśli komuś to nie przeszkadzało, to otrzymywał w zamian tak wspaniałe utwory, jak bajzlowy hit „Wsioryba”, zabawny „Maniana”, czy po prostu ładny „Żal”. I tak nadszedł rok 2011, a Bajzel po zmianie barw wytwórni na Mystic Production, 11. kwietnia wydał płytę „Mała Wulgaria”.
 
Melodyjna nawalanka „Zabawki” wprowadza nas w klimat płyty – jest głośno, z humorem i do przodu. Trochę wulgarnie, ale wszystko służy muzyce. Teksty nie są ani o niczym, ani o czymś – głównie mamy tu zabawę słowem jak w „Whou”, gdzie w refrenie słyszymy „who you, who you, who you are?! (skojarzenia jak najbardziej na miejscu). Jeśli chodzi o brzmienie, Bajzel wraca do debiutu – riffowe, czasem troche funkujące, czasem trochę reggae’owe granie zabarwione beatami jest obecne praktycznie w każdym utworze. Wyraźnie jednak jest ono wzbogacone o doświadczenie drugiej płyty.
 
O rozwoju świadczy z kolei kawałek „Gówno”. Tekst o sprzedawaniu siebie, a w tle… trąbki. Niektóre z tych piosenek Bajzel grał na żywo 5 lat temu. Wtedy tłumaczył, że odkłada je i cała trzecia płyta będzie wulgarna, niepoważna. I jest dokładnie tak, jak sobie wymyślił. „Mała Wulgaria” to płyta spójna, „koncertowo” brzmiąca i bardzo dobra. Bajzel pozostaje klasą samą dla siebie, nie mając na rodzimym rynku konkurencji, puszcza wodze fantazji i robi z nami co chce. 
 
Nie jest tak, że ten album to same blaski, to też cienie. Jest też trochę przydługawa, niektóre piosenki odstają poziomem od reszty, ale słuchając tak świetnych utworów jak chociażby wspomniane „Whou”, wcale się o tym nie myśli. Bo przez większą część czasu Bajzel zajmuje nas całkowicie – tak, jak w „Pod RAP”, gdy już zaczyna nas męczyć monotonny podkład, słszymy nagle „pięć ciastek! pączek, pączek!”. Konia z rzędem temu, kto się temu oprze. A póki co „Mała Wulgaria” trochę znikąd okazuje się najciekawszą polska płyta wydaną w 2011r.  A wszystko wskazuje na to, że nie tylko.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00