MUZYKA:

Seks, narkotyki i dym papierosowy

 Ostatnia pozycja w dyskografii The Kills, „Midnight Boom” z 2008, była bodaj najdoskonalszą z ich dotychczasowych propozycji. Połączenie tego, co najlepsze na ich wcześniejszych albumach – dusznej od seksu, narkotyków i dymu papierosowego atmosfery, gitarowego brudu i świetnych melodii. Poprzeczka zawieszona niesamowicie wysoko, a apetyt tylko rósł. Głównie dzięki Alison Mosshart, która w tak zwanym międzyczasie nagrała z The Dead Weather dwa doskonałe krążki, a ostatnio podpisała listę obecności na soundtracku do filmu „Sucker Punch”. Pierwszy singel, „Satellite”, to świetny nowoczesny blues, drugi utwór, „DNA”, duet udostępnił do ściągnięcia za darmo. Jak jest z resztą?
Niestety nie jest to płyta tak dobra, jak „Midnight Boom”. Brakuje tego, co w jakiś sposób definiuje The Kills: rozerotyzowania, narkotyczności tej muzyki. Zespół zaskakuje bardzo piosenkowym podejściem do tematu i tym razem to melodie są siłą, nie atmosfera. Czyli coś za coś. Mają szczęście, że te piosenki są naprawdę świetne. Takie „Satellite” to jeden z najlepszych numerów, jakie kiedykolwiek wyszły pod szyldem The Kills. Poza tym poziom trochę niższy, choć cały czas wysoki.
Piękna, beatlesowska minutówka, która pojawia się w połowie płyty, pokazuje jedno: nie czas na kreowanie klimatu. The Kills AD2011 chcą melodii. Poza „Wild Charms” to samo zdają się mówić „Baby Says” i „Damned If She Do”. To, czy zwolennicy tej formacji kupią ich w takiej formie, zależy tylko od indywidualnych preferencji. Ja kupuję i głośno klaszczę.
„Blood Pressures” to płyta świadcząca przede wszystkim o kompozytorskim sznycie The Kills. O tym, że chcą się rozwijać i może nie zmieniać, ale modyfikować swój wizerunek. I w końcu o tym, że cały czas nie mają złej pozycji w dyskografii.

Autor: Michał Stachura

Zobacz więcej
Back to top button
0:00
0:00