MUZYKA:

Przy zgaszonym świetle

Absolutnie nie! Szwedzi po raz kolejny nagrali bardzo dobry krążek i udowodnili, że aby uczynić coś takiego, do szczęścia wcale nie jest potrzebna nowoczesna technologia nagraniowa. Wystarczy stary, dobry analogowy sprzęt i głowy pełne świetnych pomysłów. Na "Lights Out" mamy ich całą masę, ale zdarzają się też skuchy. Zacznijmy jednak od początku. Przede wszystkim brawa należą się za kapitalnie uchwycony klimat lat 70-tych i panującej w ówczesnej muzyce psychodeli. Wiecie – dzwony, śmieszne fryzury z grzywkami, wąsy, krzywe zgryzy i permanentny kalejdoskop przed oczami. Śmiem twierdzić, że panowie zmontowali potajemnie wehikuł czasu, przenieśli się do Wielkiej Brytanii roku 1971 i dali łapówkę paru zombiakom, które przyniosły im mózgi kilku muzyków rockowych z tamtych lat. Jak bowiem inaczej ich utwory zabrzmiały by tak wiarygodnie? Mamy kapitalne rockowe petardy typu "Seven Seven", "Endless Night" czy fenomenalny, singlowy "Goliath". W utworach tych Graveyard nawiązuje delikatnie do twórczości takich grup jak wczesny Black Sabbath, może trochę Cream, ale wszystko jest sprawnie przemielone przez ich wyobraźnie i nie ma mowy o postawieniu zarzutu zżynania.

Na krążku znajdziemy też wpływy bluesowe, czy nawet odniesienia do muzyki The Doors. Ci drudzy słyszalni są zwłaszcza w wolniejszych utworach, jak chociażby "Hard Times Lovin’". Bardzo ciekawie prezentuje się również drugi na płycie "Slow Motion Countdown". Zaczyna się łagodnie i wręcz leniwie. W refrenach natomiast rozkręca się bardzo sympatycznie, a końcówka jest naprawdę mocną rzeczą. Wszystko to za sprawą smyczków, które zaczynają wtórować gitarom i budować podniosły klimat. Brzmi ona nawet nieco jak z "Dziewczyny o perłowych włosach" węgierskiej Omegi, ale zdecydowanie bardziej melancholijnie. Trzeba jednak przyznać, że dynamiczne granie wychodzi Szwedom zdecydowanie lepiej. Kawałków zadziornych i spokojnych jest na albumie mniej więcej po równo. O ile jednak do pierwszej grupy nie ma się zbytnio o co przyczepić, tak tę liryczną ciągną w dół smęcenia typu "20/20 (Tunnel Vision)", albo rozlazły i bezpłciowy "The Suits, The Law & The Uniforms". Może jednak ich odbiór jest kwestią przyjęcia odpowiedniej ilości pewnych środków, po których świat wydaje się bardziej… kalejdoskopowy?

"Lights Out" to jednak całkiem udana pozycja. Brzmi przede wszystkim organicznie i dziarsko, a tego ostatnimi czasy coraz mniej w rockowej muzyce. Przy takim graniu nie pozostaje nic innego, jak robić to przy wyłączonym świetle. Chodzi oczywiście o tańczenie

Autor: Michał Cierniak

Zobacz więcej

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Back to top button
0:00
0:00